Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 31

– Pierwszy dzień, w nowej pracy, Lidka uznała za udany. Jechała właśnie, wraz z Jakubem do Leśnej góry, by zacząć kolejny, miała nadzieję, równie przyjemny, jak poprzedni dzień pracy.
– O czym tak myślisz, Lidziu?
– A…Tak właściwie, o niczym szczególnym. Myślę, o wczorajszym dniu w pracy.
– Rozumiem. No i jakie wnioski wyciągasz, a propo pracy w dyspozytorni?
– Cóż. Trudno powiedzieć. Mam za sobą dopiero osiem przepracowanych godzin, podczas których…Nie działo się nic nadzwyczajnego. Ruda upewniała się, czy na pewno dobrze poradzę sobie z komputerem, przyjęłam i rozdysponowałam kilka zgłoszeń do zasłabnięć, podejrzeń zawału, nudy. Zupełnie nie rozumiem, jak Ruda, wytrzymuje tam dzień w dzień i udaje jej się nie zasnąć.

– Uśmiechnęła się.
– Czyli co, mam rozumieć, że zamiast na zesłanie, trafiłaś do raju? Nic nie robisz, się nie narobisz, a jeszcze zarobisz?

– Zawtórował śmiechem.
– No, na to wygląda. A tak się stresowałam, przed pierwszym dniem. Mówiłam ci, że prawie nie spałam w nocy?
– Coś wspominałaś. Ja jednak, na twoim miejscu, byłbym ostrożny, z oceną nowego stanowiska, tuż po pierwszym dniu pracy. To może być bardzo mylne.
– Może i racja, oby tak było, bo nie mam pojęcia, jak przepracuję na tym stanowisku, najbliższe lata. Ale wiesz, że nie narzekam, prawda? Zdaję sobie sprawę, że moja głupota, mogła skończyć się dużo gorzej.
– Wiem, kochanie, wiem. Choćbyś się nudziła, jak mops i tak dasz radę.

– Pocałował ją, zatrzymując auto przed stacją.
– Wiesz…Mam jakieś takie…Dziwne wrażenie, że wszyscy, po tej sytuacji, po rozprawie, traktują mnie inaczej, niż zwykle.

– Odpięła pas.
– To znaczy? Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli. Osobiście, nic takiego nie zauważyłem, ale oczywiście, ty masz prawo odczuwać to inaczej.
– No…Nie wiem. Mam wrażenie, że jedni patrzą na mnie z ukosa, drudzy z litością i pobłażaniem…Jeszcze inni, w ogóle wolą nie podchodzić, nie rozmawiać, nie pytać. Zupełnie tak, jak by poruszenie tego tematu, na nowo mogło sprawić, że zacznę znowu wykradać leki.

– Kuba zamyślił się.
– Nie wydaje mi się, by było aż tak źle. Może jesteś po prostu przewrażliwiona, co? Z tego, co mi wiadomo, masz wspaniałych kolegów, którzy sprawili, że jesteś tu, gdzie jesteś. Martwili się o ciebie, próbowali pomóc…
-Wiem. Masz rację, ale z drugiej strony, kto po czymś takim, potrafi zachowywać się normalnie, w stosunku do koleżanki, która kradła leki. Każdy, kto w danym dniu szykował torbę z lekami i miał ze mną dyżur, mógł być o to oskarżony. Nic dziwnego, że mają do mnie żal. Gdyby nie ich czujność to…Strach pomyśleć. Co do mojego przewrażliwienia, to…Może, oby tak było. W najbliższych dniach, spróbuję się przekonać.
– Dobrze. Jeśli okaże się, że masz chociaż odrobinę racji, to pomyślimy, co z tym zrobić, żeby twoi koledzy, na nowo odzyskali do ciebie zaufanie.
– Nic nie możemy z tym zrobić, ludzi nie można zmusić do tego.
– Nikogo nie będziemy zmuszać, zaufaj mi. Myślałem raczej o tym, żebyśmy zrobili w domu małe przyjęcie. W końcu, mamy co świętować, nie? Twoje nowe stanowisko, pomyślne rozwiązanie brzydkich spraw, jeszcze nie oblaliśmy tego porządnie.
– I co, zaprosimy ich wszystkich do domu, no i co dalej?
– Dalej…No cóż. Dalej, sprawy potoczą się same. Zaproś wszystkich na sobotę, dobrze?
– Nie wiem, co kombinujesz, ale…Może to i dobry pomysł? Nigdy w prawdzie, nie zależało mi na tym, by mieć super kontakty, z kolegami z pracy, ale teraz czuję, że jednak brakuje mi tego, co było przedtem.
– No, więc postaramy się, żeby wszystko wróciło do normy, jeżeli jest coś nie tak. A teraz wybacz, kochana, muszę lecieć, za chwilę zaczynam obchód. Ty też chyba nie chcesz się spóźnić?
– Nie, no, jasne, że nie.

