Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 26

– Niech to szlak! Zdążyłem? Jest już Banach?

– Zapytał gorączkowo Nowy wpadając do pokoju socjalnego.
– Jest. Poszedł wypić kawę, a co tym razem ci się przydarzyło?

– Odpowiedział spokojnie Piotrek.
– A daj spokój. Ja naprawdę chyba urodziłem się ze znamieniem pecha na karku.
– Taa? Pokaż.

– Uśmiechnął się strzelecki.
– Słuchaj, jak wsiadałem do tramwaju to okazało się, że zapomniałem kupić bilet. No wiesz, obudziłem się dzisiaj tak późno, że już bez pośpiechu byłem spóźniony. No wiesz, wyczaiłem wczoraj w necie nową gierkę i tak się wciągnąłem, że całą nockę wbijałem nowe levele…No i w tym tramwaju akurat dzisiaj musieli sprawdzać bilety noo? A tyle razy jeżdżę, mam bilet i nic…
– No powiem ci Nowy, faktycznie. Dziura budżetowa to przy twoich problemach najmniejsze zmartwienie.
– Mi tam wcale nie do śmiechu.

– Zaczął i już chciał kontynuować, kiedy za oknem usłyszeli cienki, dziewczęcy pisk.
– Co jest, słyszałeś to?
– No, słyszałem, najwidoczniej nie tylko ty masz pecha. Jakaś młoda kobitka też go ma, chociaż może nie do końca, skoro dzieje jej się jakaś krzywda pod naszą stacją. Idź sprawdź, ja już mam żonę, a tobie może to spotkanie na dobre wyjdzie.
– Ha ha ha…Zabawny jesteś, serio. Dobra, to idę.
– Aaaa jednak, przekonałem coo?
– Strzelecki roześmiał się wesoło, a Nowy wyszedł szybko przed stację i rozejrzał się wkoło. Na parkingu dla karetek zobaczył jakąś skuloną postać, która usiłowała wstać. Natychmiast ruszył w jej stronę.
– Halo! Coś się pani stało?
– Nie…Nie wiem…Chociaż chyba tak, nie mogę wstać. Mam strasznie śliskie buty i upadłam, o tutaj.
– Nie wie pani, że dobre buty o tej porze roku to podstawa? Co rusz mamy wezwania do takich nierozważnych ludzi, jak pani.
– To pan tu pracuje? Mój tata też, właśnie do niego szłam, bo zapomniał jak zwykle kanapek. Jego żona przechrzciłaby mnie, gdyby nic nie zjadł przez cały dzień dyżuru.
– Pani tata tu pracuje? Znaczy…

– Mina nowego była bezcenna. Kiedy odpowiednie zapadki w jego głowie wskoczyły na swoje miejsce, od razu domyślił się, że musi to być córka Wiktora.
– Znaczy…Ty jesteś Zosia Banach, tak?
– No tak…To nie było trudne, tu nikt inny nie ma córki w moim wieku.

– Stwierdziła próbując wstać i jęknęła z bólu.
– No tak…Może ja obejrzę tą nogę, dobrze? Dzisiaj jeżdżę z Banachem…Znaczy z Wiktorem…Znaczy…Co ja gadam…Z doktorem Banachem. Prześwięciłby mnie wiedząc, że zostawiłem jego córkę bez pomocy.
– No dobrze, w końcu pan też jest ratownikiem. Może to i lepiej, że pan to zrobi, ojciec na pewno zaraz chciałby mnie położyć w szpitalu, a ja przecież za kilka dni wracam na studia.
– Ooo, naprawdę? A co pani studiuje?

– Dociekał pomagając jej wstać i prowadząc do karetki.
– Jeśli chodzi o studia to…Aaaa…To trochę skomplikowana sprawa w moim przypadku…Aaaa…
– Jeszcze chwilka. To co z tymi studiami?
– Na początku chciałam studiować astronomię, bo to zawsze mnie pasjonowało, potem przez jakiś czas myślałam o medycynie, co nie jest trudne kiedy ma się ojca lekarza, którego wszyscy w pracy uważają niemal za super bohatera. No, a skończyło się na tym, że jestem na pierwszym roku psychologii i tu chyba naprawdę się odnajduję.
– To świetnie. Najważniejsze jest to, żeby w życiu robić to, co się naprawdę lubi. A co do pani nogi, ma pani skręcony staw skokowy. Na szczęście nie wygląda to poważnie, opuchlizna jest nieduża i szybko zejdzie. Niech pani nie przemęcza nogi, może też pani sobie robić zimne okłady, żeby zmniejszyć opuchliznę.
– Jasne…Dzięki…Ehh, mnie to zawsze musi się coś przytrafić.
– Serio? To tak jak mnie. Ciągle mam pecha, w pracy i poza nią, na przykład dzisiaj nie miałem biletu jadąc tramwajem, a akurat sprawdzali.
– No i co, dostał pan mandat?
– Na szczęście nie. Kierowca mnie wybronił. Zna mnie, bo często jeżdżę tą linią do pracy i zawsze kasuję bilet.

