– Powolnym i dystyngowanym krokiem nadszedł marzec, a z nim nieco cieplejsze dni. Artur, Misiek i Piotrek zjeżdżali właśnie do bazy, po skończonym dyżurze.
– Wiecie co wam powiem panowie? Ten świat, to by lepszy był bez bab.
– Stwierdził rzeczowo Misiek.
– A tobie Misiek co się znowu w głowie roi co?
– Zapytał Artur.
– Nic doktorze…Tylko…Ja obserwuję i wyciągam wnioski. Ja się tak staram. Na dyżur z Morawską, to nawet godzinę wcześniej przyjeżdżam. Karetkę pucuje jak własne buty, z kawą na nią czekam, fajnych perfum używam, a ona co? Nawet na mnie nie spojrzy. No chyba, że na wezwaniu. Misiek parametry, Misiek leć po nosze, Misiek to, Misiek tamto.
– Uuuuu stary, no to naprawdę cię wzięło. Ale Gabi? No Gabi? Naprawdę? Zlituj się. No może jest ładna, ale…Nie żeby jakiś tam cud i miód.
– Odparł Piotrek, wjeżdżając na parking karetek.
– Mnie się ona podoba…Ma takie kocie ruchy.
– A taaak…Widziałem. Wczoraj ganiała do toalety z rozwolnieniem, podobno zjadła coś nieświerzego. No, była kocia…Nie ma co.
– Misiek nieco się rozzłościł i jego dłoń zawisła kilka milimetrów od lewego policzka Strzeleckiego.
– Co jest, co jest! Misiek! W pracy jesteś! Jeszcze się nie odmeldowałeś. Wiesz co grozi za atak na funkcjonariusza publicznego na służbie?
– Trudno tego nie wiedzieć jak ma się takiego obrytego doktora.
– No, to bez numerów Misiu, bez numerów. Jak masz problem z panowaniem nad emocjami, to meliski się napij, albo urlop weź. A ty Strzelecki, nie denerwuj kolegi i zamknij się, jak nie masz nic mądrego do powiedzenia.
– Wedle życzenia doktorze. Ale przecież ja nie powiedziałem nic złego…To żart taki był, luzuj spodnie.
– Ale mnie takie żarty nie śmieszą. Ona mi się podoba, tobie nie i tyle.
– Słyszałeś Strzelecki? I tyle. Zamiast rzucać głupimi żartami o doktor Morawskiej, lepiej byś powiedział Miśkowi, jak zdobyć jej serce. No w końcu tylko ty jesteś ekspertem w dziedzinie szczęśliwych związków ze strony męskiej w naszej stacji.
– Doktorze, tyle pochwał na raz? To trochę za dużo, jeszcze się zarumienię.
– No no no, już ty nie udawaj, paskudne poczucie humoru masz dzisiaj Strzelecki.
– No, to co ja mam zrobić?
– Przerwał im Misiek.
– No nie wiem co masz zrobić. Każda kobieta jest inna i oczekuje trochę czego innego od faceta.
– Znaczy…Konkretnie to o co się rozchodzi.
– Zapytał patrząc nic nierozumiejącym wzrokiem.
– No na przykład jedne lubią dostawać kwiatki, inne czekoladki, jeszcze inne erotyczną bieliznę. Jedne wolą romantyków, inne znowu choleryków, no co ci mam jeszcze powiedzieć. Nie mam pojęcia co lubi ta twoja Gabi i co masz zrobić, żeby cię w końcu zauważyła.
– A może ja się jej nie podobam?
– Nie, no co ty. Taka góra mięśni podoba się raczej każdej. Na początek, zaproś ją na jakąś kawkę, herbatkę, ewentualnie objad, piwo, kolację. Albo do kina, na koncert, do teatru, próbuj, aż się dowiesz co ją kręci.
– No…Nareszcie gadasz jak człowiek. Może nawet zacznę cię lubić.
– Stwierdził Misiek, mocno klepiąc Piotrka po ramieniu. Po czym pobiegł do stacji, by się przebrać.
– Ty, Strzelecki. Poczekaj chwilę. Może pogadamy?
– A co, doktorowi też się na amory zebrało?
– Ja i amory? Też wymyśliłeś.
– A chodzi o coś konkretnego? Bo trochę się do Martynki spieszę. Wie doktor, to już szósty miesiąc, nie przelewki.
– Artur zamyślił się, lecz po chwili odparł szybko.
– Aaaa…Nie no…Tak….Tak tak tak…Jasne, oczywiste. No właśnie właśnie, o Kubickiej chciałem z tobą porozmawiać, bo widzisz…Kiedy ona ma zamiar pójść na zwolnienie?
– No zapewne w przyszłym miesiącu, a co, już szuka doktor za nią zastępstwa?
– Jeszcze nie, ale sam rozumiesz, że będę musiał…No musiał będę, bo nie mogę zostać bez ratowników. Oczywiście, ten ktoś…Za Martynę to nie na stałe będzie, chyba o tym wiesz.