– Wymienili szybko, kilka pocałunków i każde poszło w swoją stronę.

– Lidka weszła do dyspozytorni, zajmując swoje miejsce, przy biurku.
– O, hej, już jesteś? Napijesz się kawy?

– Zagadnęła Ruda.
– Chętnie.

– Odpowiedziała, szykując stanowisko pracy.
– Nie ma sprawy, pójdę zrobić. Poradzisz sobie, gdyby coś?
– Jasne, nie martw się.

– Kilka minut później, Ruda wróciła z kawą.
– No i jak ci się tu podoba?
– Jest…No, jest…Dobrze.
– Nuda, co? To nie to samo, co biegać po lesie i szukać pacjenta, albo ratować mu życie, przez pół godziny na miejscu zdarzenia.
– No, wiadomo, to nie jest to samo, ale bez was, dyspozytorów, my, ratownicy, moglibyśmy nie dać rady. Wy ogarniacie podstawę naszych działań, to na waszą pomoc, dzwoniący muszą liczyć, aż do naszego przyjazdu. Sama wiesz, o czym mówię.
– Wiem, ale mam wrażenie, że mówisz to, bez specjalnego przekonania. Tutaj też nie raz, do głosu dochodzą silne emocje.

– Lidka uśmiechnęła się.
– Oby dane mi było tego doświadczyć.

– Zdążyła powiedzieć, gdy nadeszło pierwsze zgłoszenie..
– Dyspozytor pogotowia ratunkowego, słucham..
– Halo? Dzień dobry uprzejmie pani. Ja chciałam zapytać, czy któryś z lekarzy, może mnie teraz przyjąć? Bardzo boli mnie kolano. Skierowanie na zabieg, mam dopiero latem, a do przychodni takie są kolejki…

– Lidka zdębiała na kilka sekund. Nie wiedziała, czy ma się uśmiechnąć do starszej kobiety, czy może raczej na nią rozzłościć. Najspokojniej, jak umiała, odpowiedziała:
– Nie, proszę pani. Bardzo mi przykro, ale nie ma takiej możliwości. Prosiłabym, aby z takimi rzeczami, dzwoniła pani jednak do swojej przychodni rodzinnej, dobrze? To jest numer alarmowy, być może w tej chwili, próbuje dodzwonić się ktoś, kto naprawdę będzie potrzebował pomocy.
– Ale droga pani, ja też potrzebuję pomocy. Przecież mówię, że to kolano mnie boli. To, co, lekarz nie może mnie przyjąć? Przecież nie jeżdżą tymi karetkami non stop.
– Nie, proszę pani. Do widzenia.

– Rozłączyła się.
– Co, jakaś starsza kobietka chciała pewnie receptę? Takich telefonów bywa dużo, pewnie cię o tym uczyli.
– Daj spokój. Sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Czy się uśmiechnąć, czy…Tym razem, nie chodziło o receptę. Boli ją kolano, zabieg ma umówiony na lato…Chciała, żeby przyjął ją jakiś lekarz.
– Aa, taak, też się zdarzają takie sytuacje. Pamiętaj, zawsze, bez względu na wszystko, zachowaj spokój.
– No, wiesz, ja z natury jestem porywcza, najpierw mówię, potem myślę. To może być trudne, jeśli się to powtórzy.
– Wiem, nowi zawsze tak mają, bez względu na to, jaki kto ma charakter. To trzeba lubić, albo się do tego przyzwyczaić.