– Roześmieli się oboje, a Nowy cały czas z fascynacją przyglądał się Zosi.
– To aż dziwne, że tyle tu pracuję, a my nigdy się nie spotkaliśmy, a zapewne nie pierwszy raz przychodzi pani tu, by przynieść ojcu kanapki czy…Czy co tam, co nie?
– Też mnie to dziwi, ale widocznie musiał nadejść taki dzień. A jak pan ma na imię?
– O proszę, wie pani, że jest pierwszą osobą, która mnie o to zapytała od kąt tu pracuję?
– Jak to?
– Zwyczajnie. Przedstawiam się zawsze jako Nowy, bo bardzo nie lubię swojego imienia i nikt tego do tej pory nie kwestionował.
– No to co z tym imieniem?
– Gabriel, miło mi.

– Wyciągnął do niej dłoń w momencie, gdy drzwi karetki rozsunęły się gwałtownie i młodzi odwrócili głowy w tamtym kierunku.
– Zośka? Nowy? A co wy tu robicie? Młody młody, ty mi córki nie podrywaj. Wołamy cię z Piotrkiem przez radio, a ty pogaduszki tu sobie z moją córką urządzasz. Wezwanie mamy.
– Przepraszam doktorze, ale Zosia…
– Tato, to nie jego wina. Szłam, żeby zanieść ci kanapki, Ania mówiła, że zapomniałeś wziąć.
– Tak? No to czemu nie doszłaś z tymi kanapkami do stacji?
– A ty co, zazdrosny jesteś? Było ślisko i upadłam, skręciłam staw skokowy. Gabryś był tak dobry i…
– Gabryś? No proszę, nikt inny nie znał twojego imienia…

– Wiktor spojrzał groźnie na Nowego.
– Doktorze, da im pan spokój. To trochę moja wina, sam wysłałem Nowego, żeby zobaczył co się stało. No rozmawialiśmy sobie i usłyszeliśmy krzyk…
– Co to, przesłuchanie? Podobno mieliście wezwanie.

– Przerwała Piotrkowi Zosia.
– Do zobaczenia Gabryś.
– Słucham?

– Zapytał Wiktor, gdy córka powoli gramoliła się na zewnątrz.
– To chyba nie było do ciebie tato. Paaa! Kanapki położyłam z tyłu.

– Odpowiedziała pierworodna patrząc figlarnie na ojca i powoli się oddalając. Wiktor westchnął ciężko.
– No tak to już jest doktorze. Dzieci się rodzą, wychowujemy je od maleńkiego, a potem ani się rodzic obejrzy, a już nie ma nic do gadania.
– Piotreek, Piotreek, a od kiedy ty takim specjalistą w tej dziedzinie jesteś co? Z tego co mi
wiadomo, twój syn jest jeszcze mały, a drugie dzieciątko jeszcze się nie narodziło..
– To nie trzeba być specjalistą doktorze. Tak po prostu już jest w tym życiu, a nam rodzicom pozostaje tylko to zaakceptować.
– Ty, filozoof, filozoof, siadaj za kółko i kręć. Chrzanowa osiem. Środowiskowy dom samopomocy.
– Oho? No i co tam się stało?
– Jeden z podopiecznych miał nieprzyjemne spotkanie z siekierą, także szybciutko panowie, szybciutko.
– No to pięknie…

– Westchnął Piotr i ruszył szybko, gdy cała trójka usadowiła się w ambulansie. Na miejscu zdarzenia, jeden z pracowników czekał już na ekipę pogotowia ratunkowego.
– Dobrze, że jesteście. Jezus Maria, co tak długo?
– Jesteśmy tu zaledwie dziesięć minut po tym, jak wezwanie do nas napłynęło. Gdzie poszkodowany?

