– Kilka dni później, po feralnej strzelaninie w sklepie jubilerskim, odbył się pogrzeb Gabrieli Morawskiej. Wszyscy zdawali się być bez życia. Funkcjonowali jak zaprogramowane komputery, podtrzymywane sztucznie kawą i innymi substancjami, które na jakiś czas potrafiły dać solidnego kopniaka i nie pozwolały kłaść się spać. Wszyscy robili co mogli, by podtrzymać na duchu Miśka i Nowego, którzy tamtego pamiętnego dnia, znaleźli się w centrum wydarzeń. Obecna sytuacja najbardziej zdruzgotała Miśka, gdyż dla nikogo nie było niczym nowym, jak bardzo Gabi była dla niego ważna. Po uroczystościach pogrzebowych, udali się wszyscy do stacji, by posiedzieć wspólnie przy posiłku, ofiarować sobie wsparcie i wreszcie porozmawiać o tym, co się stało.
– Zrobiłem rosół…
– Rzucił Artur przygnębionym głosem do zgromadzonych przy stole współpracowników.
– Z najchudszej kóry jaką udało mi się w sklepie znaleźć, żebyście mi nie biadolili, że cholesterol i…
– Kontynuował, siląc się na żart, który niestety nie rozbawił nikogo.
– Dobrze, czas coś z tym wszystkim zrobić. Ludzie! Zacznijcie mówić! Płakać! Cokolwiek, porozmawiajmy o tym! Tak dłużej nie da się wytrzymać. Ta atmoswera jest nie do zniesienia.
– Rzekł, obdarzając zgromadzenie twardym spojrzeniem.
– Ale co tu można jeszcze powiedzieć doktorze? Cokolwiek by to nie było i tak nie odwróci tego co się stało.
– Podjął Piotrek.
– Mylisz się Strzelecki. Może nie odwróci tego co się stało, ale pomoże zapobiedz temu, co się jeszcze może zdarzyć. Jak tak wszyscy będziecie w sobie kotłować te emocje. A przecież jesteśmy tylko ludźmi.
– I kto to mówi.
– Wtrąciła Martyna.
– O co ci chodzi Kubicka?
– Nie chciałabym być dla doktora nieuprzejma w takim dniu…Ale doktor zachowywał się podobnie po śmierci Renaty, a nawet gorzej.
– To prawda. No i to właśnie było złe, bardzo złe. Teraz myślę, że gdybym był w stanie powiedzieć komuś o tym co czułem w tamtym okresie, mogłoby to rzutować na pewne wydarzenia z późniejszej przyszłości i pewne sprawy potoczyłyby się inaczej.
– Lidka spojrzała na niego oczami wypełnionymi smótkiem i pustką czując, że ostatnie jego słowa kierowane są międzyinnymi do niej. Uśmiechnął się lekko patrząc na nią i z całych sił starał się dodać jej otuchy.
– Posłuchajcie, mam wam do powiedzenia kilka bardzo ważnych rzeczy.
– Zaczął po dłuższej chwili, gdy wszyscy rozpoczęli powolny i żmudny proces jedzenia.
– Ja jestem lekarzem, a większość z was tu zgromadzonych to ratownicy medyczni. Tak chcieliśmy, tak wybraliśmy. Nikt nas do tego nie zmuszał, zrobiliśmy to jak sądzę wszyscy z własnej woli. Wiedzieliśmy przecież z czym się wiąże nasz zawód. Owszem, ratujemy ludzkie życie, ale nikt nam nigdy nie da gwarancji, że kiedy ratujemy innych, sami możemy czuć się bezpiecznie.
– Ale możemy chociaż starać się dbać o bezpieczeństwo tych, których ratujemy, atakże i swoje. A ona…Znaczy doktor Morawska…
– Odezwał się nowy.
– Zamknij się nowy! Przestań pieprzyć od rzeczy! Dobrze wiesz jak było, że gdyby nie ona, to ten sukinsyn nie uwolniłby tej dziewczynki.
– A ty chyba pominąłeś pewne fakty. Starsza sierżant Zawadzka ostrzegała i prosiła ją, żeby nie robiła nic na własną rękę! Poza tym, ten pomysł z próbą jej odbicia, to było z góry skazane na niepowodzenie! Mówiłem ci, że to się nie uda, czułem to!
– Panowiee! Paanoowiee! Uspokójcie się! Mało wam ofiar jeszcze po ostatnim?
– Ryknął Góra widząc, że Misiek i Nowy już szykują się, by skoczyć sobie do gardeł.
– Słyszy pan doktorze co on mówi? Ja już słuchać tego nie mogę! Ty nie myślisz racjonalnie Misiek, kochałeś ją, ale fakty mówią same za siebie.
– A ty nie kochałeś i z pewnością nie pokochasz nigdy nikogo!
– Przestańcie do jasnej cholery! Chcecie się tu teraz licytować kto ma racje i czyja to wina? Czy to coś zmieni w obecnej sytuacji? Gabriela ryzykowała życiem i dobrze o tym wiedziała, pozwólmy jej odejść godnie, wspominajmy ją dobrze.
– Powiedziała Anna patrząc twardo na obu mężczyzn. Zamilkli oboje siadając znów na swoich miejscach przy stole.
– To moja wina. Gdybym wtedy nie próbował jej stamtąd wyciągnąć…Ale co, miałem ją tak zostawić? To ja powinienem być tam, na jej miejscu…
– Misiek zakrył twarz dłońmi i wybiegł z jadalni.
– Zaraz wracam. To się nie może tak skończyć. No, a wy jedzcie, jedzcie, bo stygnie. Jeszcze drugie danie czeka.
– Rzekł Artur wychodząc szybko w ślad za Miśkiem.
– Misiek, pogadamy?
– Zapytał delikatnie pukając do drzwi kabiny.
– Niech mnie doktor zostawi, mam dosyć tego waszego pieprzenia od rzeczy.
– Misiek. Chłopie, ale właśnie w tym rzecz, że tylko ja rozumiem co czujesz. Też straciłem kobietę, którą kochałem i nie zdążyłem jej nawet o tym powiedzieć.
– Tak wiem…Słyszałem tę historię setki razy.
– No to co…Pogadamy?
– Po dłuższej chwili Misiek w końcu wyszedł z toalety i wyszli razem przed stację. Usiedli na ławce przy parkingu dla karetek. Misiek patrzył przed siebie bez emocji.
– Tam zawsze stawiała motor. A nasze pierwsze spotkanie…Wyszedłem na kompletnego durnia, debila. Pewnie dlatego nie brała mnie pod uwagę jako faceta, z którym mogłaby być szczęśliwa.
– Rzekł nie odwracając wzroku w stronę Artura.
– Nie Misiek. To nie tak. Żeby uporać się z tym wszystkim, musisz po prostu zrozumieć, że tak widocznie musiało być. Jesteśmy tu, na tej ziemi na chwilę. Krótszą, lub dłuższą. Ważne, by robić jak najwięcej dobrego, by odchodząc stąd móc sobie pogratulować z czystym sumieniem i nie mieć nic do zarzucenia, albo jak najmniej.
– A pan? Potrafił zrozumieć, dlaczego ta pana Renata odeszła? Bo tak musiało być? I już?
– Wtedy nie. Bardzo długo nie. Z resztą…Co tu o mnie gadać. Ja po prostu taki już jestem…Byłem, staram się zmienić. Kiedy jest coś nie tak, zamykam się w swojej skorupie, bo po prostu nie umiem mówić o tym, co mnie boli. Ale o tym, co mnie cieszy też nie. Jednak naprawdę staram się to zmienić. Właśnie dlatego, że taki jestem, próbuję cię chronić, pomóc ci przez to przejść.
– Myślę, że gdybym tam…Wtedy nie reagował tak impulsywnie, to ona mogłaby żyć. Cholerna pomyłka…Ten facet chciał strzelić do mnie, a nie do niej. To ja miałem zginąć.
– Z jego oczu popłynęły strumienie łez.
