Categories
Moje fanfiction

Koniec części pierwszej.

Pięćdziesiątym rozdziałem postanowiłam zakończyć pierwszą część fanfiction. Co wydarzy się w drugiej? Plany są już od dawna.

Piotr i Martyna.

Na tym wątku skupiałam się tylko z początku pierwszej części fanficka, zamierzam to uczynić bardziej w drugiej choćby dlatego, że jest to nadal bardzo lubiana para wśród widzów serialu. Poraz kolejny powiększy im się rodzina, lecz tym razem nie będzie to do końca proste, łatwe i przyjemne, gdyż będą musieli się zmierzyć z niepełnosprawnością córeczki.

Anna i Wiktor.

Na nich pierwsza część chyba skupiała się najbardziej. Trzeba więc będzie to pokontynuować i dowiedzieć się, jak zostanie przyjęty Wiktor po długiej nieobecności w pracy. Czy uda im się postarać o większe mieszkanie i wziąć huczny ślub? Jaka przyszłość czeka ich rodziców, córkę Wiktora? Czy będą mieli więcej potomstwa wspólnie z Anną? A przede wszystkim, jak dalej potoczy się relacja Wiktora z bratem. Na te wszystkie pytania, apropo tego wątku postaram się odpowiedzieć w drugiej części fanficka.

Lidka i Kuba.

Wątek tej pary jest jak dla mnie narazie najcieplejszy w tym fanficku i przyznam szczerze, że bardzo lubiłam pracę nad nim. Teraz myślę, że jego początek mogłabym zrealizować jeszcze nieco bardziej, żeby było jasne, dlaczego i skąd to się wzięło. Ale wszystko to tak na prawdę kwestia edycji. W drugiej części skupimy się nad tym, żeby w końcu stworzyli szczęśliwą rodzinę i obdarzyli Kasię licznym rodzeństwem, jednak nie będzie to takie proste z uwagi na mroczną przeszłość Lidki.

Maja i Artur.

W tym wątku zaczęło się szybko, jest sielankowo, wręcz idealnie. Jedno co mogę powiedzieć, że już niedługo się to zmieni. Ich szczęście rozpryśnie się, gdy Maja w zaawansowanej ciąży bliźniaczej ulegnie poważnemu wypadkowi i jedno z bliźniąt umrze. Jak bardzo potrafi oddalić wspólny dramat, chociaż powinien zbliżać i czy jeszcze będą potrafili odnaleźć się po tym wszystkim, tego dowiecie się czytając rozdziały kolejnych części.

Prócz tego będziemy dalej skupiać się na tym, by odwzorować ludzkie dramaty i krzywdy podczas opisywanych tu jak dawniej wezwań. Będzie ciekawie, śmiesznie, płaczliwie, czyli jak zawsze.

Zapraszam i dzięki, że czytaliście.

Categories
Moje fanfiction

Rozdział 50

– Poranek w domu rodziny Banachów nie zaczął się jakoś szczególnie. Siedzieli zgromadzeni przy stole, całą sześcioosobową rodziną spożywając śniadanie. Kilkumiesięczna Pola siedziała w swoim krzesełku radośnie plując kaszką wokół siebie.
– Pola! Co ty wyprawiasz! Przecież to twoja ulubiona kaszka. No i co jest w tym zabawnego?

– Zdenerwowała się Anna.
– Kochanie, dlaczego ty zaraz się na nią denerwujesz i krzyczysz. Ząbki jej idą. Jest marudna. Choodź babunia cię pokarmi, choodź słoneczko!

– Przyszła dziewczynce w sukurs babcia.

– Anna tylko westchnęła ciężko i uderzając dłońmi o uda usiadła ciężko przy stole.
– Przepraszam. Chyba powoli nie mam już cierpliwości. Praca ostatnio daje mi w kość, Pola ząbkuje…
– Dawno ci mówiłam, że musisz więcej odpoczywać. Dziecko, ile ty śpisz. Zaraz po pracy zajmujesz się małą, domem, prawie w ogóle nie pozwalasz sobie pomóc.
– Chciałabym być samowystarczalna. Ty masz swoje lata mamo, nie mogę ciebie też znowu tak obciążać, a Wiktor…
– No, co Wiktor, co Wiktor?

– Zapytał zwracając twarz ku żonie i pomagając ojcu uporać się z zupą mleczną.
– Echhh…Nie miałam na myśli nic złego. Wiem, że twoja rehabilitacja postępuje bardzo szybko i świetnie sobie już radzisz, ale…
– Nie ma najmniejszego ale Anka. Jutro idziesz do kosmetyczki, do fryzjera, na zakupy, relaksujesz się, a my się tu wszystkim zajmiemy. Domem, Polą, obiadem i wszystkim innym.
– Wiktor, zwariowałeś? Niby jak, kiedy. Jutro mam dyżur…
– Owszem. Miałaś mieć. Zadzwoniłem wczoraj wieczorem do Artura i bardzo uprzejmie poprosiłem o jeden dzień wolnego dla ciebie.
– Jesteś niepoważny! Nie powinieneś tego robić!
– Powinienem, czy nie, to już kwestia dyskusyjna. W każdym razie Artur sam zauważył, że ostatnio mnóstwo pracujesz i do tego zapewne dochodzą jeszcze obowiązki domowe, więc przystał na moją prośbę bez najmniejszego problemu. Jutro jest twój dzień!

– Wstał od stołu, odkładając naczynie po zjedzonej przez pana Władysława zupie, po czym na chwilę zniknął za drzwiami kuchni. Gdy wrócił podał jej różową, opieczętowaną kopertę.
– Co to jest?

– Chwyciła kopertę w dłoń z rozszeżonymi do granic możliwości źrenicami.
– Otwórz, to się przekonasz.

– Uśmiechnął się zagadkowo.
– Rozerwała kopertę drżącymi dłońmi i głośno wciągnęła oddech z zachwytu, a wypuszczając powietrze pisnęła tak głośno, że jej malutka córeczka z zaciekawieniem na nią spojrzała.
– Aaaaaaaa! Karnet do spa? Mówiłam ci, że cię kocham?
– Tak. Jakoś niedługo przed moim wypadkiem.
– Zaśmiał się.
– Wariat! Wariat! Dziękuję ci bardzo! Jesteś niesamowity! No skoro tak, to chyba muszę ci bardzo ładnie podziękować.
– To raczej mnie należą się podziękowania. Gdyby nie ja to ojciec pewnie kazałby ci przeleżeć cały dzień w łóżku i włączał jakieś nudne komedie romantyczne, a przecież to jasne, że prawdziwa kobieta relaksuje się tylko w spa i na zakupach.

– Wtrąciła wyraźnie z siebie zadowolona Zosia.
– Ej! Młoda! Czy ty się trochę nie zapominasz? Może jestem starym dinozaurem, ale bardzo szybko się uczę i niewarto o tym wspominać publicznie.
– Dobra dooobra! Nie musisz mi dziękować. Daj ją babciu, ja ją przewinę.

– Zmieniła temat szeroko się uśmiechając i odbierając siostrzyczkę od pani Małgorzaty.
– W przyszłym tygodniu masz już tylko matury ustne Zosiu. Co potem, masz jakieś plany?

– Podjął Wiktor popijając kawę.
– Pytasz o wakacje, czy o studia?
– O jedno i o drugie.
– Nie mam pojęcia co z wakacjami. Pewnie zostanę z wami i pomogę wam przy małej, w domu. Racja w tym jest, że Ania zbyt dużo robi. Ja w ostatnim czasie tyle się uczyłam, że niewiele mogłam niestety, ale się poprawię. Może gdzieś wyjadę z Piotrkiem, Pawłem, Moniką, Kasią i Natalią. Pod namioty, czy coś. Ale tak poza tym to…Aaaa, a co do studiów to. Chcę złożyć papiery na psychologię, fizykę i astronomię.
– Bardzo dobrze! Cieszę się, że nie na medycynę. A co do wakacji. Myślałem o wspólnym wyjeździe nad morze w połowie lipca, kiedy Ania będzie miała urlop.
– Jak dla mnie bomba!

– Odparła Zosia kończąc ubierać siostrę i sadowiąc ją na podłodze pełnej zabawek w przeciwległym pokoju.
– A co z psem?

– Wtrąciła Ania dyskretnie odciągając mleko laktatorem.
– Jak to co. Zajmiemy się z Władziem tą czorcicą. Wczoraj zeżarła mi moją pelargonię, co ją miałam na oknie w moim pokoju. Tak! Ty! O tobie się mówi!

– Starsza pani pogroziła młodej, ale nadto sporej suczce, która ze spokojem leżała pod stopami Banacha. Podniosła łeb i rozleniwionym, powłuczystym spojrzeniem obdarzyła starszą panią, poczym na powrót zajęła się wylegiwaniem się.
– Nieee. Mamo, ja myślałem o tym, żebyście ty i mój ojciec pojechali razem z nami nad morze. W końcu wszystkim nam przyda się odskocznia od codziennego życia.
– Wiktosiu kochany. Serce i duszę to ty masz ze złota, ale na co my starzy będziemy wam potrzebni na wakacjach. Władzio to się nawet w morzu nie wykąpie, a ja…Gdzież ja stara na takie uciechy się będę pakować.
– A jaka tam mama stara. Jeszcze młoda, w kwiecie wieku. Nie jeden kawaler by się za mamą obejrzał.
– Wiktooosiu! Jeżeli jest jeszcze jakiś kawaler w moim wieku, to z jakiegoś powodu jest tym kawalerem i to wcale nie jest dobry powód, a ja zdesperowana nie jestem i mnie jest dobrze tak jak jest.

– Uśmiechnęła się zabierając się do zmywania naczyń.
– Ja się z mamą nie zgadzam. Tacie przyda się zmiana klimatu, a i mamie. Lekarz to też mamie mówił, ja to mamie mówię i Ania też. Jedziemy wszyscy i bez dyskusji, Nalą zajmą się Strzeleccy.
– Pokaż no mi się Wiktosiu, pokaż pokaż!

– Na raz mama znalazła się przy Wiktorze bacznie przypatrując się jego twarzy.
– Co, coś ze mną nie tak?
– Nieee! Nieee! Właśnie bardzo tak! Taaak taaak!
– Ale co tak?
– Wiktosiu. Masz coraz mniejsze blizny na twarzy. Na rękach. Wyglądają już przyzwoicie, nic tylko oko nacieszyć, no znaczy…

– Urwała gryząc się w język.
– Cieszę się, że mama to mówi. Chciałbym od września wrócić do pracy.

– Wszystkie zgromadzone w kuchni kobiety spojrzały na Wiktora zdziwionym wzrokiem.
– Jak to od września.

– Zapytały niemal równocześnie.
– Zwyczajnie. Chyba nie myślałyście, że rehabilituję się tylko po to, żeby siedzieć w domu i gotować obiadki. Owszem, wychodzi mi to jakoś, ale praca w karetce to moje życie, adrenalina, doświadczenie, chęć niesienia pomocy. Sorry, ale nie umiem bez tego żyć. Jedyne co mogę obiecać to to, że będę na siebie bardziej wuważał. Bardziej, niż kiedykolwiek indziej.
– Wiedziałam, że mi to kiedyś powiesz i wiem, że nie ma siły, która zmieni to postanowienie, więc pozostaje mi się z tym pogodzić, przyjąć do wiadomości i wierzyć ci na słowo, że ten wypadek cię czegoś nauczył.

– Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w usta.
– Możesz być o to spokojna.

– Zapadła cisza przerywana tylko odgłosem elektrycznego czajnika.
– Bllleee! Mamo! Co to jest?

– Zapytała Anna, gdy mama zalała wrządkiem dziwnie wyglądający płyn w szklance.
– Herbatka z mniszka lekarskiego kochanie. Ty, lekarz i tego nie wiesz?
– Teraz już wiem…Znaczy, wiem, ale…Wytłumacz mi, po co ty to tak właściwie pijesz?
– Kochanie, nie wygłupiaj się. Mam kilka ładnych kilogramów nadwagi, mniszek lekarskireguluje przemianę materii i kontroluje proces trawienia. Ziołowe herbatki z mniszka lekarskiego mają pozytywny wpływ na wątrobę. Działają detoksykująco, co działa pozytywnie na walkę z cellulitem.
– Mamo. Czy ty trochę nie przesadzasz? W pewnym wieku po prostu nie da się z tym skótecznie walczyć. Poza tym, ty bierzesz całą gamę leków, które też mają wpływ na to wszystko.
– Córciu. mylisz się, to wszystko jak bardzo da się coś zrobić, albo nie siedzi tylko w naszej głowie. Ostatnio na jednym ze spotkań klubu szalonych szydełkowniczek…

– Anna wybuchnęła gromkim śmiechem za nim mama zdążyła dokończyć.
– Że co? Jakiego klubu? Ja nie miałam pojęcia, że ty należysz w ogóle do jakiegokolwiek klubu. To teraz się w końcu okazało, czemu znikałaś ostatnio na kilka godzin wieczorami.
– Córciu. W pewnym wieku już nie wypada chodzić na dyskoteki. W pewnym wieku po prostu trzeba się pogodzić z tym, że nie pozostało już nic, prócz telenowel brazylijskich, druty i szydełko. Osobiście nie lubię telewizji, na drutach robić też nie, ale szydełkować owszem. No więc z Alinką mrowińską, Helenką Malinowską, Stasieńką Małachowiczową i Janeczką Kownacką założyłyśmy sobie klub szalonych szydełkowiczek. Wymieniamy się tam doświadczeniem, szydełkujemy sobie przy herbatce z odrobiną prądu, pogadamy o tym, o tamtym, o siamtym. No i właśnie, właśnie dzieci moje kochane, słuchajcie!Aniu, przestań się śmiać, bo to w ogóle śmieszne nie jest. Janeczki wnóczka zawsze przy kości była. Ty Wiktosiu wiesz, o której mówię, prawda?
– Wydaje mi się, że mieszkam tu z was wszystkich razem z Zosią najdłużej i ona bawiła się z Julką Kownacką. Z resztą są w podobnym wieku.
– No mniejsza z tym. No więc Janeczka powiedziała mi, że ta jej wnusia Julcia, zawsze przy kości była. Pamiętasz Wiktosiu?
– Hmmm…No była, taka jej natura. Wszyscy w tej rodzinie są krępej budowy, no i co?
– Nieee. Janeczka mówiła, że Julcia to na potęgę słodycze kochała jeść. Zęby jej się psuły co chwila, miesiączki nie miała.
– No to wniosek z tego taki, że do lekarza powinni się z nią udać.
– Ale posłuchaj mnie Wiktosiu do końca. Gdzie to oni z nią nie byli. Od lekarza, do lekarza, już nawet ponoć na pielgrzymkę Janeczka miała iść, żeby za zdrowie dziewczyny się modlić. Bo taka słabowita, ciągle zmęczona, senna, apatyczna. Janeczka to już chciała egzorcyste wzywać.
– Mamo, nieee! No nie mogę tego słuchać. Ale pragnę usłyszeć koniec tej historii, żeby wysnuć wnioski.
– Wiktorku. Janeczka wpadła na pomysł, żeby się zgłosić do takiego zielarza, którego poleciła jej Alinka Mrowińska. Ponoć mężowi Alinki ziołami ten zielarz żylaki wyleczył.
– Ciekawa sprawa, dlaczego nie dalej jak dwa lata temu męża pani Mrowińskiej wieźliśmy z Piotrkiem na Banacha, bo kwalifikował się do natychmiastowej operacji żylaków przełyku.

– Mama nie zrażona kontynuowała dalej.
– Wiktorku, coś ci się musiało pomylić. No w każdym razie, Janeczka skonsultowała Julcię z tym słynnym zielarzem i on jej właśnie doradził, żeby piła herbatki z mniszka lekarskiego. Wówczas zrzuci zbędne kilogramy i jej stan ogólny się poprawi.
– A Janeczka nie powiedziała mamie, że ja z Martyną i Lidką zabierałyśmy Julcię do szpitala, ponieważ wpadła w śpiączkę cukrzycową? Ledwo ją odratowali. Lekarze na szczęście odpowiednio o nią zadbali, ma dostosowane leki, dietę i teraz wybiera się na studia do Gdańska. Wiem, bo rozmawiałam z jej mamą, córką pani Janeczki.

– Wtrąciła Ania.
– Kochanie, no oczywiście, że powiedziała. Gdyby nie piła wcześniej tych ziół, to lekarze nie wpadliby na to, że to cukrzyca, to chyba jasne, prawda?

– Anna z Wiktorem spojrzęli po sobie znacząco.
– No, także pijcie ziółka moje dzieci. Nie zaszkodzą wam na pewno, a pomogą bardzo mocno. Wiktosiu, na te twoje blizny też coś wynajdę. Tylko następne spotkanie z dziewczynkami mamy dopiero w czwartek, wtedy zapytam co będzie dobre, na te twoje blizny po oparzeniach. ojeeej! Która to godzina! Muszę się zbierać z Polusią na spacer.
– Niee. Weźmiemy ją zaraz z Wiktorem.

– Zaoponowała Ania.
– Ooo nie nie nie. Tak rzadko jesteś w domu, pobądźcie trochę we dwoje z Wiktorem.
– Zgadzam się z babcią. Ja też pójdę się pouczyć z dziewczynami. Spędźcie trochę czasu razem.

– Gdy Ania z Wiktorem zostali sami przenieśli się na wygodną sofę do salonu, gdzie tulili się do siebie niczym małe dzieci, spragnione rodzicielskiej miłości.
– Popatrz jak to jest. Jak ostatni rok zmienił życie wszystkich, którzy pracują w naszej stacji. Ile dobrego, ile złego się wydarzyło.
– A co cię teraz naszło na takie przemyślenia kochany? Chyba raczej warto pamiętać tylko te dobre, prawda?
– Oczywiście i dążyć do tego, żeby było jeszcze lepiej. Mam pewne plany, apropo nas.
– Tak? A jakie?

– Wymruczała zalotnie.
– Myślałem o tym, żebyśmy znaleźli większe mieszkanie. Tutaj ledwo co się mieścimy, a poza tym. Ja…Chciałbym z tobą wziąć ślub. Taki prawdziwy. Z tymi wszystkimi bajerami. Wieczór panieński, kawalerski, suknia ślubna…Wiesz o co mi chodzi.
– Wiktor…Ja…Ty mówisz poważnie?
– A wyglądam, jak bym żartował?
– Ty jesteś aniołem! Czytasz w moich myślach. Właściwie nie! Ty spełniasz moje marzenia, za nim zdążą się urodzić w mojej głowie!
– Cieszę się. W takim razie do dzięła. Trzeba te marzenia wspólnie spełnić.

EltenLink