– Odezwał się Wiktor.
– W szopie. Miał mi pomóc w układaniu drewna na opał do kominka. Ja rąbałem drzewo, a on miał układać, ale zadzwoniła mi komórka, chwila nieuwagi i, Jacek wziął siekierę, ale zamiast trafić w kawał drzewa, ciachnął się w rękę.
– Proszę pana, o ile mi wiadomo, na terenie tej placówki znajdują się między innymi osoby niepełnosprawne intelektualnie, zgadza się?
– Zgadza się, ale…
– A to oznacza drogi panie, że nie powinien pan zapewne dopuścić do tego, by takie osoby miały kontakt z takimi przedmiotami jak siekiera, zgadza się?

– Dopytywał Wiktor, kiedy mężczyzna prowadził ich do poszkodowanego.
– No tak, ale panie…Akurat on jest nie bardzo chory na głowę…Tak umiarkowanie, a poza tym miałem go cały czas na oku, przysięgam! Oni muszą się angażować w pomoc przy drobnych pracach domowych, inaczej to…
– Drobnych pracach domowych tak?

– Skwitował Wiktor wchodząc w słowo.
– Panowie! Ja nigdy czegoś takiego nie widziałem!
– Domyślam się proszę pana, nie codziennie można coś takiego zaobserwować, chyba, że w horrorach na przykład.
– Nieee! Źle mnie panowie zrozumieli, ja…Nie widziałem nigdy w życiu tyle krwi, byłem przerażony, nie wiedziałem co zrobić. Dyspozytorka poradziła mi, żebym spróbował tamować krwawienie do przyjazdu pogotowia.

– tłumaczył mężczyzna prowadząc ratowników do szopy.
– Uuuuuuuuu! Cholera jasnaaa!

– Jęknął Wiktor spoglądając na kałużę krwi na podłodze.
– Cześć chłopaku, jesteśmy z pogotowia. Jak się nazywasz?
– Jacek Gałązka proszę pana.

– Odpowiedział słabym głosem.
– Parametry chłopaki, opatrunki uciskowe! Szybko, ta rana nie wygląda dobrze, cudem sobie tej ręki nie odrąbał. Trzy miligramy morfiny dożylnie, ruchy ruchy!

– Piotrek z Nowym od razu wykonali polecenie.
– Nie śpij Jacek! Nie śpij! Co ci strzeliło do głowy, żeby wziąć tą siekierę do ręki co? Patrz na mnie! Popatrz na mnie!
– Ma pan ładną bródkę…

– Wymamrotał chłopak.
– Tak? Podoba ci się? Moja żona zawsze goni mnie, żebym ją golił.
– Ja bardzo…Bardzo lubię bródki…Klepać bródki…Mogę pana poklepać po bródce?
– Dobra, masz to jak w banku, ale teraz leż, leż chłopaku i nie ruszaj się! Jak parametry?
– Ciśnienie sto na osiemdziesiąt i spada.

– Odrzekł nowy robiąc zastrzyk.
– Dobra! Nie ma czasu! Piotrek, lecisz po nosze, najlepiej na jednej nodze i do szpitala migiem! Powiadom blok operacyjny. Niech Falkowicz już czeka w gotowości, aaa no i będą potrzebowali sporo krwi.
– Pędzę doktorze.

– Piotrek oddalił się szybko, a Wiktor przez cały czas starał się utrzymać kontakt z poszkodowanym chłopakiem.
– Jacek, powiedz mi, czemu wziąłeś tą siekierę?
– Bo…Bo…Chciałem pomóc panu Arkowi w rąbaniu drewna na opał. Pan Arek ma taką fajną bródeczkę, okrąglutką…Chce mi się spać…
– Niee! Nie nie nie! Nie śpij! Nie śpij! Czemu tak bardzo lubisz brody, co? Nowak, uciskaj! Uciskaaaj! Nie puszczaj!
– Ciśnienie osiemdziesiąt na sześdziesiąt doktorze, krwawienie nie ustaje.
– Choleraa jasnaa! Za chwilę nam się zatrzyma…Odpłynął.

– Piotrek nadbiegł z noszami w momencie, kiedy Wiktor zmuszony był przystąpić do resuscytacji krążeniowo oddechowej.
– Jest! Wrócił!

