Martyna i Piotrek, korzystając z krótkiej przerwy, postanowili zjeść razem obiad w restauracji nieopodal stacji. Krótkofalówki mieli cały czas włączone, na wypadek jakiegoś pilnego wyjazdu do pacjenta.
-To co Piotruś? Co zjemy?
-Ja nie wiem jak ty, ale ja zżarł bym konia z kopytami.
-No nie wiem czy serwują tu coś takiego, ale mogę zapytać.
-No, a tak poważnie, to na co masz ochotę Martynka?
-Nie mam pojęcia. Wszystko w tej karcie brzmi apetycznie. O, posłuchaj tylko. Krem z pomidorów, z dodatkiem parmezanu i grzankami, co o tym sądzisz?
-Może być. Ale na drugie weźmy jakieś mięso co?
-Dobra. Proponuję roladki z indyka ze śliwkami, surówką z jabłka i marchewki, do wyboru ziemniaki, lub frytki.
-A ja bym zjadł tą golonkę, a do tego wypił kufel piwa.
-Fu! Golonka? Ochyda! A o piwie zapomnij, jesteśmy w pracy.
No tak. Zapomniałem. W każdym razie, ja biorę golonkę i sok pomarańczowy.
-No dobra, jak sobie chcesz. Ale pamiętaj, że o cholesterol trzeba dbać. Te roladki były by zdrowsze.
-Dobra dobra. Na coś trzeba umrzeć.
-Przekomarzali się tak dłuższą chwilę, a potem złożyli zamówienie.
-Martynka, skoro nareszcie mamy chwilę dla siebie, to może pogadamy co?
-Jasne, a coś się stało?
-No stało się, stało. Ostatnio prawie się nie widujemy, chyba, że w karetce. Albo w łóżku.
-Dodał Piotr z szerokim uśmiechem, wywołując u Martyny silny rumieniec.
-Do czego zmierzasz Piotruś? Chcesz mi coś powiedzieć?
-Myślę, że oboje mamy sobie wiele do powiedzenia.
-Skoro tak sądzisz, to zacznij pierwszy.
-Zgoda. Czy nadal sądzisz, że ze ślubem powinniśmy jeszcze poczekać?
-Martyna przybrała poważny wyraz twarzy i spojrzała Piotrkowi w oczy.
-Nie wiem Piotruś. Myślę, że ostatnio wiele razem przeszliśmy i to nas bardzo zbliżyło. Bardzo cię kocham i oczywiście chciałabym zostać twoją żoną, ale czy jesteśmy gotowi do zawarcia małżeństwa?
-A dlaczego nie? Co stoi nam na przeszkodzie? Chciałbym sformalizować to co nas łączy. Chciałbym mieć z tobą dzieci. Dużo dzieci.
-Czekaj, czekaj. Powoli. Chcesz mi powiedzieć, że bez ślubu nie uda nam się stworzyć szczęśliwego związku? Nie możemy mieć dzieci? Wstydzisz się mówić o mnie moja dziewczyna, tak?
-Nie! Martyna, źle mnie zrozumiałaś. Niczego się nie wstydzę, a już z pewnością nie mojej ślicznej dziewczyny. Chciałbym się z tobą ożenić po to, żebyś wiedziała, że ja myślę o tobie tak na serio. Nie chcę żadnej innej i nie chcę, żeby za jakiś czas spodobał ci się jakiś inny facet.
-Aaa, rozumiem. Chcesz mnie usidlić i za wszelką cenę zatrzymać tylko dla siebie? No, powiem ci, że nawet nawet mi się to podoba i przemawia do mnie ten argument. A co z tymi dziećmi? Dopiero dzisiaj powiedziałeś mi, że chcesz mieć ze mną dzieci.
-Bo dopiero dzisiaj zrozumiałem, że naprawdę tego chcę. Że jestem w pełni gotów na bycie ojcem. Prawdziwym ojcem. Kochającym, czułym i opiekuńczym. Zawsze mi się wydawało, że nigdy nie będę potrafił takim być.
