– Dochodziła ósma rano, kiedy Zula, kotka Lidki postanowiła ją obudzić głośnym miałczeniem, domagając się porannej porcji jedzenia, odrobiny pieszczot i posprzątania kuwety. Lidka z ociąganiem zwlekła się wreszcie z łóżka, ziewając i psiocząc na kotkę, która nie miała zamiaru pozwolić jej porządnie odespać nocnego dyżuru.
– Powinnam cię nazwać Pobudka, bo robisz się coraz bardziej nieznośna Zula. Niedługo może w ogóle nie będę kładła się spać, albo będziesz sama sobie ustalała pory karmienia. Echhhh ty futrzasta, mała wstręciulo!
– Powiedziała, tarmosząc lekko grzbiet zwierzęcia.
– Zula podniosła łeb, robiąc maślane oczy i jeszcze bardziej wyciągając ciało, ku pieszczącym dłoniom właścicielki, zaczynając rozkosznie mróczeć.
– Kochana, nie za dobrze ci? Trzeba ci znaleźć jakiegoś kocóra, ja już mam za dużo etatów wokół ciebie. Karmicielka, kuwety czyścicielka, pańcia do pieszczenia.
– Lidka wstała i podreptała do kuchni, by napełnić miski kotki. Odruchowo wyjrzała przez okno i nagle stanęła jak wryta, bojąc się poruszyć choćby o milimetr. Stała patrząc przez okno, a jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem pary ciemnych, przenikliwych oczu. Znała już to spojrzenie…I te oczy. Dobrze to wiedziała.
– Co jest…Do cholery…
– Zapytała siebie w myślach. Odwróciła wzrok od okna, by spojrzeć na kotkę, która właśnie zabierała się za jedzenie, a potem znów spojrzała w okno. Lecz przenikliwych oczu już niedostrzegła. Niedostrzegła także niczego podejrzanego przed blokiem co mogłoby wskazywać na to, że jeszcze przed kilkoma sekundami ktoś tam był. Pomyślała więc, że to złudzenie, że tylko jej się wydawało. Zajęła się robieniem sobie śniadania i kawy. Usłyszała dzwonek swojej komórki z sypialni i wolnym krokiem poszła, by odebrać połączenie. Zerknęła na wyświetlacz.
– Kuba
– Przeczytała i szybko nacisnęła zieloną słuchawkę.
– Halo?
– Ciociu, ciociu, czy ty pojedziesz z nami do Zalesic?
– Usłyszała w słuchawce pytanie zadane głosem Kasi i od razu szeroko się uśmiechnęła, całkowicie zapominając o tym, co przed chwilą ją trapiło.
– Kasiu? To ty?
– No pewnie, że to ja. Przecież mój tatuś nie ma drugiej córeczki, prawda?
– Odpowiedziała raźno, pewna swego Kasia.
– Kochanie, a gdzie jest twój tatuś? I dlaczego dzwonisz z jego komórki do mnie?
– Tata teraz w łazience bierze prysznic i się goli, bo przez cały weekend nie będzie mógł tego zrobić.
– Co? Jak to? Nic nie rozumiem.
– Ciociu. Bo ja i tatuś, jedziemy dzisiaj do Zalesic. To jest taka malutka miejscowość, kawałek od Warszawy. Tam są lasy, jezioro, jest nawet łączka i polanka poziomkowa. I rosną tam jerzyny i…Jeździmy tam z tatą jak robi się ciepło pod namiot.
– Ach, rozumiem! Kasieńko, a czy tatuś wie, że ty teraz do mnie dzwonisz?
– Nie, a jak się dowie, to mogę mieć kłopoty. Ja prosiłam go, żebyś mogła z nami tam pojechać, bo ja cię bardzo lubię ciociu, ale…Tatuś chyba się boi.
– Lidka zaśmiała się radośnie.
– A może tata wolałby po prostu spędzić ten weekend tylko z tobą?
– Na pewno nie. Ja myślę, że on bardzo by tego chciał, żebyś z nami pojechała, bo się w tobie zakochał, tylko nigdy ci o tym nie powie, bo…
– Kasia urwała, a Lidka roześmiała się jeszcze bardziej czując, jak mimowolnie po jej sercu rozlewa się błogie ciepło.