– Krzyknął Nowy po kilku minutach.
– No widzisz? Jednak nie zawsze masz pecha.

– Stwierdził Piotr ostrożnie przekładając chłopaka na nosze.

– Panowie…Panowie ja…Ja naprawdę tego nie chciałem…Błagam, proszę! Nie zgłaszajcie tego nigdzie! Oni tu mają jak w niebie…My, my naprawdę dobrze się nimi zajmujemy, to…To pierwszy taki wypadek na terenie naszej placówki i…
– Niech pan teraz nie przeszkadza i nieutrudnia! Do karetki migiem!

– Zakomenderował Wiktor. Kiedy znaleźli się w szpitalu i oddali chorego w ręce lekarzy, wrócili na bazę. Nowy przysiadł obok Wiktora, który popijał wodę z plastikowego kubeczka.
– Doktorze…Ja…Przepraszam za to…To znaczy…No za to co było przed wezwaniem. Chciałem tylko pomóc Zosi i…Mam nadzieję, że nie stanę się teraz pańskim wrogiem. Nie jestem pańskim rywalem.
– Każdy potencjalny chłopak mojej córki będzie moim rywalem. Tatusiowie swoich córeczek tak już mają.
– Ale my…To znaczy…Chciałem powiedzieć, że między nami nic…
– Wiem Gabryś, wieem! Przecież sobie żartuję. Ale gdyby jednak miało być inaczej to…Jeżeli ją zawiedziesz, osobiście ukręcę ci głowę, jasne?
– Ma pan bardzo ładną i mądrą córkę. Chciałem jej tylko pomóc, ale dzięki za szczerość no i…Jasne oczywiście.

Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 25

– Pewnej zimnej, styczniowej nocy Jakub Warner leżał w łóżku, obok śpiącej Lidki przekręcając się z boku na bok, gdyż sen za żadne skarby nie chciał go zmorzyć. Rozmyślał w ciszy o wydarzeniach ostatnich miesięcy, tygodni rozważając co by było, gdyby w pewnych sytuacjach postąpił inaczej i nie odpuścił. Czy doszłoby do tego wszystkiego? Czy relacja jego i Lidki uległaby rozpadowi na tak długi czas? Może gdyby postąpił inaczej, gdyby nie odpuszczał, gdyby zapewnił ją, najmocniej jak potrafił, że może mu ufać jak nikomu dotąd na świecie, nie przeszłaby przez kolejną gehennę. Przypomniał sobie ich wspólną wycieczkę do Zalesic i momenty, w których Lidka czuła się niepewnie podejrzewając, że ktoś ich śledzi..
– Kuba, widzisz ten samochód za nami?
Ten, to znaczy który? Bo jedzie ich conajmniej kilkadziesiąt.
? Nie wygłupiaj się. Mówię o tym białym audi.
? No widzę i co?
? Mam wrażenie, że ktoś nas śledzi.
? Niby kto? I po co?
? Nie wiem. Boję się, bo dziś rano miałam wrażenie, że ktoś był pod moim domem i patrzył w moje okna, a teraz wydawało mi się, że znowu widziałam te oczy. Oczy tego mężczyzny z audi. To ten sam, który patrzył rano w moje okna.
? A niby dlaczego ktoś miałby cię śledzić. Masz jakichś wrogów? Naraziłaś się komuś?
? Kuba, to długa historia. Nie chciałabym o tym mówić, z resztą może mi się tylko wydaje, ale jeśli nie, to?
? To co?
? Nic, nieważne. Niepotrzebnie ci o tym mówiłam. Pewnie jestem przewrażliwiona. Wszystko przez tą strzelaninę, której ofiarą była Morawska.
? Przestań kręcić, jeśli już zaczęłaś, to powiedz.
? Nie mogę. Mam zbyt wiele do stracenia. Moja przeszłość jest zbyt ciemna, abym ci mogła o niej opowiedzieć tak pod wpływem chwili strachu.
? Kusisz, kusisz i przyciągasz, zamiast odpychać takimi słowami. Jesteś bardzo tajemnicza..

– Przypomniał sobie tą rozmowę z dokładnością co do słowa i uderzył pięścią w poduszkę.
– Jasna cholera. Ona czuła się naprawdę zagrożona, dała mi zresztą przecież wyraźne znaki, że ma do tego powody, że o czymś nie chce mi powiedzieć, a ja tak zwyczajnie, po prostu odpuściłem. Kusisz, zamiast odpychać!