-Naprawdę tak myślałeś Piotruś? Mogłeś zapytać mnie o zdanie, powiedziałabym ci, jak bardzo się mylisz. Ty jesteś czuły, kochający i opiekuńczy. Z całą pewnością, na całej kuli ziemskiej nie będzie lepszego ojca od ciebie.
-Teraz to zrozumiałem. Wcześniej sądziłem, że będę taki jak on. Chociaż przez całe życie walczyłem o to, by być innym człowiekiem nigdy nie byłem pewien, czy gdyby przyszło mi stanąć przed obowiązkiem rodzicielstwa, to czy bym temu podołał. Może tak jak mój ojciec wpadł bym w alkoholizm. Znienawidził to niewinne maleństwo, które przyszło na świat za moim pośrednictwem. Może jedyne co potrafił bym mu dać, to wyzwiska, przekleństwa. Z czasem siarczyste klapsy i policzki, a potem mocne kopniaki, połamane ręce, nogi.
-Przestań! Nawet tak nie mów. Niewolno ci tak mówić, słyszysz? Nie chcę tego słuchać! Napewno by tak nie było. Nie będzie tak!
-Milczeli wpatrując się w siebie ze łzami w oczach, pogrążeni każde we własnych myślach. Nie zauważyli nawet, jak kelner podaje im zamówione jedzenie. Prędko jednak ocknęli się z letargu i jedli nadal w milczeniu. Pierwsza odezwała się Martyna.
-Piotrek, właściwie dobrze, że zeszło na temat dzieci. Bo jest coś, o czym ja muszę ci powiedzieć.
-Słucham cię Martynka.
-A smakuje ci ta wstrętna, ociekająca tłuszczem golonka?
-Tak, bardzo. A co, boisz się, że po tym co chcesz mi powiedzieć przestanie mi smakować?
-Nie, próbuję odwlec temat, bo nie wiem jak się za to zabrać.
-Zwyczajnie. Od początku do końca, powiedz co ci tam na serduchu leży.
-Spóźnia mi się okres. Czwarty miesiąc nie mam okresu.
-Sok pomarańczowy, którym Piotrek właśnie popijał spory kęs golonki niestety wykonał salto w jego przełyku, nie chcąc jak na złość znaleźć się bezpośrednio w rzołądku. Piotrek z wrażenia najpierw wypluł większą jego część, opluwając się aż po spodnie, przy okazji obrus po swojej części stolika, a potem zaczął się niesamowicie głośno krztusić i charczeć, zwracając przy tym uwagę większości ludzi siedzących w restauracji. Przerażona Martyna zbyt gwałtownie wstała z krzesła, które niebezpiecznie się zachybotało, a potem z rumorem przewróciło. Jednak nie zwróciła na to uwagi, podeszła szybko do Piotrka, ułożyła swoją dłoń w łódeczkę na jego plecach i uderzyła pięć razy w przestrzeń między łopatkową.
-Kasłaj Piotruś!Słyszysz? Staraj się kasłać.
-Jednak to zdawało się nie pomagać, choć powtarzała te czynność kilka razy. Piotrkowi coraz ciężej szło chwytanie powietrza..
-Martyna krzyknęła do kelnera, który zwabiony odgłosami podszedł do ich stolika.
-Halo! Niech mi pan pomoże, muszę pomóc narzeczonemu, zaraz się udusi.
-Niech go pani mocniej walnie, ma pani za mało siły, wałek do ciasta przyniosę!
-Człowieku zwariowałeś? Jaki wałek do ciasta, muszę mu natychmiast spróbować pomóc, ale potrzebuje pana pomocy.
-Ale proszę pani, ja nie wiem. Nie mam kursu pierwszej pomocy, co mam robić.
-Niech mi pan pomoże go przytrzymać, będę teraz uciskać.
-Martyna objęła Piotrka, ułożyła dłonie w piąstki i zaczęła uciskać w okolicy między żebrami, a pępkiem, również pięć razy. Kelner zbladł i wydawało się, że jest przerażony bardziej, niż Piotrek z Martyną razem wzięci. Po dłuższej chwili udało się przywrócić Piotrkowi oddech. Kolory zaczęły powracać na jego twarz.
-Jezus Maria! Piotrek, nie rób mi tego nigdy więcej. Oddychaj sobie, głęboko sobie oddychaj. A pan niech otwiera okno.
-Piotrek spojrzał przytomnie na ukochaną. Zachrypniętym głosem zapytał:
– Dopiero teraz mi o tym mówisz? Mówiłem ci ostatnio, że trochę przytyłaś, ale jeżeli na prawdę jesteś w ciąży to…To jakoś mało widać. Ale to możliwe? Naprawdę … Jesteś … w ciąży? Będziemy mieli … Dziecko?
-Boże Piotruś. Nie wiem tego napewno. Jesteś na mnie zły? Wiem, że to dziwne, że ja tak dopiero teraz, zawsze miałam nieregularny okres, myślałam, że to stres, że…Mało przeze mnie nie umarłeś.
-Przestań, Martynka. Poprostu … Mnie to zszokowało. Nie twoja wina, że akurat piłem sok. Ale obiecaj mi, że zaraz po dyżurze idziemy do lekarza. Albo chociaż wspólnie zrobimy test ciążowy.
-Dobrze, obiecuje. Ale teraz jeszcze chwilę sobie odpocznij, póki nikt nas nie wzywa..
-Odpocznę, jeśli mnie pocałujesz. Wtedy oddech całkiem wróci mi do normy.
-Martyna uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go wkładając w to całą namiętność, jaką przysporzył jej niedawny strach, że niemal go straciła.
-No! Dla takich chwil, to mógł bym się dusić co chwilę, a nawet umrzeć. Jeszcze raz.
-Przestań, nawet tak nie żartuj. Potwornie się przestraszyłam.
-Wiem, wiem. Przestanę, jeśli się zgodzisz za mnie wyjść.
-Co? To jest szantaż. Nie zgadzam się na to.
-Piotrek wyprostował się i zaczął udawać zakrztuszenie kasłając równie głośno.
-Echu! Echu! Echu!
-Przestań natychmiast, to nie jest śmieszne!
-To wyjdziesz za mnie? Echu! Echu!
-Tak, wyjdę za ciebie, mój idioto! Tylko przestań.
-To zdanie pozwoliło na powrót odzyskać Piotrkowi siły. Podniósł się z krzesła, z całej siły przytulił Martynę i podniusł ją do góry. Zrobił obrót, nieszczęśliwie zachaczając nogą, o przewrócone wcześniej przez Martynę krzesło. Wrzasnął jak opentany, padając na plecy jak długi, mocniej przycisnąwszy do siebie piszczącą Martynę. Upadli z takim rumorem, że wszyscy zgromadzeni wybuchnęli śmiechem, łącznie z Piotrem i Martyną, którzy nie mieli już siły wstać, tylko całowali się namiętnie pomiędzy wybuchami śmiechu.
-Kocham cię! Wariacie, chociaż mało co nie zabiłeś najpierw siebie, a potem nas. Ale z tobą mogę umrzeć nawet śmiercią tragiczną.
-Ja z tobą też kochanie. Ludziee! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem! Zgodziła się! Wyjdzie za mnie! I chyba będziemy mieli dziecko! Słyszycie! Jestem szczęśliwy!
-Piotreek! Waariaaciee przeestaań!
-W sali rozległy się wrzaski i gromkie brawa, a zakochana para, powoli podniosła się z podłogi, gdyż w ich
krótkofalówkach rozległ się głos Artura Góry.
2017-08-21 16:53:03