– Tatuś!
– Szepnęła dziewczynka i połączenie z nagła się urwało.
– Echhh ty mała łobuzico.
– Rzekła Lidka wracając do kuchni i biorąc się za pałaszowanie śniadania. Ledwo zdążyła wziąć pierwszy kęs kanapki, a znów usłyszała jak rozdzwoniła się jej komórka. Ruszyła w powrotną stronę i widząc tą samą nazwę nadawcy połączenia, równie szybko odebrała.
– Halo? Kuba?
– Cześć Lidka. Słuchaj…yyyyy…
– Tak?
– odpowiedziała nie mogąc już w ogóle powstrzymać śmiechu.
– Kasia przed chwilą dzwoniła, prawda?
– Nie, no co ty. Kasia? Przecież ona nie poradziłaby sobie z takim zaawansowanym urządzeniem jak telefon komórkowy.
– Brnęła rozbawiona Lidka.
– Przestań się ze mnie nabijać. Z telefonem komórkowym to może trochę nie radzę sobie ja, ale Kasia? Ona zna mój telefon lepiej ode mnie, a czytanie już naprawdę płynnie jej idzie. No więc dzwoniła, czy nie?
– Tak, ale proszę cię, nie złość się na nią. Za każdym razem jak słyszę jej głosik, to mam ochotę ją przytulić.
– A ja wprost przeciwnie, chciałbym urwać jej ten piękny długi warkocz, który dzisiaj kazała sobie zapleść.
– Nic się nie stało Kubuś. Ja uwielbiam rozmawiać z twoją córką. Te rozmowy niekiedy są bardziej kreatywne, niż z niektórymi moimi znajomymi z pracy.
– No cóż…Szkoda, że ze mną równie kreatywnie ci się nie rozmawia.
– Powiedział głosem pełnym uśmiechu, starając się nadać mu ton zazdrości.
– Ja? To ty się mnie boisz. To też wiem od twojej córki.
– Co takiego?
– Nie wiem. Podobno bardzo byś chciał, żebym pojechała z wami do Zalesic, ale boisz się mi o tym powiedzieć. Czy to prawda?
– Kuba roześmiał się, a Lidka oczami wyobraźni widziała jego zmieszanie, rysujące się na lekko zaczerwienionych od wstydu policzkach.
– Nie, no co ty, to nie tak…
– A Jak?
– Zwyczajnie nie chciałbym ci przeszkadzać. I tak mam wrażenie, że zbyt często gościmy w twoim życiu. Zarówno ja w pracy, jak my z Kasią poza nią. Nie chciałbym ci się narzucać.
– No to najwyżej bym odmówiła. Nic byś nie stracił, jeśli tak bardzo by ci na tym nie zależało.
– Nieee, to nie tak, że mi nie zależy. Zależy mi, bo marzę o tym, żeby ci pokazać to miejsce, a Kasia jeszcze bardziej…Znaczy nie bardziej ode mnie…
– Plątał się, a Lidka wyciągnęła się na łóżku z trudem łapiąc oddech od śmiechu.
– Słuchaj. To umówmy się, że następnym razem po prostu, najzwyczajniej w świecie, kilka dni wcześniej mnie zapytasz, a ja odpowiem tak, albo nie. W zależności od tego, czy będę miała jakieś plany. Myślę, że wówczas zapobiegniemy wykradaniu twojego telefonu komórkowego przez Kasię, zgadzasz się na to?
– Chyba nie mam wyjścia. AA słuchaj…Bo…Yyyyy…Może…
– Tak?
– Może jednak wybrałabyś się z nami już dzisiaj, co? Oczywiście jeśli nie masz żadnych planów.
– No, powiem ci Kubuś, szybko się uczysz. To mi się podoba. Nie, nie mam żadnych planów na ten weekend, ale…Zaplanowaliście ten weekend we dwoje, teraz to ja nie chciałabym się wtryniać.
– Ale co ty mówisz, jakie wteryniać. Będzie nam z Kasią naprawdę miło, jeśli z nami pojedziesz. Będziemy łowić ryby, może uda nam się znaleźć coś pożywnego w lesie. To taka surwiwalowa wycieczka, gdzie jesteśmy zdani praktycznie na siebie, jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia, czy ciepła w postaci ogniska.
– Kuba, ale to dopiero koniec kwietnia, nie jest jeszcze najcieplej. Możecie się bardzo łatwo poprzeziębiać.
– Nie przesadzaj, ludzie i zimą żyją w takich, albo gorszych warunkach w różnych zakątkach świata i nic złego im się nie dzieje. To tylko weekend. Weźmiemy oczywiście jakieś koce, będzie fajnie! To co, piszesz się na to?
-Nie mam namiotu.
– I to jest jedyna przeszkoda? My mamy dwa, chociaż wystarcza nam jeden, więc jak?
– Hmmm…Nooo…Nie wiem…Nie wiem…
– Zaraz padnę na kolana z słuchawką w ręce. Muszę naprawić to, że wcześniej o to nie zapytałem.
– No skoro będzie tak fajnie, to może jednak się skuszę.
– Powiedziała przypominając sobie o napoczętym śniadaniu, wracając do kuchni, by je dokończyć.
– Naprawdę? No to świetnie! To kiedy możemy po ciebie przyjechać? Bo my jesteśmy już spakowani i gotowi.
– Dajcie mi godzinkę. Wezmę wszystko, czego będę potrzebować i będę gotowa. Muszę jeszcze zatrudnić kogoś do opieki nad Zulą przez ten weekend.
– Dobrze. W takim razie ja kończę i będę się szykować. Do zobaczenia za niebawem.
– Rozłączyła się prędko jakoś dziwnie uskrzydlona. Gdy skończyła śniadanie i kawę, pędem znalazła się pod prysznicem. Następnie wyciągnęła z szafy plecak i zaczęła go pakować. Włożyła kilka ciepłych, polarowych kocy, trochę ubrań, bandaży, opatrunków i wszystkiego, co powinno znajdować się w apteczce na wypadek, gdyby to wszystko postanowiło się jednak przydać. Nawet się nie spostrzegła, gdy umówiona godzina już minęła i usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiona poszła szybkim krokiem, by je otworzyć.
– Niespodzianka! Jesteśmy!
– Wykrzyknęła Kasia rzucając się Lidce w ramiona.
– Cześć moja kochana łobuziaro!
– Lidka porwała małą na ręce i długo ją przytulała, co sprawiało dziewczynce ogromną radość.
– Super, że się zgodziłaś ciociu. Zobaczysz, że będzie fajnie. Będziemy grać w podchody i bawić się w berka, chowanego. Tata będzie łowił ryby, a my poszukamy w lesie jakichś fajnych rzeczy, może znajdziemy skarb?
– No pewnie! Będzie cudownie, już nie mogę się doczekać.
– Zulaaa!
– Pisnęła Kasia zeskakując na ziemię i przypadając do kotki, która rozleniwiona postanowiła sprawdzić, jakich to gości przyniosło do jej domu.
– Jaka jesteś śliczna! Jaka mięciutka. Ojeeej, jak ty słodko mróczysz!
– Kasieńko, tylko nie męcz jej za bardzo.
– Strofował córkę Kuba.
– Tatusiu. Czy ty nie widzisz, że ona to lubi? Ty sięw ogóle nie znasz na kobietach. Ciocia też cię bardzo lubi, a ty boisz się jej pytać, czy z nami pojedzie do Zalesic, albo czy wpadnie do nas na herbatę…
– Nie bądź taka mądralińska.
– Odparował Kuba łaskocząc małą pod brodą.
– No proszę proszę. Czego ja się tu dowiaduję. To może lepiej jedźmy już do tych waszych Zalesic, za nim dowiem się czegoś więcej.
– Też tak myślę.
– Roześmieli się oboje wychodząc z domu. Po drodze do samochodu, Lidka zadzwoniła do Martyny prosząc ją o opiekę nad Zulą podczas jej nieobecności. Kiedy jechali, a Kasia zajęta była grą na tablecie, Lidka odruchowo zerknęła w lusterko wsteczne i znów zamarła z lekkim przerażeniem na twarzy.
– Kuba, widzisz ten samochód za nami?
– Ten, to znaczy który? Bo jedzie ich conajmniej kilkadziesiąt.
– Nie wygłupiaj się. Mówię o tym białym audi.
– No widzę i co?
– Mam wrażenie, że ktoś nas śledzi.
– Niby kto? I po co?
– Nie wiem. Boję się, bo dziś rano miałam wrażenie, że ktoś był pod moim domem i patrzył w moje okna, a teraz wydawało mi się, że znowu widziałam te oczy. Oczy tego mężczyzny z audi. To ten sam, który patrzył rano w moje okna.
– A niby dlaczego ktoś miałby cię śledzić. Masz jakichś wrogów? Naraziłaś się komuś?
– Kuba, to długa historia. Nie chciałabym o tym mówić, z resztą może mi się tylko wydaje, ale jeśli nie, to…
– To co?
– Nic, nieważne. Niepotrzebnie ci o tym mówiłam. Pewnie jestem przewrażliwiona. Wszystko przez tą strzelaninę, której ofiarą była Morawska.
– Przestań kręcić, jeśli już zaczęłaś, to powiedz.
– Nie mogę. Mam zbyt wiele do stracenia. Moja przeszłość jest zbyt ciemna, abym ci mogła o niej opowiedzieć tak pod wpływem chwili strachu.
– Kusisz, kusisz i przyciągasz, zamiast odpychać takimi słowami. Jesteś bardzo tajemnicza.
– Rzekł z szelmowskim uśmiechem.
– A tak poważnie. Jeśli czujesz się zagrożona, wiesz dlaczego tak może być, to zgłoś to na policję. A jeszcze poważniej, nie będę cię naciskał. Jeśli zechcesz, to mi kiedyś powiesz.
– Za dużo bym zaryzykowała. Wówczas już nigdy nie zechciałbyś się ze mną spotkać.
– Nie wiesz tego.
– Tak czuję. Nieważne, proszę, zapomnijmy o tym. Przez ten weekend nie wracajmy do tego tematu. Mamy się przecież dobrze bawić.
– Racja. Jak sobie życzysz.
– Odrzekł nieco zawiedziony, że nie pozwoliła sobie pomóc, lecz już wiedział, że cokolwiek złego ma mu do przekazania i jeśli kiedykolwiek to zrobi, będzie przy niej trwał za wszelką cenę.
– Do Zalesic dojechali w dwie godziny później. Lidka wprost nie mogła przestać zachwycać się tym pięknym miejscem.
– To chyba jest raj na ziemi. Jak tu pięknie. Kawał pięknego lasu, tyle ptaków mimo tak wczesnej pory roku, wszystko tak pięknie zaczyna kwitnąć, żyć. Jak tu cicho, jak tu wspaniale!
– A nie mówiłam? Nie mówiłam, że cioci się tu spodoba? Że bardzo by chciała tu z nami przyjechać? Ale ty nie i nie, nie i nie, napewno jest zajęta, nie ma czasu, nie będziemy jej przeszkadzać…
– Dobrze już dobrze ty mała paskudko. Miałaś rację, następnym razem zapytam ciocię, pasuje?
– Pasuje. Ciociu, idziemy, chodź! Muszę ci pokazać moje ulubione miejsca.
– Ej! Chwila chwila. Może najpierw byśmy coś zjedli?
– Oj tato. Ty to tylko o jedzeniu, lepiej zacznij łowić te swoje ryby, a my przy okazji nazbieramy trochę patyków na ognisko.
– Kasiu, a może zapytałabyś o zdanie ciocię?
– Ciociu? Czy zbudujemy szałas?
– Jasne.
– A nauczysz mnie wchodzić na drzewo? Bo tata nigdy mi chyba nie pozwoli.
– Pomyślimy, a tym czasem, może najpierw jednak pozbieramy trochę opału do ogniska, a ty zajmiesz się łowieniem?
– Widzę, że moja Kasia kompletnie zawładnęła twoim sercem i nie potrafisz powiedzieć jej nie?
– Spokojnie, jeśli uznam to za stosowne to z pewnością powiem nie. Chodź maluchu, prowadź!
– Krzyknęła do Kasi i po chwili zniknęły wśród drzew śmiejąc się i biegnąc w las.
– Tutaj latem rosną poziomki i jerzyny wiesz? A tam, w takim małym zagajniku zawsze jest najwięcej grzybów. Tata czasem gotuję zupę z grzybów na ognisku.
– Opowiadała uszczęśliwiona Kasia biegając to tu, to tam i starając się pokazać Lidce wszystkie cuda owego miejsca. Gdy uzbierały dużą ilość patyków, wróciły do miejsca, gdzie Kuba czekał na nie z maleńką osadą w tle. Rozłożył namioty i przygotowałmiejsce, by móc rozpalić ognisko. Reszta dnia upłynęła im na wspaniałej zabawie pełnej śmiechu i radości. Grze w podchody, zabawie w chowanego, berka, ciuciubabkę i diabła niemal nie było końca. Wreszcie przyszedł czas na kolację, złożoną z kanapek, które zabrali z domu, oraz ryb, które wspólnie złowili w jeziorze.
– Jeżeli ktoś jeszcze wczoraj by mi powiedział, że w taki sposób spędzę dzisiejszy dzień i w dodatku będę łowić ryby, to chyba dałabym mu coś na uspokojenie, a potem popukała w czoło.
– No widzisz? Dlatego nigdy nie można zakładać, że coś jest niemożliwe i że czegoś nie zrobimy.
– Mniam! Ta ryba jest przepyszna! A ja jestem już straaasznie zmęczona.
– Stwierdziła Kasia z pełnymi ustami.
– Kochanie, tyle razy powtarzam, że z pełnymi ustami się nie mówi.
– Wiem, ale to jest naprawdę pycha. No i wy jesteście super, bombowo się z wami dzisiaj bawiłam.
– No to wspaniale. W takim razie jutro urządzimy sobie poszukiwanie skarbów. Co ty na to?
– Zapytał Kuba, a oczy dziewczynki roziskrzyły się ze szczęścia.
– Supeer! Już nie mogę się doczekać!
– Ja też. A skoro już zjadłaś, to chyba dobrze by było, żebyś poszła spać. Już dosyć późno.
– Wiem, wiem. Chcecie zostać sami i pogadać, to ja lepiej pójdę spać, ale najpierw chcę po buziaku.
– No proszę, jakie wymagania.
– Zażartował Kuba, biorąc córkę w ramiona i mocno całując w czoło i policzki.
– Śpij dobrze myszko.
– Ty też, a właściwie…Wy też
– No no no. Nie zapędzaj się, ciocia Lidka będzie spała z tobą, a ja sam, w drugim namiocie.
– A może ciocia wolałąby spać z tobą, zapytałeś ją o zdanie?
– Ty mały potworze, szybko się uczysz, za szybko. Zmykaj już spać.
– Roześmieli się wszyscy troje, a Lidka serdecznie uściskała Kasię idąc z nią do namiotu i układając ją do snu. Kilkanaście minut później, wróciła do Kuby, który powoli gasił ognisko.
– Niech zgadnę, namówiła cię jeszcze, żebyś przeczytała jej bajkę?
– Też. Ale rozmawiałyśmy jeszcze o tym, czy zostaniemy parą, małżeństwem i czy będziemy mieć dzieci.
– Kuba zmieszał się mocno co nie uszło uwadze Lidki.
– Przepraszam cię. Przepraszam cię za Kasię. Jej po prostu bardzo brakuje kobiecej ręki. Darii w ogóle nie pamięta, wszystkie jej koleżanki mają mamy, a ona swojej nie pamięta. Lgnie do kobiet. Roją jej się w głowie pewne marzenia. Chciałaby, żebym jeszcze kiedyś miał żonę.
– Kuba, ale przecież ja się w ogóle, apsolutnie na nią nie gniewam. Rozumiem to i schlebia mi to, że tak mnie lubi, że lubi ze mną przebywać, bawić się, rozmawiać.
– Na pewno? Na pewno nie jest to dla ciebie problem? Czy coś w tym stylu?
– Nie. W najmniejszym razie. Zawsze możesz na mnie liczyć jeśli chodzi o opiekę nad Kasią i nie tylko oczywiście.
– Kuba usiadł bliżej Lidki i objął ją ramieniem.
– Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. Kiedyś wydawało mi się, że daję sobie radę z zastępowaniem jej ojca i matki, ale widzę, że to fizycznie jest niemożliwe.
– To prawda. Dzisiaj powiedziała mi, że się we mnie zakochałeś. Mam wrażenie, że ona coraz częściej próbuje nas sfatać.
– Ma racje.
– Odpowiedział z ręką na sercu, a Lidkę zamórowało kompletnie.
– Jak widzisz, ja też miałem wiele do stracenia wyznając ci to. Ale teraz chyba niebardzo masz jak stąd uciec.
– To dlatego się zdecydowałeś?
– Międzyinnymi. I skoro rozmawiamy szczerze, to dlatego też boję się trochę prosić cię o częstrze spotkania. Zdaję sobie sprawę, że to co czuję jest…Trochę nie na miejscu, bo…Właściwie niewiele spotkań mamy za sobą. Bardzo pomagasz mi przy Kasi, a gdyby nie to, że ty wylądowałaś wtedy w szpitalu, a niedługo po tobie Wiktor, to nie wiem czy nasza relacja zdołałaby się tak rozwinąć. Nie wiem, czy w ogóle miałbym szansę, by patrzeć w te twoje piękne oczy i podziwiać twoje włosy. Cieszę się, że Kasia tak bardzo cię lubi, bo jeśli kiedyś coś mogłoby między nami zaistnieć, to…
– Kuba, jestem w ogromnym szoku, ale pozytywnym. Wydaje mi się, że ja też czuję do ciebie coś więcej niż przyjaźń, ale chciałabym się o tym bardziej przekonać. Uwielbiam Kasię, ciebie też uwielbiam, nie wiem, Kuba…
– Stop! Ok! Zrozumiałem. Czekamy, a ja nie naciskam, nie nalegam. Ale wiedz, że cokolwiek się okaże, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć i w najgorszym razie zostańmy przyjaciółmi, możesz mi to obiecać? Chciałbym, byś czuła się przy mnie bezpiecznie. Na zawsze.
– Dobrze. Obiecuję. A co do czucia się bezpiecznie…Już tak jest. Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Chodź, pokażę ci coś.
– Kuba wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Biegli tak dłuższą chwilę śmiejąc się, aż dotarli nad jeziorko, w którym wcześniej łowił ryby. Spójrz w niebo! Spójrz w tą wodę!
– Lidka wykonała polecenie i była gotowa umrzeć z zachwytu. Miała wrażenie, że kręci jej się w głowie. Gwiazdy zdawały się wpadać wprost w przejrzystą taflę wody.
– Prześlicznie tu. Wspaniale to wygląda. Jeszcze raz dziękuję ci, że mnie tu zabrałeś.
– Podbiegła do niego i ucałowała jego policzek.
– Zostańmy tu przez chwilę i popatrzmy w to piękne niebo. W gwiazdy, które lecą nam niemal pod stopy. Pomyślmy życzenie, a może się spełni.
– Powiedziała Lidka przytulając się do Kuby, a on uśmiechał się ciepło patrząc na jej szczęśliwą twarz.
– Robi się zimno, zmarzły ci dłonie. Wracajmy, powinniśmy pójść już spać.
– Masz rację, trochę mi zimno, ale dzięki tobie na pewno dużo mniej.
– Śmiejąc się wrócili do swojego małego obozowiska, gdzie Lidka otulona przez Kubę w grubą warstwę kocy, zasypiała w błogim poczuciu bezpieczeństwa i malującego się wokół nich powoli szczęścia.