– Zganił się w myślach i prychnął głośno. Rozjuszony wspomnieniami nie mógł już całkowicie znaleźć sobie miejsca w łóżku, więc postanowił wstać. Ostrożnie wysunął się spod kołdry, nie chcąc budzić ukochanej i wyszedł z sypialni zamykając drzwi najciszej jak potrafił. Od czasu, gdy Lidka powiedziała mu o wszystkim, niemal się nie rozstawali. Wspierał ją na każdym kroku i był gotów w każdej chwili rzucić wszystko, czym się zajmował, gdyby tylko Lidka zadzwoniła i dała mu znać, że go potrzebuje, że czuje się zagrożona i jest gotowa coś sobie zrobić. Razem przebrnęli przez wszystkie rozprawy, które Bogu dzięki nastąpiły jedna po drugiej. Jakub wynajął najlepszego adwokata w całej Warszawie. Lidka protestowała mówiąc, że nie może pozwolić, aby przez jej głupotę i strach Kuba płacił horrendalne sumy pieniędzy, by bronił jej najlepszy człowiek w całej Warszawie. Jednak tym razem Jakub pozostał nieugięty i mecenas Michał Baciarek profesjonalnie podszedł do sprawy obrony Lidii Chowaniec. Zarówno Kuba jak i Lidka byli zadowoleni z wyroku sądu. Lidia nie mogła wykonywać zawodu ratownika medycznego przez trzy najbliższe lata. Dzięki mecenasowi Baciarkowi, który udowodnił w prosty sposób, że Lidia została zmuszona do tego, by wykradać opiaty, na dowód okazując przed sądem wykaz wiadomości sms, które Lidka otrzymywała od czasu do czasu od Daro, oraz kompromitujące zdjęcia i filmiki Lidki, którymi była szantażowana. Dzięki temu, w porozumieniu z szefem stacji Arturem Górą, Lidia mogła zacząć swój nowy, nieco mniej angażujący rozdział życia zawodowego, czyli pracę w dyspozytorni pogotowia ratunkowego. Kuba wiedział, że jest za to wdzięczna losowi i wszystkim tym, którzy się do tego przyczynili. Nie śmiała marudzić, wybrzydzać, przyjęła takie rozwiązanie, niczym ósmy cud świata. Wciąż była zalękniona, miewała problemy ze snem i czasem zdawało jej się, że Daro nadal jest w pobliżu i czyha na to, aż samotnie wyjdzie z domu na zakupy. Lidka nie przypominała już siebie, tylko zalękniony cień kobiety, którą wszyscy mieli za wyszczekaną i bardzo odważną. Zrywała się często w nocy zlana zimnym potem, lub niemym wrzaskiem na ustach, dlatego nie była już gościem w domu Warnera, była jego mieszkańcem. Zabrała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wprowadziła się do domu Kuby i Kasi. Jakub obiecał sobie, że niebawem namówi Lidkę do tego, by przeniosła się całkowicie i na stałe, a nie do czasu, kiedy traumatyczne wydarzenia minionych miesięcy w końcu zaczną blednąć. Chodził po domu rozmyślając o tym wszystkim. Kiedy znalazł się w salonie usiadł na kanapie, a jego ręka natrafiła na jakiś przedmiot. Chwycił go i uświadomił sobie nie zapalając nawet światła, że trzyma w ręce jakiś zeszyt. W pierwszej chwili pomyślał, że zostawiła go Kasia, która uwielbiała czytać, bądź uzupełniać swoje notatki siedząc na wygodnej kanapie w salonie. Kuba wiele razy złościł się na nią mówiąc, że od takich rzeczy ma biurko w swoim pokoju i że mebel ten nie został kupiony po to, by stał kurząc się niemiłosiernie. Jednak słowa te przynosiły mały rezultat i Kuba z uśmiechem na twarzy zapalił światło w salonie i otworzył zeszyt na pierwszej stronie, by przejrzeć notatki pierworodnej córki. To, co przeczytał zaszokowało go już po pierwszych kilku zdaniach i z lotnością błyskawicy dotarło do niego, że bynajmniej nie był to zeszyt córki pozostawiony przypadkiem, a pamiętnik Lidki. Kiedy na chwilę przestał czytać pomyślał, że nie powinien był tego robić. Być może pamiętnik został na kanapie przypadkowo, może Lidka o tym nie wiedziała. Pamiętnik to bądź co bądź rzecz najbardziej intymna, skrywana przed światem. Jednak ciekawość wzięła w nim górę po całej linii i już nie było mowy o tym, by się powstrzymał.

– Pierwszy raz. Jak to pięknie brzmi. Ciekawe, czemu tylko brzmi? Czemu nie odczułam tego tak wspaniale, jak to pięknie brzmi, jak opisują wszystkie romansidła, które czytywałyśmy wieczorami, gdy byłam jeszcze w liceum mamo. Nie sądziłam, że mój pierwszy raz, o którym tak barwnie mi opowiadałaś, o którym czytałam w tych wszystkich książkach o miłości z wypiekami na twarzy, stanie się przyczyną mojego dzisiejszego i za razem największego upokorzenia. Zgodziłam się na tą pracę tylko i wyłącznie dlatego, że chcę, żebyś przeżyła mamusiu. Najwidoczniej poszłam tam z głową pełną dziewczęcych rojeń i marzeń. Myślałam, że jeśli robi się to bez miłości, to będzie tak samo pięknie, jak gdybym kochała każdego z tych, którzy obrzucają mnie lubieżnymi spojrzeniami, dotykają bez skrępowania moich piersi i pośladków, tymczasem ani ty, ani te wszystkie cholerne romansidła nie zająknęliście się o tym, że tak różowo i kolorowo chyba tylko bywa…Na papierze. Kiedy weszłam do pokoju, w którym miałam obsłużyć mojego pierwszego klienta byłam nieco poddenerwowana. Weszłam pod prysznic marząc o tym, że kiedy opuszczę ten budynek, sama napiszę o tym pięknym, uskrzydlającym uczuciu, kiedy już stanę się prawdziwą kobietą po swoim pierwszym razie. Ubrałam się w piękną sukienkę i bieliznę, którą dostałam od Daro. Twierdził, że mężczyzna, z którym miałam zrobić to po raz pierwszy będzie ukontentowany i że zapłacił bardzo dużo za dwie godziny z dziewicą, nowym nabytkiem tego przybytku, czyli ze mną. Wyobrażałam sobie, że otoczy mnie opieką, obdarzy mnie słowami otuchy i że powiem mu, dlaczego tak naprawdę tu jestem. Potem zrobimy to, co musimy i że będzie przyjemnie, mimo tego, że przecież się nie kochamy. Gdybym tylko wiedziała wtedy, jak bardzo się rozczaruje to…To może spróbowałabym uciec? Może nadal byłabym tą młodą dziewczyną, która w głowie wciąż ma zielono, która wierzy w ludzi i w to, że mimo największych przeszkód, jakie stawia przede mną życie…Poradzę sobie. Kiedy byłam już gotowa, przyszła po mnie jedna z nas…Nas…Teraz, po tym czego dzisiaj doświadczyłam i czego będę doświadczać w następnych dniach, chyba mogę się nazywać jedną z nich. Poprowadziła mnie krętymi schodkami w dół, gdzie znajdowało się niewielkie pomieszczenie, oświetlone ostrymi jarzeniowymi lampami. Pierwsze co przyszło mi wtedy na myśl to to, że to pomieszczenie jest na tyle małe, iż wystarczyłaby najzwyklejsza żarówka, po co takie ostre lampy? Tego nie wiem do teraz. Ta, która mnie przyprowadziła wymieniła z moim pierwszym klientem kilka zdań, które teraz dopiero do mnie docierają i zapamiętują się w mojej głowie już na zawsze…Niczym na twardym dysku w ko9mputerze. Z tą tylko różnicą, że dysk w mojej głowie najprawdopodobniej nigdy nie ulegnie uszkodzeniu.
– To jest Lidka. Dwie godziny.
– Świeżynka?
– Tak jak było umówione.

– Po chwili mężczyzna wstał i złapał mnie mocno za nadgarstek, drugą ręką schwycił mnie za podbródek i zmusił, bym na niego spojrzała. Może gdyby nie to, to nie zapamiętałabym tak bardzo jego paskudnych oczu, z których spozierało na mnie czyste zło. W tych oczach zobaczyłam jak najprawdopodobniej wygląda piekło. Był otyły, nieogolony i okropnie cuchnął potem.
– Nikt cię nigdy nie wygrzmocił ślicznotko?

– Zapytał, a ja przerażona pokręciłam przecząco głową.
– No to sprawdzimy, czy masz tam dziurkę od klucza, czy może garaż!

– Zarechotał tak głośno, że odruchowo skuliłam się w sobie i pożałowałam, że nie mam już odwrotu.
– Lubisz przedstawienia w teatrze?

– Zapytał jak gdyby nigdy nic, a ja zbita z tropu pokręciłam tym razem potakująco głową.
– Nooo! To świetnie! Urządzimy dzisiaj takie przedstawienie, jakiego nie widziałaś jeszcze nigdy w życiu maleńka! Wołaj tu Daro i paru innych. Ta mała chce mieć widownie, sama przyznała, że lubi przedstawienia.
– Zwrócił się do tej, która mnie przyprowadziła. Zdążyłam jeszcze pomyśleć, szkoda tylko, że nie zapytał, czy wolę te przedstawienia oglądać, czy może raczej odgrywać w nich rolę pierwszoplanową. Po chwili moja, jak to określił widownia zjawiła się z zaciekawieniem przyglądając się mnie i jemu, a także próbując domyślić się, co tym razem wykombinował.
– Mała nie chce iść na górę. Woli teatr. No, więc chyba nie macie nic przeciwko, żebyśmy zrobili to tutaj? Na tym barze na przykład?

– Powiedział grubas i poczułam, jak po całym moim ciele rozeszły się nieprzyjemne ciarki sprawiając, że włoski na karku stanęły mi dęba.
– Ile ty masz wzrostu dziweczko?
– Znów zwrócił się do mnie, więc odpowiedziałam. Nie wiem, czy to jeszcze byłam ja, czy może zaprogramowana część mnie.
– 158 centymetrów.
– Czyli będę posuwał krasnalkaaa! Słyszycie? Bajka się odwróci, krasnalek i siedmiu królewiczów?

– Wszyscy mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem, a ja spuściłam wzrok czując, że w tej sekundzie raz na zawsze zabijam siebie, którą byłam jeszcze przed wejściem do tego budynku. Wszystko co działo się potem pamiętam chyba jak przez mgłę. Nie poznałam nawet imienia tego, który był moim pierwszym klientem. Nie wiedziałam nawet, czy moje drobne ciało nie ulegnie uszkodzeniu, gdy jego zwalista sylwetka mnie przykryje w dzikiej, sadystycznej żądzy. W duchu zaczęłam odmawiać wszystkie możliwe modlitwy, jakie w tamtej chwili przyszły mi do głowy, a on rozbierał mnie szybko, drąc w strzępy piękną sukienkę i bieliznę, którą dał mi Daro. Kiedy stałam przed nim zupełnie naga, patrzył na mnie lubieżnie, przesuwając językiem po wargach, mruczał niczym tygrys, gotujący się do skoku. Drżałam na całym ciele jak galareta i czułam jak nogi się pode mną uginają. Wtedy jednym, sprawnym ruchem posadził mnie na bar, zajął się moją kobiecością i piersiami. Widziałam, że niezwykle go to podnieca. Nie trwało to długo. Potem kazał mi zejść i uklęknąć na zimnej posadzce. Posłusznie wykonałam polecenie.
– A teraz wypnij do mnie ten zgrabny tyłeczek. Taka wrażliwa i piękna dziewczyna jak ty na pewno lubi pieski. Ja pokażę ci, że piesek to nie tylko najlepszy przyjaciel człowieka, ale także zajebista pozycja jak na pierwszy raz..

– Wychrypiał z podniecenia, a ja nie śmiałam się mu sprzeciwić. To, co działo się potem pamiętam z dokładnością co do sekundy. Kiedy on obdzierał mnie z mojego dziewictwa, brutalnie dotarło do mnie, że to naprawdę nie będzie tak, jak sobie to wyobrażałam. Mojego pierwszego miłosnego aktu, nie rozpoczną namiętne pocałunki obsypujące całe moje ciało, zachłanne, pożerające mnie niczym ogień drewnianą chatę. W białej pościeli, zasłanej płatkami czerwonych róż, a kiedy stanę się już gotowa na to, by stać się jego, do końca, będzie delikatny, niczym skrzydła motyla. Potem razem osiągniemy spełnienie i wyznamy sobie miłość, tuląc się wzajemnie i leżąc bez sił w tej białej pościeli, wśród płatków róż. Im większy czułam ból, im bardziej nie byłam już w stanie powstrzymać moich łez, zaciskając powieki wyobrażałam sobie, że jest właśnie tak, jak powinno być. Tak jak tego chciałam.
– Nie becz! Nie becz kurwa! Co! Nie podoba ci się? Nie podoba ci się??
– Wymierzył mi siarczysty policzek, złapał za włosy i trzymał mocno, a potem znieruchomiał nagle wydając przy tym dźwięk, którego nie zapomnę do końca życia.
– Skończyłem! A teraz wstawaj i umyj się, może ktoś inny będzie z ciebie bardziej zadowolony, skoro wyrobiłem mu już zamek do tej twojej twierdzy.

– Znów zarechotał, a ja z obolałym kroczem, czerwonym plackiem na twarzy pobiegłam z powrotem na górę potykając się co drugi stopień.

– Jakub nagle zatrzasnął zeszyt oddychając ciężko. Poczuł się tak, jak by obserwował to zdarzenie, jak by był jednym z mężczyzn, którym obleśny zboczeniec kazał patrzeć na pierwsze zbliżenie Lidki, ale nie może nic zrobić, bo ktoś związał mu ręce i nogi. W kącikach oczu zgromadziły się nieproszone łzy, a gdzieś w środku przemożna chęć zabicia wszystkich tych, którzy przyczynili się do krzywdy tej młodej dziewczyny, która kilka godzin po brutalnym pierwszym razie wróciła do domu i przeniosła to na pierwsze strony swojego pamiętnika. Wyszedł przed dom w samej piżamie i zapalił papierosa. Nie czuł zimna, wydawało mu się, że nie czuje już niczego poza żądzą zemsty.
– Kuba Jezus Maria! Co ty robisz w samej piżamie przed domem?
– Usłyszał nagle cichy głos Lidki, który mimo wszystko nie pozbawiony był troski.
– Skarbie, co się stało?
– Ja…Lidka przepraszam…Przepraszam, ja wiem, że nie powinienem, może mnie znienawidzisz.
– Hej! Kuba! Popatrz na mnie. Zgaś tego papierosa, słyszysz? Minus piętnaście stopni jest na dworze, wracamy do domu, co ci strzeliło do głowy!

– Lidka stanowczo wyjęła tlącego się papierosa z jego dłoni, a potem wyrzuciła go w śnieg, biorąc ukochanego pod rękę i prowadząc do domu.
– Co się stało, powiedz mi teraz na spokojnie.
– Przeczytałem fragment twojego pamiętnika. Myślałem, że to zeszyt Kasi został na kanapie i…

– Lidka spojrzała na niego z powagą.
– Fakt. Taką literaturę przetrwają tylko nieliczni.

– Uśmiechnęła się do niego ciepło.
– Przepraszam. Powinnam była go już dawno spalić, podrzeć…Niepotrzebnie z tym zwlekałam. Strach pomyśleć, co by było, gdyby przeczytała to Kasia.
– Nie rozumiem, nie jesteś na mnie zła?
– Zła? Nie Kubuś…Jeśli chcesz poznać mnie od tej strony, od której nie zna mnie nikt, przeczytaj to od deski do deski. Ja już nigdy słownie nie będę w stanie wrócić do tych wspomnień, opowiedzieć ci o tym mimo całej wdzięczności i miłości, którą do ciebie żywię. Po prostu nie dam rady, bo w którymś momencie to mnie zabije.
– Ja też nie dam rady. Wystarczy mi to co wiem, czego dowiedziałem się dzisiaj. Resztę spalę jutro w kominku, zgoda? Nigdy nie wrócimy już do tego rozdziału, a co do twojego pierwszego razu…Jeszcze będzie taki, jak sobie go wymarzyłaś.
– Wiem Kubuś. Po latach dojrzałam do tego, że pierwszy raz każdej kobiety, prawdziwy pierwszy raz jest wtedy, kiedy do zbliżenia dochodzi między dwojgiem, naprawdę kochających się ludzi. Wtedy może rzeczywiście jest tak, jak piszą w babskich powieścidłach. A teraz siadaj, zrobię ci herbaty z sokiem z malin, a potem wracamy do łóżka.

EltenLink