– Mam taką nadzieję. To wszystko?
– Nie nie niee…Yyyy, Strzelecki. Dzień kobiet się zbliża.
– Dzień kobiet? Przecież doktor nie uznaje takich dni.
– Aaa tam…Zaraz nie uznaje nie uznaje…Po prostu nie jestem kobietą, więc nie mam powodów do świętowania. No, ale w stacji trochę kobiet jednak się namnożyło, to możebyśmy…Zebrali się któregoś dnia…Wszyscy, ty, Misiek, Nowy, Ja i reszta facetów. Zrobimy jakąś zrzutkę…Kupi się paniom po kwiatku, niech się raz w roku ucieszą…Nawet ciasteczka mogę upiec.
– Świetnie! Super! To kiedy to zebranie?
– Może jutro? Dasz znać chłopakom, ja spławię jakoś kobitki i…
– Zrobi się, a teraz naprawdę muszę uciekać, Martyna zaraz będzie się denerwować, a tego wolałbym uniknąć.
– No, to fajnie…To…No…Że się dogadaliśmy…
– Roześmiał się szeroko głośno to emitując.
– No, no to leć.
– Rozkazał Piotrkowi.
– poszedł do stacji. Obszedł wszystkie pomieszczenia i upewniwszy się, że nikogo nie ma, wszedł do swojego gabinetu. Od dawna przemyśliwał, jak sprowokować spotkanie z Mają i rozmowa z Piotrem, bardzo mu w tym pomogła. W ostatnim czasie, bardzo dużo myślał o swoim życiu. O pięknej siostrze Basi Wszołek. Była ona już drugą kobietą w jego życiu, która naprawdę mu się podobała. Miał również wrażenie, że z wzajemnością. Szansy na prawdziwą miłość u boku Renaty, nigdy nie wykorzystał, z braku odwagi. Teraz postanowił kuć żelazo, póki jeszcze było gorące. Nie przychodziło mu to zbyt łatwo. Na samą myśl o telefonie, który miał wykonać do Maji, prosząc ją o spotkanie, drżały mu ręce, a rzołądek podchodził mu do gardła. Chcąc dodać sobie otuchy, wypił szklankę zimnej wody i wziął kilkanaście głębokich wdechów. A potem wyjął komórkę z kieszeni i wybrał jej numer. Serce waliło mu jak kościelne dzwony i dałby sobie uciąć rękę, a może i coś więcej, że słyszy to każdy, kto przechodzi obok stacji.
– Halo?
– Odezwała się po czwartym sygnale.
– Gdy usłyszał jej głos, jego własny, na amen uwiązł mu w gardle.
– Halo? Artur? Jesteś tam?
– Odchrząknął i odkaszlnął głośno, poczym podpowiedział.
– Taak…Jestem…Przepraszam…Yyyyy, chyba coś z zasięgiem.
– Coś się stało, że dzwonisz?
– Tak…Nie nie…Nic złego…Chciałem cię o coś zapytać.
– Mówił czując, jak czerwieni się na całej twarzy.
– No to słucham.
– Rzekła uprzejmie.
– Yyyy…Bo…Widzisz. Nadchodzi ten…No…Dzień kobiet nadchodzi i ja…Pomyślałem, że…Może mógłbym cię…No nie wiem…Na kawę zaprosić?
– Maja roześmiała się w sposób, który ukochał. Wysoko i perliście.
– Naprawdę musiałeś czekać aż do ósmego marca, żeby mi to zaproponować?
– Co? Aaaa, nie nie, źle mnie zrozumiałaś Majeczko…Ja po prostu dużo pracy mam i…
– Zgadzam się. Tylko mój samochód jest w naprawie i trochę niebardzo mam jak ruszyć się gdzieś dalej bez niego. Mógłbyś po mnie przyjechać?
– Takiego wariantu najmniej się spodziewał. Niewiedzieć czemu, pod uwagę brał tylko obcję, że Maja się nie zgodzi. Był w takim szoku, że jeszcze chwila, a zacząłby skakać z radości po swoim gabinecie.
– Jasne! Już jadę! To znaczy…Zaraz będę…Pędzę. Dzięki, jesteś…Nieoceniona, to…No to…Pa!
– Mówił cudem hamując potoki szczęścia i rozłączył się prędko.
– Przebierał się w ekspresowym tępie, nie chcąc stracić już ani minuty cennego czasu. Świerzo wyprany i wyprasowany garnitur, miał zawsze w swojej szafce w pracy. Jako szef stacji, musiał być przygotowany na każdą ewentualność. Nawet na taką, że może się zdarzyć chwila, nieoczekiwana uroczystość, w której trzeba będzie wskoczyć w garnitur.
– Cholera! No co jest z tą koszulą. Guziki za duże! Dziórki za małe!
– Wrzeszczał do swojego odbicia w lustrze, nie mogąc uspokoić drżenia dłoni.
– Zdenerwowany, zapiął ją po omacku mając nadzieję, że Maja się nie zoriętuje o efektach jego radości, po źle zapiętej koszuli i że marynarka, którą również miał w szafce pomoże mu to nieco zasłonić. Włożył spodnie i wówczas okazało się, że zabrakło mu do nich paska.
– Jasna cholera! Jak pech to pech! No i co ja teraz zrobię?
– Rzekł podciągając je możliwie jak najwyżej.
– Kiedy uznał, że jest już gotowy, popędził do swojego samochodu i niemal wcisnął gaz do dechy, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie, że to wbrew regulaminowi. Powstrzymując się siłą woli, w bezpiecznym tępie dotarł pod dom ukochanej. Zaparkował prędko i niemal w podskokach znalazł się pod jej drzwiami. Drżąca dłoń Artura nacisnęła dzwonek do drzwi i po minucie, otworzyła mu Maja. Jej olśniewająco długie włosy, jak zwykle spływały sfobodnymi kaskadami na ramiona. Lekki makijaż i dopasowany kostium, dodawały jej elegancji takiej, że Arturowi poraz kolejny zabrakło w piersiach tchu. Na dodatek spodnie, postanowiły mu jednak zrobić psikusa i sfobodnie opadły z jego bioder, wprost na posadzkę, ukazując bokserki z wielką karetką namalowaną z przodu. Artur zbladł i niemal mdlał ze wstydu, a Maja to otwierała to zamykała oczy i usta, nie wiedząc co zrobić i co powiedzieć.
– Przez telefon nie mówiłeś, że ja również mam przed tobą zrzucić ubranie. Ale skoro ty odważyłeś się na ten krok już u progu mojego mieszkania, to może ja powinnam pójść o krok dalej i zrobić to na ulicy?
– Rzekła obracając sytuację w żart i śmiejąc się.
– Ooooo…Mmmmmatko…Ja…Ja cię strasznie przepraszam…Po prostu nie znalazłem paska w stacji i…Jezu, co za wstyd…Nie sądziłem, że tak wyjdzie…
– Maja nie mogła przestać się śmiać. Gestem dłoni zaprosiła go do środka, a on wystraszony i zawstydzony do granic możliwości, wszedł spuszczając wzrok.
– Artur, Artur, Artur. Co ja z tobą mam. Same zabawne przygody. Niestety muszę cię zmartwić, te spodnie bez paska mogą spaść dzisiaj jeszcze nie jeden raz. Na przykład w kawiarni, a to będzie chyba jeszcze bardziej krępujące. Swoją drogą, fajne majtki. Też bym takie chciała.
– Próbowała rozładować sytuację i kolejny atak śmiechu rozłożył ją na łopatki.
– Chyba będziemy zmuszeni zostać u mnie w domu i napić się kawy.
– Przepraszam…Obiecuję…Następnym razem się to nie powtórzy…Bardzo, bardzo cię przepraszam. Rzeczywiście, chyba przynoszę kobietom pecha w życiu.
– Co ty mówisz. Ja tak wcale nie uważam. Naprawdę bardzo cię lubię. Mam z tobą same pozytywne przygody i wspomnienia, jak już powiedziałam. Niezależnie od tego, co mówi moja siostra i co ktokolwiek o tym sądzi.
– Tak? Naprawdę tak sądzisz?
– Jestem z tobą bardziej szczera w tym momencie, niż przez całe swoje życie przy konfesjonale.
– W takim razie. Ja…Ja też będę. Przez własną głupotę i brak odwagi, już raz kogoś straciłem. Na zawsze…Nieodwołalnie. A na dodatek, nie zdążyłem powiedzieć tej osobie, jak bardzo była dla mnie ważna i jakie plany miałem wobec niej. Postanowiłem tym razem nie powtórzyć tego błędu. Maju…Spodobałaś mi się od chwili, kiedy zaparkowałaś na podjeździe dla karetek…A potem w każdej innej, w której mogłem cię widzieć, uświadamiałem to sobie coraz bardziej i…Ja wiem, że jestem dziwny, gburowaty, w pracy mówią o mnie, że jestem służbistą…No może i jestem…Ale też mam uczucia i jednak…Też potrafię kochać. Nie wiem, czy cię kocham…Ale napewno chciałbym się przekonać, bo bardzo mi się podobasz.
– No…To się przekonaj
– Rzekła podjeżdżając bliżej i lustrując go od stóp, do głów. Pochylił się nieznacznie chcąc wykonać bliżej nieokreślony gest, a wtedy piłka była po jej stronie. Pocałowała go w lekko rozchylone ze zdziwienia usta. Raz, drugi, trzeci. Kątem oka, zauważyła, że przymyka oczy i odwzajemnia. Chwilę później, odsunęła się nieznacznie uśmiechając się z satysfakcją.
– Już się przekonałeś? Czy potrzebujesz więcej argumentów?
– Zapytała hihocząc, zostawiając go w największym oszołomieniu życia i pojechała do kuchni zrobić obiecaną kawę.