Wymarzony wypoczynek Anny i Wiktora, zamienił się w dni i noce pełne potwornego lęku o zdrowie i życie kogoś, o kim nawet nie marzyli. Kogo nie spodziewali się jeszcze w najśmielszych snach. Anna powoli dochodziła do siebie, po niespodziewanym porodzie w przypadkowych warunkach restauracyjnej toalety. Jednak życie małej Poli wciąż było zagrożone.
– Wiktor! Ile to jeszcze potrwa. Jesteśmy tu już trzy doby i wciąż nic niewiadomo! Dlaczego nikt nic nie wie, nikt nie chce nam niczego powiedzieć! Nie wytrzymam tego, rozumiesz? Nie wytrzymam!
– Rzekła drżącym głosem, w którym powoli narastał płacz.
– Anka. Uspokój się. Nerwami niczego nie przyspieszysz. Lekarze robią co mogą, żeby ratować …
– Nieprawda! Oni nic nie robią! Czekają tylko, aż ona umrze! Nie chcą dać jej nawet maleńkiej szansy! Nie chcą dać nam, choćby jednej szansy, żebyśmy ją poznali! Wiktor, zrób coś! Nie możemy jej stracić!
– Wiktor czuł, że nagły poród wywołał w Annie bardzo wiele emocji. Zdawała się nadal być w szoku. Czasem odchodziła od zmysłów na myśl, o półtorakilogramowej córeczce zaplątanej w mnóstwo kabelków, podtrzymujących jej życie, a innym razem, pytała go, czy to zdarzyło się naprawdę i jak to możliwe. Szpitalny psycholog próbował z nią rozmawiać, jednak bez rezultatu. Broniła się strumieniami łez i otwierała tylko przed Wiktorem, który powoli nie radził sobię z jej zachowaniami.
– Aniu. Anka! Proszę cię, przestań wygadywać takie bzdury! Nikt nie czeka na śmierć Poli! Cały czas ją badają, podają specjalistyczne leki …
– Wiktor. To wszystko moja wina … Rozumiesz? Moja wina! Jak mogłam nie wiedzieć, że jestem w ciąży? Jak mogłam? Każda matka to wie, przeczuwa.
– Aniu, posłuchaj mnie. Zawsze miałaś bardzo nieregularne miesiączki … Prawda? W ostatnim czasie, przeżyłaś spory stres … Ta rozprawa, Potocki…
– Nie usprawiedliwiaj mnie! Nie będę dla niej dobrą matką … Nie zauważyłam objawów ciąży. Lekarz powiedział, to był dwudziesty szósty tydzień! Jakim cudem? Boże, jakim cudem!
– Przytyłaś nieznacznie. Skąd mogłaś wiedzieć, że nosisz pod sercem dziecko? Przecież nigdy się o nie nie staraliśmy, ba … Nie planowaliśmy.
– Paliłam, brałam mnóstwo leków, piłam dużo kawy. Jeżeli nasza córeczka umrze … Jeżeli wyjdzie z tego z poważnymi wadami rozwojowymi to … To będzie tylko i wyłącznie moja wina, słyszysz?
– Przestań do cholery!
– Wrzasnął tak, że sam nie poznał swojego głosu, trzymając ją za ramiona i mocno potrząsając.
– Sprawiasz wrażenie, jak by to było tylko twoje dziecko! Ale to jest również moje dziecko, ja też cierpię! Ja też się o nią boję! Bardzo, bardzo się boję! No co tak patrzysz? Tak, ja, Wiktor Banach przyznaję się bez bicia! Cholernie się boję! Powinniśmy wspierać się wzajemnie. Ta sytuacja jest trudna … Ta sytuacja to … Jest jak film, jak książka. Ogromnie trudno uwierzyć w to, co nas spotkało, ale musimy to przetrwać razem. Jeżeli zamkniemy się osobno, każde na swój ból, nie pomoże to w niczym, nasze maleństwo nie wyczuje tej potężnej siły miłości, która ma nadludzką moc.
– Anna patrzyła z otwartymi ustami na Wiktora. Nie myślała w ten sposób. Aż do teraz, gdy mężczyzna, z którego dzień w dzień ział nieopisany spokój, wreszcie wybuchł i pokazał jej, że gdzieś tam, w głębi duszy mocno cierpi, boi się. Ale czy on miał rację? Czy wystarczy, że ona przestanie płakać, zachowa spokój? Że przytulą się, pocałują? Czy to sprawi, że życie ich dziecka przestanie być zagrożone? Przecież to niedorzeczne. On mówi tak, by ją uspokoić. A może powinna w to uwierzyć? Od ponad roku ufała już tylko jemu, wierzyła w każde jego słowo.
– Masz rację. Przepraszam. Przepraszam, postaram się zmienić swoje zachowanie. Ja wariuję Wiktor … Naprawdę wariuję … Nie umiem nad tym panować.
– Wiktor nie odpowiedział, tylko wziął ją w ramiona i kołysał, gładząc po włosach.
– Chciałabym ją zobaczyć. Przecież nikt nie zagwarantuje nam tego, że będzie żyła. Widziałam ją jak przez mgłę, wtedy, w toalecie … Wiktor, jaka ona jest?
– Zabiorę cię do niej. Obiecuję, że ją zobaczysz, za kilka godzin. Teraz powinnaś dużo odpoczywać i przede wszystkim, nie denerwuj się tak. Straciłaś wtedy sporo krwi, jesteś jeszcze bardzo słaba. Musisz być silniejsza, żeby dać siłę Poli.
– Wiktor, nie dam rady zasnąć, zabardzo się martwię i boję…
– To jest polecenie lekarza. Jeżeli nie spróbujesz zasnąć, poproszę o jakieś środki nasenne.
– Wiktor, ty nic nie rozumiesz. Ja już raz przeżyłam śmierć własnego dziecka. Kolejny raz chyba nie dam rady się z tego podnieść.
– Tym razem, Wiktor zamarł z palcami wplecionymi w długie, blond włosy ukochanej.
– Co? Co ty mówisz? Anka!
– Tak. Przez kilka chwil, byłam szczęśliwą mamą. Nie zamieniłabym tych kilku chwil na najdroższe klejnoty świata.
– Boże. Jeszcze tylu rzeczy o tobie nie wiem.
– Rzucił zdziwiony Wiktor.
– Czuję się w obowiązku powiedzieć ci o tym. Przyznaję się … Gdyby nie to, co się teraz stało, nie pozwoliłabym obudzić się temu wspomnieniu, które jeszcze czasem powraca do mnie w sennych koszmarach.
– O czym ty mówisz? Aniu? Jeżeli to coś zbyt bolesnego, to może nie mów mi … Rozmawialiśmy już wiele razy o tym, że nie muszę znać złych tajników twojej przeszłości, żeby być z tobą szczęśliwym.
– Wiktor. Musisz się o tym dowiedzieć … Kiedyś to i tak wypłynie. Stanisław to mściwy i podły człowiek, zrobi wszystko, by mnie zniszczyć. Nie chcę, by moja przeszłość kiedykolwiek nas rozdzieliła.
– Cokolwiek się nie stanie, nigdy nie uwierzę w żadne złe słowo tego drania na twój temat.
– Uciszyła go, kładąc mu palec na ustach.
– Ja i Stanisław, przez jakiś czas, byliśmy naprawdę szczęśliwi. Zanim zaczął być potworem, ograniczać mi kontakty z ludźmi, z moją mamą. Tego, o czym chce ci powiedzieć, nie wie jeszcze nikt.
– Anka, ale ja … Nie wiem czy jestem na to gotowy …
– Proszę, wysłuchaj mnie. W obecnej sytuacji muszę ci o tym opowiedzieć. Niedługo po naszym ślubie, gdy wyjechaliśmy, zaszłam z nim w ciążę. Był dla mnie czuły, opiekuńczy. Urodziłam mu syna. Daliśmy mu na imię Igor. Nie chcieliśmy dawać synowi zagranicznego imienia tylko dlatego, że mieszkaliśmy w stanach. Kiedy Igor skończył miesiąc, wybraliśmy się z wizytą do naszych znajomych. Obchodzili oni rocznicę ślubu i z tej okazji organizowali małą imprezę. Stanisław wtedy wypił dość sporo, więc to mnie przypadło nocne prowadzenie auta, w drogę powrotną. Karmiłam synka, więc z wiadomych względów nie piłam. Jednak macieżyństwo to nie jest najłatwiejszy okres w życiu kobiety, z właszcza w pierwszych miesiącach życia niemowlęcia. Byłam potwornie zmęczona każdego dnia. Stanisław tylko czasem mi pomagał. Igorek był nadwyraz niespokojnym dzieckiem. Wciąż domagał się jedzenia, przytulania, noszenia na rękach, nękały go kolki. Jeżeli udało mi się uszczknąć kilka godzin na drzemkę, był to cud. Wtedy … Tamtej nocy … Ja … Prowadząc auto, czułam naprawdę ogromne zmęczenie. Jechaliśmy leśną drogą. W pewnym momencie poczułam, że zasypiam. Chciałam zjechać na pobocze. Ze zmęczenia zaczęło mi się kręcić w głowie, drzewa zlewały się w jedną całość, przestałam kontrolować ruchy kierownicy i uderzyłam w drzewo. Ja i Stanisław wyszliśmy z tego, bez większego szwanku, ale nasz Syn … Zginął na miejscu. Nie wiem, do prawdy nie wiem dlaczego nie przypięłam go pasami wsiadając do tego cholernego auta. Trzymałam go w nosidełku na moich kolanach prowadząc auto. Do tej pory, gdy zamknę oczy, widzę, jak spokojnie śpi i delikatnie się uśmiecha. Zabiłam mojego syna Wiktor! Zabiłam go!
– Wiktor był wstrząśnięty do granic możliwości. Anna odsłaniała przed nim największe bolączki swojego życia, a on, nie wiedział nawet jak ją pocieszyć. Mógł ją tylko tulić i głaskać uspokajająco, chociaż wiedział, że to nie przywróci życia małemu Igorowi.
– To nieprawda. Aniu, to nieprawda. To był wypadek. Byłaś zmęczona. Kochanie, znie katuj się więcej, proszę…
– Staram się, Wiktor, bardzo się staram. Każdego dnia walczę o to, by myśleć, że to był tylko wypadek. Tragiczny wypadek, widocznie tak musiało być. Mój synek jest teraz jednym z aniołów w tym przepięknym niebie, na które codziennie patrzę i przywołuję jego uśmiech, który tak krótko miałam przyjemność widzieć. Był taki podobny do Stanisława … Był całym naszym światem. Stanisław nigdy nie pogodził się z jego śmiercią. Gdy kilka tygodni później wyszliśmy oboje po wypadku ze szpitala … Zaczął mnie o wszystko obwiniać. Z dnia na dzień stawał się coraz gorszym tyranem. To przez to były moje próby samobójcze, które prowokowały go do najgorszych rzeczy. Jak podawanie mi leków, zamykanie tygodniami w domu, gwałty, bicie… Wiktor…
– Potrzebujesz psychologa. Twoja przeszłość nie może pozostać już tylko między tobą, a mną. Nie poradzisz sobie z tym sama. Potrzebna ci terapia.
– Jeżeli Polcia … Jeżeli ona dołączy do Igorka…
– Nie dołączy do Igorka. Zapewniam cię. Zrobię wszystko, żeby tak się nie stało, ale teraz … Teraz ja chciałbym ci o czymś powiedzieć. Zostanę z tobą na zawsze. Cokolwiek się nie stanie. Wtedy, w restauracji … Chciałem poprosić cię o rękę … Bardzo chcę, żebyś została moją żoną. Tylko ty możesz to zrobić, żadna inna kobieta. Bo żadna inna kobieta, nie była w stanie pomóc mi wygrzebać się, z grózowiska mojego życia, trwającego od śmierci Eli. Tylko ciebie Zosia akceptuje i szanuje. Zrobię wszystko, żeby twoja przeszłość nie kładła się już więcej cieniem na naszej przyszłości. Pomogę ci w terapi, w zapomnieniu, w opiece nad mamą, będę wspaniałym ojcem dla Poli, jeszcze wspanialszym mężem dla ciebie. Nie wiem, co mógłbym jeszcze powiedzieć, abyś się zgodziła.
– Wiktor … ty … Wiktor, mówisz … Poważnie? Ale ja … Ale ja … Nie wiem, czy po terrorze, jaki przeżyłam w małżeństwie ze Stanisławem, ja wiem, że ty nie jesteś taki jak on, jesteś najcudowniejszym człowiekiem, Wiktor, ale …
– Tak, czy nie?
– Przerwał delikatnie zamykając jej usta pocałunkiem.
– Zostaniesz moją żoną? Proszę?
– Tak! Ale obiecaj mi, że weźmiemy ślub, kiedy już wszystko będzie na dobrej drodze, kiedy wszystko się jakoś wyprostuje.
– Obiecuję. A teraz śpij. Śpij proszę cię, mam jeszcze pare spraw do załatwienia, ale zostawię cię t dopiero wtedy, gdy zaśniesz.
– Kiedy w końcu udało mu się uspokoić i utulić przyszłą żonę do snu, wyszedł z sali i skierował się w stronę oddziału noworodkowego. Gdy się tam znalazł, zobaczył lekarza, który kontrolował stan noworodków leżących w inkubatorach.
– Witam doktorze. Chciałem się do pana udać, ale skoro spotykam pana tutaj…
– Wciągnął powietrze nieco zakłopotany.
– Witam. A pan jest?
– Jestem ojcem Poli Banach. Dziewczynki, która urodziła się niespodziewanie. Nie wiedzieliśmy, że moja …
– Zawachał się, czy skłamać gładko jak w restauracji, by uzyskać więcej informacji. Doskonale wiedział, że udać się to może tylko członkom rodziny, ale postanowił zaryzykować.
– Że moja przyszła żona jest w ciąży.
– Cóż.
– Podjął lekarz.
– Pańska córeczka ma niewątpliwą wolę walki. Jak już wspominałem, urodziła się w dwudziestym szóstym tygodniu, z bardzo niziutką wagą urodzeniową, bo było to zaledwie 1500 gramów. Przez trzy dni, przybrała aż 300 gramów i ma już coraz mniejsze problemy z oddychaniem. Przypuszczam, że za kilka dni, byćmoże będzie w stanie samodzielnie oddychać. Badania, które zrobiliśmy Poli, narazie nie wykazują żadnych nieprawidłowości. Ale to i tak trzeba będzie obserwować przez kilka najbliższych miesięcy, może lat.
– Czy moja … Czy nasza córka może umrzeć?
– Wie pan. Nie mogę dać stuprocentowej gwarancji, że będzie żyć. Jej stan się polepsza, ale wszystko może się zdarzyć w wypadku wcześniaczków. Jednak proszę być dobrej myśli.
– Dziękuję. Bardzo panu dziękuję.
– Chciałby pan zobaczyć córeczkę?
– Och tak! Bardzo …
– Trzeci inkubator po lewej. Tylko proszę się pospieszyć … Zaraz kończy się czas wizyt tutaj …
– Oczywiście, dwie minuty.
– Lekarz zostawił Wiktora przy inkubatorze jego nowej, maleńkiej córeczki. Banach wpatrywał się w nią z coraz większym rozczuleniem. Miał wrażenie, że te kabelki i sprzęty, pod które była podłączona ją przytłaczają.
– Hej maleńka. Jestem twoim tatą wiesz? I bardzo chciałbym cię poznać. z resztą … Nietylko ja … Masz dużo starszą siostrę i cudowną, najcudowniejszą na świecie mamę. Twoja mama, Ania mówi, że my, Banachowie nigdy się nie poddajemy. Więc czy chcesz, czy nie chcesz musisz utrzymać tą tradycję. Bo Ania zawsze ma rację. Masz taki piękny uśmiech … Jak ja i Zosia. I masz oczy twojej mamy … Piękne oczy. W ogóle, cała jesteś piękna. Jesteś największą niespodzianką, jaka mogła nas w życiu spotkać. Dlatego proszę, kochanie … Nie odchodź. Zostań z nami na zawsze.