– I co to by zmieniło? Czy myślisz, że gdybyś zginął, a ona byłaby tu teraz ze mną na twoim miejscu czułaby się choć trochę lepiej? Tylko dlatego, że nic do ciebie nie czuła? Obwiniałaby się tak samo, jak każdy, kto byłby na tym miejscu. Jeżeli nie zginęłaby ona, ani ty, to zginąłby, być może ktoś jeszcze. Równie niewinnie. Takie jest życie Misiek, taka jest też nasza praca. To mogłem być ja, Wiktor, Anna, każdy z nas. Widzisz…Kiedy zginęła Renata…Też miałem wrażenie, że przeze mnie. Ratowała małego chłopca, który wbiegł na jezdnię za uciekającą piłką. Akurat wtedy nadjeżdżał samochód i…Renata…Uderzył ją w głowę. Zapewniała mnie, że czuje się dobrze, że nic jej nie jest. Tego dnia już prawie powiedziałem jej co do niej czuję. Mieliśmy nawet swoją pierwszą, trochę nieformalną randkę i wtedy…Zaczęła się źle czuć. Zaczęła słabnąć i….Ja…Wezwałem pogotowie. Od razu trafiła na stół operacyjny. Ale nie udało się jej uratować, krwiak mózgu był zbyt duży. Wiesz ile nocy przepłakałem? Tak! Dobrze słyszysz. Przepłakałem. Ile razy zadawałem sobie to pytanie co ty teraz. Dlaczego! Dlaczego taka młoda dziewczyna. Przecież robi więcej dobrego niż złego. Może gdybym jednak bardziej upierał się przy tym, żeby zrobiła tomografię głowy po tym uderzeniu…Może gdybym był bardziej stanowczy, może, może, może… Ale tego już nigdy się nie dowiem, a myślenie w ten sposób…Nie wiem dokąt już niedługoby mnie doprowadziło.
– Nigdy w ten sposób doktor o tym nie opowiadał.
– Powiedział Misiek patrząc na Artura, którego twarz była teraz zmieniona, jak by otoczona silną mgłą wspomnień.
– Tobie to mówię Misiek. Tobie, bo jesteś w podobnej sytuacji, cały czas to roztrząsasz, nie możesz się pogodzić, cały czas pytasz siebie, dlaczego, i co by było gdyby. Tak nie można! Musisz pomyśleć o tym w ten sposób, że tak zwyczajnie musiało być. Widocznie tam w niebie, ona ma większą misję do spełnienia.
– Nikt jej tu nie lubił doktorze. Tylko dla mnie była coś warta. Tylko ja w nią wierzyłem.
– To, że nie była zbyt lubiana to nie znaczy, że wszyscy cieszą się z jej śmierci. To dla nas wszystkich jest ogromna tragedia. A mało tego…Ja jako kierownik stacji…Znów będę musiał szukać kogoś na jej miejsce i za Banacha, który jeszcze…Eeechh co ja gadam tam…Nie słuchaj mnie.
– Jak doktor sobie poradził z tym co się stało?
– Zapytał ignorując poprzednie słowa Góry.
– Dzięki nim wszystkim. Oczywiście nigdy im tego nie powiem, bo jeszcze by się rozbestwili i niewiadomo jakie sukcesy zaczęliby sobie przypisywać, ale…To oni stawiali mnie do pionu. No i praca, przede wszystkim praca. Nie pozwalała mi myśleć o tym co się stało i o tym, co już nigdy się nie stanie. O tym, że już nigdy nie spojrzę w jej piękne oczy. Że już nie zdążę dotknąć jej ślicznych rudych włosów, gdy czasem je rozpuszczała. Nie powiem jej tego, co powinienem był zrobić od razu, gdy to poczułem i nie posmakuję smaku jej ust. Już nigdy.
– W tym właśnie problem, że ja się zastanawiam czy w ogóle chcę tu jeszcze pracować. Czy dam radę to wszystko podołać.
– Co ty wygadujesz! Co ma znaczyć czy chcę tu jeszcze pracować! Oczywiście, że chcesz! Musisz! Bo ona by tego chciała. Musisz dać sobie czas, by to w sobie jakoś przeżyć, przegryść, ale to nie może być nieskończoność, wieczność. Weź urlop, wyjedź gdzieś, pobądź sam. Pomódl się za nią, porozmawiaj z nią. Zobaczysz, że to ci pomoże.
– Misiek westchnął ciężko wycierając nos. W tym momencie podeszła do nich Anna.
– Tu jesteście! Wszędzie was szukam. Choćcie coś zjeść, wszystko prawie wystygło całkowicie. Misiek, choć. Chcesz coś na uspokojenie?
– Dzięki pani doktor. Doktor Góra mi narazie wystarczy.
– Z tymi słowami, cała trójka powoli znów weszła do wnętrza stacji, by już spokojniej zakończyć uroczystość.