– Lidka nie odpowiedziała. Napiła się kawy.

– Nadeszło kolejne zgłoszenie i odebrała.
– Dyspozytor pogotowia ratunkowego, słucham.
– Halo? Cy ulatuje pani moją mamę?

– Usłyszała dziecięcy głosik w słuchawce.
– Dzień dobry, kochanie. Jak masz na imię?
– Ala. Moja mama, jet chola.
– Alu, powiedz, co się stało twojej mamie?
– Bo, ona lezy na podłodze i się tsęsie. Mama nie oddycha, pomoze mi pani?
– Upadła? Przewróciła się?
– Tak, tatusia nie ma w domu. Mama cęsto się tsęsie.
– Czyli mama choruje na coś, tak?
– Tak, mówi, ze to taka zabawa, kiedy tsęsie się jak galaletka, ale ja wiem, ze jest chola. Tata mi powiedział.
– Duży napad padaczki.

– Przebiegło Lidce przez myśl..
– Dobrze, posłuchaj mnie. Ile masz lat?
– Plawie pięć.
– Jesteś bardzo dzielna, a znasz swój adres?
– Niee, casem tak, a casem nie, telas zapomniałam.

– Rozpłakała się.

– Lidka robiła, co mogła, by namierzyć dzwoniącą dziewczynkę. Jej przerażony głosik sprawił, że zaczęła się równie mocno denerwować. Palce nie chciały współpracować z klawiaturą, komputer zaczął wariować i nie potrafił wskazać miejsca na mapie, skąd napływał telefon.
– Jasna cholera, co jest!

– Syknęła.
– Halo? Alu, powiedz mi, jak długo mama leży i ma drgawki?
– Długo, baldzo długo.

– Co oznacza długo, według pięciolatki? Tego nie mogła wiedzieć, jednak wiedziała już, z informacji, które uzyskała od dziewczynki, że poszkodowana jest już w drugiej fazie ataku. Musiała działać, mimo problemów z komputerem.
– Posłuchaj, czy jest ktoś dorosły w domu, oprócz mamy??
– Nie, tylko ja i mamusia.
– Dobrze. Posłuchaj mnie teraz, bardzo uważnie. Musisz pomóc mamie, powiem ci, jak to zrobić, dobrze?
– Tak. Boję się.
– Nie bój się. Jesteś bardzo dzielna, słyszysz? Zadzwoniłaś na pogotowie, sama, pomogę ci uratować twoją mamę. Podejdź do niej i spróbuj ułożyć ją na boku.

– W słuchawce zapadła cisza. Lidka wciąż walczyła z komputerem.
– Szlak mnie jasny zaraz trafi! Dlaczego to nie działa, noooo!

– Krzyknęła, starając się, by mała Ala tego nie usłyszała.

– Ruda tylko rzuciła koleżance spojrzenie, pełne powagi, lecz nie mogła jej pomóc, bo sama przyjmowała zgłoszenie.
– Halo! Alu! Alicja, jesteś tam?
– Jestem. Nie umiem tego zlobić, mama jest oklopnie duza i cięzka.
– Jasny gwint, co robić!

– Powiedziała cicho do siebie, gorączkowo myśląc, jak pomóc dziecku i kobiecie.
– Próbuj, maleńka, nie poddawaj się. Jeśli mama ma na sobie coś, co ma guziki, albo pasek, możesz rozpiąć?
– Mama ma pizame.
– Ach, rozumiem. Trzymaj jej głowę, obiema rączkami, ale nie podnoś, dobrze?
– Tlochę mi się udało, połozyć mamę na boku. Ja się boję…Mamo…Mamusiu…

– Dziewczynka rozpłakała się na dobre. Lidka była już zlana od potu. Zawsze, gdy w grę wchodziła pomoc małym dzieciom, odbierała to bardzo osobiście.
– Alicja, posłuchaj. Czy możesz wyjść z domu? Może mogłabyś pójść…Po jakiegoś sąsiada? Wtedy będzie nam łatwiej pomóc twojej mamie.
– Niee, dzwi są zamknięte na kluc.
– No jeszcze tego mi brakowało.

– Syknęła.

– Spojrzała błagalnie na rudą, dając znaki, że coś dzieje się z komputerem.
– Posłuchaj, Alu, spróbuj sobie przypomnieć, gdzie mieszkasz? Jaka to ulica? Coś charakterystycznego jest w okolicy?
– Nie wiem. Cukielnia i tam są doble lody, skoła…Plose pani, mama cały cas się tsęsie.

– Lidka poczuła, jak z bezradności, do oczu zaczynają napływać jej łzy. Ruda podeszła do jej stanowiska.
– Tatuś wlócił!!

– W słuchawce rozległ się dźwięk, który jednoznacznie świadczył o tym, że telefon upadł na podłogę.
– Mów, cały czas mów, może mężczyzna cię usłyszy.

– Ruda klikała coś na konsoli.
– Halo? Halo, czy ktoś mnie słyszy? Tu dyspozytor pogotowia ratunkowego. Halo!
– Halo? Tak, dzień dobry. Słyszę panią, córka wezwała pogotowie, bo żona choruje na padaczkę. Dawno nie miała takiego ataku, nie wiem nawet, jak długo już trwa, mała mówi, że długo, czy może pani przysłać karetkę na porzeczkową dwanaście? Wyszedłem tylko na zakupy, Jezus Maria.

– Lidka odetchnęła z ulgą.
– Wysyłam do pana karetkę. Alicja, to dzielna dziewczynka. Zadzwoniła na pogotowie, by pomóc mamie, udało nam się podjąć współpracę, podczas ataku pana żony. Może pan być dumny z córki.

– Komputer podjął pracę. Lidka wysłała zespół ratunkowy, pod wskazany adres.
– Dziękuję za pomoc, do widzenia.

– Rozłączył się.

– Lidka otarła czoło z potu.
– Co się dzieje z tym komputerem?
– Nie mam pojęcia, wezwałam już informatyka. Wszystko do tej pory było w porządku, ale wiadomo, to tylko sprzęt.
– No, to nie wiem, może to ja przyniosłam jakiegoś pecha? Myślałam, że tak zjadł mnie stres, że nie umiem współpracować z komputerem.
– A widzisz, czyli jednak miałam racje. Tutaj też trzeba umieć panować nad emocjami, zwłaszcza, kiedy dyspozytor musi pomóc poszkodowanemu, do przyjazdu pogotowia, a sytuacja jest tak trudna, jak było to przed chwilą, w twoim przypadku. Zjadł cię trochę stres, co?
– Oj, tak. Wiesz, to jest zupełnie inna bajka jednak, po tej stronie lustra, w dyspozytorni. Ledwo mogłam wysiedzieć na miejscu, cały czas próbowałam zrobić coś, z tym cholernym komputerem, najchętniej wybiegłabym stąd i sama, na własną rękę szukała tego domu, z tą poszkodowaną. To straszne, kiedy trwasz w zawieszeniu, wiesz, co robić, ale nic nie możesz zrobić. Tu chyba jest gorzej, niż w naszej karetce…Z resztą, sama nie wiem…Może ja po prostu się do tego nie nadaję?

– Zaśmiały się.
– Dasz radę. Za chwilę, przyjedzie tu ktoś i zajmie się tym sprzętem, a do tej pory, przełączaj do mnie wszystkie wezwania, dobrze? A, słuchaj, postaraj się w myślach wypowiadać komentarze, które dyktują ci emocje. Nigdy nie wiadomo, co kto usłyszy.
– Zrozumiałam. No, to co? Myślisz, że będzie ze mnie dyspozytor?
– Jak zmienisz płeć, to pewnie tak, na razie ćwicz bycie dyspozytorką.

4 replies on “Rozdział 31”

O, dzieje się.
Dzielna młoda i dzielna Lidka w nowej pracy.

Z przyjemnością czytam te historie.
Pisz, pisz.
bo Masz smykałkę do tego

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink