Categories
Moje fanfiction

Rozdział 42

– W godzinach wieczornych, w stacji ratownictwa medycznego, dyżur pełniła załoga 21 s. Składali się na nią Gabriela Morawska, wraz z Miśkiem i nowym, którzy w chwilowej przerwie od wyjazdów drzemali siedząc przy stole w jadalni. Gabi weszła tam cicho, z kanapką owiniętą w foliowy woreczek. Postanowiła zrobić panom psikusa i zaraz po odpakowaniu kanapki, strzeliła woreczkiem tak głośno, że obaj poderwali się na równe nogi niemal od razu. Spojrzeli na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem, co rozbawiło ją mocno.
– Głowa spokojna, to nie wojna!

– Odparowała z szerokim uśmiechem.
– Wezwanie mamy?

– W godzinach wieczornych, w stacji ratownictwa medycznego, dyżur pełniła załoga 21 s. Składali się na nią Gabriela Morawska, wraz z Miśkiem i nowym, którzy w chwilowej przerwie od wyjazdów drzemali siedząc przy stole w jadalni. Gabi weszła tam cicho, z kanapką owiniętą w foliowy woreczek. Postanowiła zrobić panom psikusa i zaraz po odpakowaniu kanapki, strzeliła woreczkiem tak głośno, że obaj poderwali się na równe nogi niemal od razu. Spojrzeli na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem, co rozbawiło ją mocno.
– Głowa spokojna, to nie wojna!

– Odparowała z szerokim uśmiechem.
– Wezwanie mamy?

– Zapytał nieprzytomnym głosem Misiek.
– Narazie nic mi o tym niewiadomo, ale zamiast spać, lepiej napijcie się kawy, bo jak wezwanie nadejdzie, to senność opóźni waszą motorykę i szybką reakcję, co zabiera nam cenny czas, w któym moglibyśmy udzielić komuś pomocy.
– 21 s
– Ooo! A nie mówiłam? Wiedzą kiedy nas wezwać. 21 s zgłaszam się.
– Napad na sklep jubilerski. Ulica bananowa 124. Dzwoniący poinformował, że wśród zakładników jest ranne dziecko. Policja już jedzie na miejsce.
– O cholera! Przyjęłam.

– Odpowiedziała poważniejąc w mgnieniu oka.
– Panowie! Potrzeba cewników? Albo pampersów? To brać, żeby który ze strachu w portki nie narobił, bo wstyd będzie dla polskiej służby zdrowia.

– Zażartowała słono i wyszła, zbierając sprzęt.
– Humorek to ona ma, nie powiem.

– Skfitował Misiek.
– I na tym się kończy to, co ona ma.
– Odpowiedział nowy i obaj podążyli za szefową.
– Miała już szefowa taki przypadek, że jakiś napad, czy coś?
– Tak misiu, nie raz. W większości takie napady, to przez szaleńców, którym brakuje forsy na narkotyki, albo inne używki. Jeszcze nie zdarzył mi się przypadek, w którym ktoś w tak desperacki sposób próbowałby znaleźć pieniądze na leczenie chorej bliskiej osoby.
– A jak to jakieś mafijne porachunki?
– Może być i tak. Zwłaszcza, że mamy tu osobę ranną, zapewne w grę wchodzi postrzał z broni.
– Nie jesteśmy zbyt bezpieczni, prawda?
– W tej pracy nigdy nie jesteśmy bezpieczni Misiek. Ale to prawda, że w takim wypadku, jesteśmy w grupie podwyższonego ryzyka.

– Rozmawiali tak jadąc szybko, a w jakiś czas potem znaleźli się na miejscu napadu. Gdy wyszli przed karetkę, zastali tam już dwa patrole policji. Na przeciw wyszła im starszy sierżant Monika Zawadzka.
– Cześć. Dobrze, że jesteście. Jest tu gorąco. Negocjator próbuje zmusić bandziorów, żeby wypuścili ranne dziecko. Za chwilę wzywamy oddział antyterrorystyczny, kiedy podejmą taką decyzję, zeszturmują budynek i uwolnimy zakładników.

– Streściła sytuację Monika
– Cześć. Ile ludzi może być w środku?
– Z tego co mi wiadomo dwie kasjerki, mężczyzna z dzieckiem, które jest ranne, z pewnością ojciec i uzbrojony napastnik.
– W jaki sposób ranił dziecko?
– Z broni. Strzelał. Niestety nie zawsze podczas takich napadów mają tylko atrapę.
– Tak, rzeczywiście, bardzo szkoda. Czyli my mamy co robić.
– Owszem, macie, ale narazie nie możecie tam wejść. Chcemy zmniejszyć liczbę ofiar do minimum.
– Monika, rozumiem, ale nie wiem jaki jest stan dziecka. Nie wiem jak duża jest rana, ile krwi straciła…
– Gabi, nie mogę ci pomóc, po prostu nie przeszkadzajmy sobie nawzajem w robocie, a wszystko skończy się dobrze.
– Monika! W wypadku rany postrzałowej liczy się czas…

– Ale Monika już nie słuchała, oddaliła się w stronę jednego z radiowozów.
– Co robimy szefowo?
– Chwila! Daj mi pomyśleć!

– Gabi westchnęła ciężko i zamyśliła się.
– Nowy. Zostajesz tu. Ktoś musi być na zewnątrz, w razie czego. Musi zostać ze sprzętem i podać go przez kogoś.
– Ale…
– Żadnego ale. Misiek, ty dobrze wyglądasz, może facet odpuści i przestanie kozaczyć przy krwawiącym dziecku. Idziesz ze mną. No chyba, że się boisz, to…
– Tak jest szefowo!

– Powiedział bez wachania Misiek, biorąc torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
– Pani doktor! Jak chcecie tam wejść! Przecież miał tu być negocjator, dopiero może wówczas uda się was tam wpuścić!

– Próbował oponować nowy, ale Gabi szła twardo w stronę zabarykadowanych drzwi sklepu jubilerskiego, a krok za nią podąrzał nieco niepewnie Misiek.
– Halo! Nazywam się Gabriela Morawska! Jestem lekarzem! Ja chciałabym opatrzeć ranne dziecko! Słyszy mnie pan?

– Krzyczała stojąc przy jednym ze sklepowych okien.
– Co ty wyprawiasz, zmiataj stąd. Prosiłam cię, abyśmy nie mieszały się sobie nawzajem w robotę, tak czy nie?

– Usłyszała za sobą głos Moniki, która znalazła się tam niewiadomo kiedy.
-Ty jesteś od łapania rabusiów i złodziei, ja od ratowania życia. Ty nie próbujesz jak narazie pomóc mnie, a więc ja muszę przeszkodzić tobie.
– Gabriela, proszę, daruj sobie takie filozoficzno umoralniające gadki, bo w tym momencie możesz tylko pogorszyć sytuację. Napastnik nie pozwolił jak narazie nikomu się zbliżać, a jeśli przez ciebie jeszcze komuś stanie się krzywda? Pomyślałaś o tym?
– Muszę uratować to dziecko! Po to mnie tu wezwano!
– Bez względu na wszystko?
– Tak!

– Zakończyła twardo Gabriela, a w tym czasie, jedno z okien uchyliło się nieznacznie!
– Która z was to lekarz!

– Zapytał gruby, męski głos, którego twarz powlekała gruba kominiarka.
– Ja!

– Wykrzyknęły obie, widząc szansę na kontakt z napastnikiem!

– W tym momencie powietrze rozdarł potworny huk wystrzału z broni. Padły na ziemię, a na ich drobne ciała runął misiek!
– Ostatni raz pytam! Która, z was, to, lekarz! To był tylko ostrzegawczy strzał, następnym razem wyceluję w te piękne blond główki i nikt nie będzie miał szansy na replay!
– Ja!

– Odpowiedziała Gabi, wstając na nieco drżących nogach, lecz nie straciła gotowości do boju w głosie.
– Idziesz ze mną! Wypuszczę dzieciaka, ale ty zostaniesz, dopóki policja nie spełni rządań, które im za chwilę postawię!
– Idę z nią!

– Rzekł twardo Misiek, stając u boku Gabi.
– A ty łosiu skąd się tu wziąłeś? Wypierdalaj! Bo zrobię z ciebie tylko mokrą plamę!
– Misiek! Misiek! Misiek, przestań!

– Gabi próbowała go powstrzymać, by zapobiedz kolejnemu, tym razem już nieostrzegawczemu strzałowi.

– Misiek odpuścił, cofnął się o krok,podając lekarce torbę ze sprzętem, a Gabi podążyła wraz za napastnikiem do wnętrza sklepu jubilerskiego.
– Stary! Przecież ta akcja jest lepsza, niż najlepszy kryminał, thriller, horror!

– Szepnął Miśkowi nowy, gdy ten wrócił do niego na czas nieobecności Gabi.
– Pogięło cię? Bawi cię to? Mogliśmy tam wszyscy zginąć. Żyjemy dzięki dobrej woli tego kolesia. Nie mogę jej tam z nim zostawić, muszę się tam dostać.
– Co się przejmujesz, sama chciała wejść. Mogliśmy w spokoju poczekać na tego negocjatora…
– Ty Nowy! Wiesz co ci powiem? Może i masz ścisły umysł, ale serca napewno nie! Pomóż mi ją stamtąd jakoś wyciągnąć! Najlepiej razem z wszystkimi ludźmi.

– Wewnątrz sklepu Gabi od razu przypadła do rannej dziewczynki. Jej ojciec siedział pod ścianą i zdawało się, że ta sytuacja kompletnie go sparaliżowała i wyłączyła myślenie. Bredził od rzeczy, nie wiedział gdzie się znajduje. Kasjerki, które były razem z nimi, głośno płakały nie mając odwagi by się poruszyć. Ranna dziewczynka leżała skulona płacząc, a z jej ramienia sączył się strumień krwi.
– Witaj! Jestem Gabi, a ty?
– Emilka.
– Ile masz lat Emilko?
– 11
– Wspaniale. DUża z ciebie dziewczynka. Pokaż rączkę, postaram się ją opatrzyć i ci pomóc.

– Gabi włożyła rękawiczki i natychmiast zajęła się opatrzeniem rannej ręki.
– Nic poważnego na szczęście się nie stało. Założymy opatrunek, a w szpitalu jeszcze dokładnie sprawdzą, czy twojej rączce nic nie grozi. Nie płacz! Nie bój się! Już nic ci nie grozi. Jestem lekarzem i jestem przy tobie!
– Za dużo gadasz piękna! Rób co masz robić, potem oddaj bahora swoim koleżką i czekaj, aż policja zdecyduje się spełnić moje warunki, to może nikomu nic więcej się nie stanie.
– A co ty taki maczo przy kobietach jesteś, co? Po co to robisz. Warto? Dla kilku kolii z brylantami? Dla pierścionków, łańcuszków?
– Zamknij się powiedziałem ci! Bo przestanę być miły! Pewne osoby po prostu muszą nauczyć się, że jak pieniądze się pożycza, to należy je w czasie, co do grosza oddawać.
– Czy osoba, która jest ci winna pieniądze jest tu?
– Nie, dlatego tym bardziej dostanie nauczkę! Jak się przestraszy, to się nauczy, a wtedy innym krzywda się nie będzie działa. A z resztą, po co ja ci to mówię, stul gębę i wołaj tych knypków z tej twojej karetki.

– Gabi wzięła do ręki krótkofalówkę.
– Misiek, nowy, do mnie! Bierzcie nosze!

– Gdy tylko usłyszeli Gabrielę w swoich radiach, natychmiast pobiegli pod drzwi sklepu.
– Zrozumiałeś co do ciebie mówię? Ty przejmujesz dziecko, ja spróbuję ją wyciągnąć, a jeśli się nie uda, wchodzę tam do środka! Nie zostawię jej tam samej!

– Zakomenderował Misiek.
– Misiek, czuję, że coś nie wypali, to nie jest dobry pomysł, może zaczekajmy…

– Lecz było już za późno. Gdy Gabi pomagała wydostać się dziewczynce, którą przejął nowy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Misiek próbował wypchnąć Gabi na zewnątrz, lecz ona stawiała opór. Nie uszło to uwadze napastnika, który chcąc pokazać Miśkowi gdzie jego miejsce, strzelił dwa razy. Jedna kula trafiła w ścianę, lecz druga, utkwiła w brzuchu Gabi. Jej kurtka niemal od razu pokryła się ogromną plamą krwi.
– Nieee! Nieee! Nieeee!

– Rozwrzeszczał się Misiek, co zbiło z tropu napastnika. Runął jak długi przy Gabi, którą postrzał zwalił z nóg. Nawet nie usłyszał, jak bandyta kolejnymi strzałami w powietrze przegonił dwóch policjantów, którzy zdawali się próbować zbliżyć, by go obezwładnić, a następnie zatrzasnął drzwi. Misiek rzucił się na niego z pięściami. Kasjerki zaczęły głośno piszczeć, a Gabi wciąż przytomna, ostatkami sił, przywołała go do porządku.
– Uspokój się! Mało ci jeszcze rannych?
– To wszystko twoja wina! Dlaczego nie posłuchałaś Moniki! Dlaczego nie zaczekałaaś!
– Przestań krzyczeć i mi pomóż. Bierz się za tamowanie krwotoku!

– Rozmawiali jak gdyby nigdy nic zapominając, że nie są w pomieszczeniu sami.
– Zaraz chyba się wzruszę, albo pożygam. Nie dotykaj jej! Daj mi to swoje radio.
– Człowieku, ona bardzo mocno krwawi, jeżeli jej zaraz nie pomogę, to umrze.
– Daj, mi, radio!

– Sylabizował bandyta, przystawiając Miśkowi broń do głowy.

– Wykonał rozkaz, patrząc ze łzami w oczach na Gabi, która daremnie, samodzielnie usiłowała tamować krwotok z rany brzucha.
– Nie rozklejaj się! Słyszysz? Tylko mi się tu nie rozklejaj! Stało się! Trudno! To mogłeś być ty, albo Nowy. Nic mi nie będzie. Tylko mi pomóż.

– Pieski, jesteście tam? Łysol dał mi radio, chcę wam przedstawić swoje rządania.

– Powiedział uzbrojony mężczyzna wchodząc w słowo Gabrieli.
– Za 10 minut, chcę tu mieć podstawioną szybką brykę, którą zmyję się bezpiecznie, z całym tym majdanem świecidełek. A za syf, który tu narobiłem, czyli chodzi mi o postrzeloną lekarkę i tego bahora, odpowie szefuńcio tego marnego sklepiku, czy to jest jasne?
– Nie damy rady sprowadzić w tak krótkim czasie auta.
– To już wasza sprawa. Im szybciej to zrobicie, tym szybciej wszyscy zostaną wolni. A w szczególności ta lekarka, coraz gorzej z nią. Z brzucha naprawdę leci jej krew, a nie sok pomidorowy.
– Pani sierżant! Zróbcie coś! Ona nie może umrzeć! Nie możeee umrzeeć!
– Zamknij się łysol! Zamknij mordę, nie udzieliłem ci pozwolenia na mówienie! Wracaj do lekarki i tamuj krwotok!
– Zabiję cię! Przysięgam ci, że cię zabiję za to co zrobiłeś! Nie ujdzie ci to na sucho, nie zdążą zabrać cię do pierdla!

– Mężczyzna zaśmiał się rubasznie.
– Gabi. Gabi, nie rób mi tego, nie umieraj, słyszysz?
– Staram się.

– Odpowiedziała wątłym głosem.
– Niech mi ktoś pomoże! Niech mi pani pomoże! Ona się wykrwawia! Potrzebuję pomocy! Nie dam rady sam zatamować krwawienia!
– Zachowaj spokój, cokolwiek się nie stanie.

– Szepnęła bardzo słabo Gabi, odpływając.
– Niee! Nie zamykaj oczu! Nie zamykaj oczu! Proszę! Nie zasypiaj! Błagam!

– Z oczu Miśka raz po raz leciały łzy. Jedna z kasjerek zebrała się na odwagę, próbując mu pomóc w tamowaniu krwawienia. On mierzył ciśnienie Gabi, corusz podając nowe opatrunki kobiecie.
– 70 na 50, zatrzymała się!
– CO ja mam robić?

– Zapytała wystraszona kobieta. Misiek lekko ją odepchnął i przystąpił do resuscytacji.
– Błagam cię! Błagam! Proszę! Nie zostawiaj mnie! Cholernie mi się podobasz! Gabi, proszę! Masz z pewnością uszkodzoną wontrobę, dlatego krwawienie nie chce ustać. Zabiorę cię do szpitala! Zabiorę cię tam, tylko nie umieraj! Nie umieraj, proszę!

– Bandyta zdawał się nagle być zdezorientowany biegiem zdarzeń, co dało policji skóteczną szansę na obezwładnienie go. Antyterroryści szturmem wdarli się do budynku, bez trudu obezwładniając mężczyznę. Ktoś zajął się wypuszczeniem reszty zakładników, nowy wraz z drugim zespołem, który został uprzednio wezwany na miejsce, pobiegli ratować życie Gabrieli.
– dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści! Odsunąć się! Strzelam!

– Brzmiał głos Góry, który reanimował kobietę w drodze do szpitala, w karetce.
– Ona nie żyje. Zmarła. Nic więcej nie mogę zrobić. Zbyt dużo krwi straciła!
– Co ty mówisz! Co ty pieprzysz! Ona żyje! Żyje! Ratuj ją! Ona uratowała to dziecko, wzamian podkładając siebie jako zakładnikaaaa!

– Darł się w niebogłosy Misiek
– Misiek, uspokój się! Nie żyje! Przykro mi. Nowy, daj mu coś na uspokojenie i jedziemy do leśnej góry!

– Jednak ani Nowy, ani Góra nie mieli serca odrywać załamanego Miśka od ciała Gabrieli. Wtulił twarz w zakrwawioną kurtkę i szlochał tak rozpaczliwie, że i niebo się rozpłakało, skrapiając ziemię obfitym deszczem. W pewnej chwili, uniósł głowę zmarłej i delikatnie pocałował sine już usta. Płacząc i powtarzając coś bez ładu i składu, gładził jej włosy aż do samego szpitala.

6 replies on “Rozdział 42”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink