Categories
Moje fanfiction Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 32

– Kochanie! Pospiesz się. Musimy już powoli jechać, jeśli chcemy zdążyć, na umówioną godzinę.

– Pospieszała Maja Artura, który przebierał się w sypialni.
– No, już, już. Chwileczkę, co, chyba mam prawo chcieć wyglądać dobrze, prawda?
– No, oczywiście. Tylko nie wiem, ile czasu można zakładać spodnie i koszulę?
– No, bo te guziczki takie maleńkie, nie widzę dobrze przy tym świetle. Tyle razy mówiłem ci, że powinniśmy tę lampę wymienić. No i jeszcze ten, cholerny krawat, zaraz szlak mnie jasny trafi!

– Syknął przez zęby.

– Westchnęła z uśmiechem.
– Pomogę ci, otwórz drzwi..

– Wjechała do sypialni, lustrując go od stóp, do głów.
– Siwiejesz, mój mężu, ale tak poza tym, całkiem nieźle wyglądasz, jak na swój wiek.

– Podjechała do niego, pomagając mu zapiąć koszulę i wiążąc krawat.
– Nawet mnie nie denerwuj. Wymyślili sobie, psia krew…Kolacyjkę pod krawatem.

– Marudził.
– Nie zaczynaj, bardzo cię proszę. To nie jest kolacyjka pod krawatem, tylko zwyczajne, przyjacielskie spotkanie, przy kolacji. A jak chodzisz na kolację, z przyjaciółmi, to przecież musisz wyglądać porządnie, prawda?
– Nie musisz mi tłumaczyć takich oczywistych rzeczy. Złoszczę się, bo…Nie lubię tej całej…Oficjalności. Chodźmy już.
– Po drodze musimy kupić wino, tak wypada.
– A co ja…Wino będę kupował. Mam w barku, całe, nie otwarte, od pacjenta. Weźmy je.
– W zasadzie, jeśli tak chcesz…No dobrze. Ja prowadzę, w końcu i tak nie piję.

– Gdy znaleźli się w aucie, Maja zadzwoniła do Mateusza, by uprzedzić go, że właśnie wyjechali z domu. Jeszcze raz, na wszelki wypadek upewniła się, co do adresu zamieszkania, a potem jechali w ciszy.
– No, to chyba jesteśmy. Całkiem niezła chata, zważając na młody wiek pana Mateusza.
– Ależ ty jesteś uszczypliwy, naprawdę. Chyba mu nie zazdrościsz?
– Czego, dorobku takiego domu, rękami rodziców? Jeszcze czego.
– Artur, zachowuj się. Byle jak, ale się zachowuj.

– Zadzwonili do drzwi mieszkania. Otworzyła im młoda brunetka.
– Dzień dobry, zapraszam do środka. Jestem Kaja, jestem narzeczoną Mateusza.
– Ach, narzeczona. Dzień dobry. Artur i Maja Góra. Gdybym wiedział, że jest gospodyni w domu, kupiłbym kwiaty, wedle zwyczaju.

– Wręczył jej butelkę wina.
– Nic nie szkodzi. Zapraszam do środka.

– Zaprowadziła ich, do przestronnej jadalni, gdzie stół zastawiony był jedzeniem.
– Zostawię was na chwilę, pójdę po Mateusza.

– Wyszła szybko.
– Nie mówiłaś, że ma narzeczoną.
– Na pewno mówiłam, tylko wyleciało ci z głowy.
– Gdybyś mówiła, to nie byłbym taki zazdrosny.

– Szeptali, lecz urwali, gdy usłyszeli kroki z głębi korytarza.
– Dzień dobry, witajcie, czujcie się jak u siebie.

– Podał Arturowi dłoń, a Maję przytulił, całując delikatnie w policzek. Artur udał, że tego nie widzi.
– Cieszę się, że jesteś.

– Powiedział, przy okazji ich przywitania.
– Też się cieszę, właściwie to, cieszymy.

– Wskazała na swój brzuch i Artura.
– To co, głodni?
– Nie specjalnie.

– Odparł Artur.
– A ja, jak smok. Ale w ciąży, to chyba nic dziwnego, prawda?
– No pewnie, zaraz podamy przystawki. Kochanie, pomożesz mi?
– Jasne.

– Odparła grzecznie i poszła za nim.
– A nie mówiłem, że dziwny typ? Mnie, to praktycznie ignoruje.
– Nie przesadzaj, wydaje ci się, bo go nie lubisz.
– Nic mi się nie wydaje, otwórz oczy, coś z nim jest nie tak.
– Artur!

– Syknęła, w momencie, gdy weszli z przystawkami.
– Mam nadzieję, że będzie wam smakowało. Zapiekane łódeczki ziemniaczane, z piersią kurczaka i żółtym serem.. Sosy do wyboru, śmietanowy i czosnkowy, robiłem oczywiście sam.

– Mateusz postawił misę z przystawką, a obok niej sosy do wyboru.
– Wybornie, obawiam się tylko że po takiej przystawce, nie zmieszczę już dań głównych.

– Zachichotała Maja.
– To może minął się kolega z powołaniem? Zamiast śpiewać, powinieneś gotować?

– Zauważył Artur, nakładając przekąskę.
– Wiesz, jedno nie wyklucza drugiego.

– Odpowiedział i zasiadł do stołu, a obok niego narzeczona.

– Kiedy nadeszła dalsza część kolacji, Artur stawał się coraz bardziej poirytowany i zniecierpliwiony. Mateusz i Maja, rozmawiali niemal sami, ze sobą, o repertuarze chóru, minionych i przyszłych koncertach, zupełnie tak, jak by zapomnieli o obecności Kaji i Artura.
– Wyśmienite jedzenie, Mateusz, naprawdę.

– Podjął Artur, w chwili ciszy.
– A dziękuję, dziękuję. Cieszę się, że smakuje. Ale się zrymowało.

– Roześmiali się, wraz z Mają.
-Jeszcze trochę wina?
– Nie, dziękuję.
– Dlaczego, przecież to Maja pewnie będzie prowadziła, prawda?
– Tak, w końcu przyjechaliśmy jej samochodem, ale nie zmienia to faktu, że nie potrzebuję pić, żeby dobrze się bawić.

– Mateusz nie skomentował.
– A może nam coś zaśpiewacie, bo tak rozmawiacie o tym chórze, śpiewaniu.

– Podjęła rękawice Kaja.
– W duecie? Będzie ciężko, jeśli chodzi o utwory, które wykonujemy w chórze. Brzmią lepiej, kiedy wykonujemy je w wielogłosie.
– Nie szkodzi, zaśpiewajcie wspólnie cokolwiek. W końcu, wszyscy mamy się dobrze bawić, prawda?

– Powiedział Artur, z nutką leciutkiej ironii.
– Skoro Maja jest twoją żoną, to powinieneś wiedzieć, że po jedzeniu źle się śpiewa.

– Stwierdził chłodno Mateusz.
– Spokojnie, zawsze możemy pograć w planszówki, prawda, kochanie? Mamy ich sporo.
– Nie lubię gier planszowych. To zajęcie dla dzieci.

– Rzekł Artur, z obojętnością w głosie.

– Atmosfera nagle zgęstniała. Maja, ukradkiem rzucała Arturowi spojrzenia pełne złości.
– To co, kochani, może potańczymy, chodźcie, chodźcie do salonu.

– Zaprosiła uprzejmie Kaja.

– Kiedy z głośników popłynęła muzyka, zdawało się, że na powrót zrobiło się przyjemnie. Wszyscy starali się zmieniać partnerami. Jednak Artur, przez cały czas, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Mateusz, w obecności swojej narzeczonej, wciąż kokietuje Maję. Czy to możliwe, że tylko mu się to wydawało? Zlustrował Kaję i stwierdził, że była bardzo ładna. Była gustownie ubrana, miała dobrą fryzurę, w czym według Mateusza, Maja była od niej lepsza? Kiedy chórzyści tańczyli ze sobą, Artur podszedł do Kaji i zagaił rozmową:
– Zatańczysz? Moja żona chyba ma lepsze towarzystwo ode mnie.

– Spróbował zrobić wszystko, by zabrzmiało to, jak niewinny żart.
– Chętnie, ale od razu uprzedzam, nie bardzo umiem tańczyć.
– Eee, coś kręcisz. Ja przed chwilą widziałem, zupełnie co innego. Świetnie się ruszasz.
– Ty też, masz świetne ciało…Znaczy, chciałam powiedzieć…

– Zakłopotała się, lecz oboje zaczęli się śmiać.
– A dziękuję, dziękuję, to bardzo miłe, co mówisz. Pracuję w pogotowiu ratunkowym, jestem lekarzem. Przy takiej pracy, niepotrzebna jest nawet siłownia.
– Ja pracuję, jako recepcjonistka, w hotelu, zazdroszczę ci tej figury.
– Na prawdę, nie masz czego, nie jestem zbyt dobry, w prawieniu komplementów, ale twoja też jest dobra.
– Tak, ale ja nad moją, muszę pracować i to bardzo intensywnie. Chodzimy z Matim, wspólnie na siłownie.
– A do kosmetyczki też?

– Wybuchnęła gromkim śmiechem.
– Zabawny z ciebie facet.

– Tańczyli, rozmawiając, aż jakiś czas później, przyszedł czas powrotu. Pożegnali się wszyscy i gdy małżonkowie ruszyli, w powrotną stronę, oboje zdawali się być na siebie źli.
– No i co? Nadal twierdzisz, że to była miła, sympatyczna kolacja?
– Jak dla mnie tak.

– Odparła chłodno.
– No, nic dziwnego, skoro rozmawialiście tylko we dwoje, praktycznie przez cały czas.
– Owszem, były takie momenty, może to nie było fajne, przepraszam, za to ty, nie musiałeś odbijać piłeczki i ślinić się do Kaji.
– Słucham? Ja? Do Kaji? Tańczyłem z nią tylko i rozmawialiśmy.
– Widziałam, jak się do niej szczerzyłeś. Jeśli czułeś, że faktycznie, trochę zapominamy o towarzystwie, to…
– Majeczko, zwolnij, teraz jest już ślisko, przymroziło na wieczór.
– Nie zmieniaj tematu, ty od początku nie lubisz Mateusza. Robiłeś wszystko, przed spotkaniem i podczas niego, żeby mi pokazać, jak bardzo jesteś zazdrosny…
– Maja, zwolnij, zatrzymaj się! To fakt, nie podoba mi się ten gość. Nie rozumiem, czemu nie widzisz, że…
– Nie mogę…Nie mogę zahamować! Artuuur!

– Jak to nie możesz! Uspokój się, zjedź na pobocze!

– Krzyczał do niej, jednak była tak zdenerwowana, że nie była w stanie zapanować nad kierownicą i hamulcami. Samochód, rozpędzony był, do stu kilometrów. Przed oczami stanęło mu całe życie. Przez okno, od strony pasażera, zobaczył tylko jadący powoli samochód. Wiedział, że nic z niego nie zostanie, jeśli natychmiast nie zrobi czegoś, by okrzesać, wpadające w poślizg auto. Pochylił się nad Mają i zabierając jej kierownicę z rąk, skręcił na pobocze. Kiedy dostrzegł, że jadą prosto na drzewo, było już za późno, żeby coś zrobić.

4 replies on “Rozdział 32”

Ależ ty umiesz trzymać napięcie. Oczywiście teraz będą dwa rozdziały o Lidce, o Martynie, a dopiero potem dowiemy się co z Mają i dzieciątkiem.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink