Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 2

– Pociąg relacji białystok Warszawa zatrzymał się z piskiem na stacji docelowej. Wśród wysiadających znalazła się również Lidka Chowaniec. Obładowana dwiema ciężkimi walizami na kółkach, oraz ciężkim plecakiem, niemal się uginając opuszczała dworzec kolejowy. Kiedy pięknego, majowego dnia poraz kolejny wpadła w sidła boskiego Daro i jego szajki wiedziała już, że od takich ludzi jak on, nie da rady się uwolnić. Nie zamierzała uledz, wykradać leków dla bezlitosnych bandziorów. Od czasu, gdy się od nich uwolniła stała się inną kobietą, dużo przeszła, teraz była twarda. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wydawało jej się, że sobie poradzi, że nie ulegnie. Jednak strach był silniejszy od niej, a wspomnienia dawnej pracy prostytutki tylko go wzmagały.
– Co miałam zrobić? Pójść na policję? Opowiedzieć im o wszystkim? Że byłam prostytutką o kwalifikacjach ratownika medycznego? Były sutener nie chce dać o sobie zapomnieć i każe wykradać silnie uzależniające leki, a jeżeli mu odmówię, to on pokaże wszystkim zdjęcia, które ujawnią to, o czym tak bardzo chciałam zapomnieć? Wyśmieją mnie, nikt mi nie pomoże!

– Myślała idąc w stronę przystanku autobusowego.
– Moje zniknięcie było najodpowiedniejszym rozwiązaniem w tej sytuacji.

– Pociąg relacji białystok Warszawa zatrzymał się z piskiem na stacji docelowej. Wśród wysiadających znalazła się również Lidka Chowaniec. Obładowana dwiema ciężkimi walizami na kółkach, oraz ciężkim plecakiem, niemal się uginając opuszczała dworzec kolejowy. Kiedy pięknego, majowego dnia poraz kolejny wpadła w sidła boskiego Daro i jego szajki wiedziała już, że od takich ludzi jak on, nie da rady się uwolnić. Nie zamierzała uledz, wykradać leków dla bezlitosnych bandziorów. Od czasu, gdy się od nich uwolniła stała się inną kobietą, dużo przeszła, teraz była twarda. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wydawało jej się, że sobie poradzi, że nie ulegnie. Jednak strach był silniejszy od niej, a wspomnienia dawnej pracy prostytutki tylko go wzmagały.
– Co miałam zrobić? Pójść na policję? Opowiedzieć im o wszystkim? Że byłam prostytutką o kwalifikacjach ratownika medycznego? Były sutener nie chce dać o sobie zapomnieć i każe wykradać silnie uzależniające leki, a jeżeli mu odmówię, to on pokaże wszystkim zdjęcia, które ujawnią to, o czym tak bardzo chciałam zapomnieć? Wyśmieją mnie, nikt mi nie pomoże!

– Myślała idąc w stronę przystanku autobusowego.
– Moje zniknięcie było najodpowiedniejszym rozwiązaniem w tej sytuacji.
– Dodała sobie otuchy w myślach. Czekając na autobus postanowiła zadzwonić do Artura.
– Halo? Doktorku?
– Halo? Kto mówi?

– Zapytał zaspanym głosem.
– No tak. To dopiero piąta trzydzieści, obudziłam cię, przepraszam.
– Lidka? Lidka? To ty? Lidkaa?!

– Głos Góry z nagła się ożywił i mężczyzna roześmiał się radośnie do słuchawki.
– Tak doktorku, to ja. Nie masz omamów słuchowych.
– Lidka! Cudownie, że dzwonisz, czy to znaczy, że wracasz?
– Tak.

– Odpowiedziała po krótkiej chwili ciszy.
– Lidka, czemu tak nagle wzięłaś urlop, aż trzy miesiące?
– Sprawy rodzinne.
– Co ty tak mnie zbywasz, wszystko w porządku? Nie możesz rozmawiać?
– Nie chcę. Z resztą, mówiłam ci w dniu, w którym złożyłam ci na biórku wniosek urlopowy.
– Lidka. Trochę się znamy i nie wydaje mi się, żebyś…
– Trzymasz dla mnie nadal miejsce w karetce?

– Przerwała mu w połowie zdania.
– No jeszcze się pytasz! Oczywiście, że trzymam! Przecież wzięłaś urlop, nie zwolniłaś się.
– Taaa. Wolałam zapytać, kto na zimne dmucha, od gorącego się nie sparzy.
– No noo. Chowaniec! Kochanowska się z ciebie robi.

– Uśmiechnęła się i żałowała, że Artur nie może tego zobaczyć.
– Powiedz Artur, ludzie pytali o mnie? Jakoś tak wyszło, że z nikim nie zdążyłam się pożegnać.
– Echhhhh! Oj Chowaniec Chowaniec. Możesz sobie o mnie myśleć, że jestem przepisowy, regulaminowy, ale jeszcze z wariatem na rozumy to się nie pozamieniałem. Wiem, że coś się musiało wydarzyć, że pognało cię na trzy miesiące i to nie były sprawy rodzinne, prawda? Nawet nie zaprzeczaj, bo uciekałaś tak, jak by grunt palił ci się pod nogami. To pewnie przez Warnera co? Zranił cię?
– Artur, Artur! Stop! Nie! Kuby w to nie mieszaj. Kuba nie ma z tym nic wspólnego, z resztą zachowałam się wobec niego niesprawiedliwie, bo, nawet nie dałam mu znać, że wyjeżdżam i…Czuję się z tym podle.
– Powiedziałem wszystkim zgodnie z prawdą, że wyjechałaś w sprawach rodzinnych.
– Dziękuję ci, a Kuba? Czy on…Czy…
– Tak. Zapytał mnie raz, kiedy zdawałem mu pacjenta, czy wiem co się z tobą dzieję, więc odpowiedziałem zgodnie z tym, co już wiedziałem od ciebie.

– Lidka posmutniała. Już do tej pory zdawała sobie sprawę, jak musiał czuć się Jakub, kiedy nie dając znaku życia zniknęła na trzy, długie miesiące. Teraz, słysząc to, co przekazał jej Artur, niemal namacalnie wyczuła jego smutek i żal, którym go sama obdarzyła.
– Dzięki. Dzięki Artur za wszystko i…Może…Może kiedyś pogadamy, ja…

– Urwała widząc nadjeżdżający autobus pks.- Ja…Muszę kończyć, mój autobus właśnie nadjechał, to…Jutro zjawiam się w stacji i mogę od razu wrócić do pracy, paaa!

– Rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Kierowca zatrzymał się na przystanku i pomógł jej załadować walizki do luku bagażowego. Lidka pospiesznie kupiła bilet w kierunku Leśnej Góry i zajęła miejsce obok starszej kobiety, która zdawała się drzemać. Wyjęła z plecaka książkę, otworzyła ją, ale nawet nie próbowała udawać, że czyta. Jej myśli biegły w zupełnie innym kierunku. Zastanawiała się, czy Daro spełnił swoją obietnicę? Przecież ostatecznie nie odezwała się do niego w terminie, który jej wyznaczył. Po prostu zniknęła. Czy szukał jej? Próbował się mścić? Czy Kuba, albo koledzy z pracy otrzymali jej kompromitujące zdjęcia? Odpowiedź na te pytania przyjdzie jej poznać zapewne następnego dnia.
– Trzyma pani książkę do góry nogami.

– Odezwała się starsza kobieta siedząca obok, aż Lidka wyrwana z zamyślenia nagle podskoczyła.
– Przepraszam. Przestraszyłam panią?
– A nie niee…Skąd, to nic nie szkodzi, ja…Chyba wcale nie zamierzałam czytać tej książki, teraz i tak bym się na niej nie skupiła. Jakoś tak…Odruchowo ją wyjęłam.
– Rozumiem. Nie chciałam być niemiła.
– Ależ wcale pani nie była. Może pani chciałaby poczytać tę książkę?
– Chętnie. Czy to jest "Ostatnia podróż" Anity Major?
– Tak, dokładnie tak.
– Och, cudownie! Koleżanka ostatnio polecała mi tę książkę, miałam nawet kupić, a tu proszę. Jadę do samego końca podróży, do córki. Urodziła mi się wnuczka, więc trzeba pomóc, wiadomo. A czas by mi do końca drogi zleciał, bardzo pani dziękuję.
– Ależ nie ma za co, może sobie pani książkę zatrzymać, bo…Właściwie to ja już ją dawno temu przeczytałam.
– Naprawdę? To niespotykane, jak dobrych i miłych ludzi można jeszcze w dzisiejszych czasach spotkać.
– Bez przesady, to nic takiego.- Uśmiechnęła się do starszej kobiety.
– W takim razie, może ja zaproponuję pani drożdżówkę? Chyba jeszcze ciepła, piekłam w nocy, bo nie mogłam spać, a moja córcia i zięć to nigdy tymi moimi drożdżówkami nie mogą się najeść.
– Nie chciałabym pani sprawiać kłopotu, no i objadać córki z zięciem.
– A jakiż to kłopot. Jak dwie drożdżówki ubędzie, to im w biodra mniej przybędzie, prawda? A ja też troszkę zgłodniałam, więc chętnie z panią zjem.

– Roześmiała się starsza kobieta. Lidka uświadomiła sobie, że odkąt wyruszyła w trasę powrotną, całkowicie zapomniała o tym, by kupić sobie coś do jedzenia i głośno zaburczało jej w brzuchu.
– Ojj, słyszę, że przyszłam jak najbardziej w porę z tą propozycją.
– Na to wygląda. Widzi pani, jakoś tak zapomniałam całkowicie kupić sobie coś do jedzenia.

– Znów się uśmiechnęła. Po chwili kobieta podała jej torebkę po brzeg wypchaną drożdżówkami i Lidka z ulgą i wdzięcznością poczęstowała się wielką, wypełnioną budyniem.
– Mam jeszcze termos z herbatą. Bardzo lubię pić herbatę, z sokiem malinowym, na wrzesień jak znalazł, choć ten tegoroczny coś wyjątkowo ciepły. O, gdzieś powinnam mieć plastikowe kubeczki. Noszę ze sobą, bo czasem muszę popić leki, a strrrasznie nie lubię pić z butelki…To takie niehigieniczne. To co, skusi się pani na herbatkę?
– No pewnie. Też lubię z sokiem malinowym.

– Kiedy tylko autobus zrobił mały przystanek, kobieta nalała im po solidnej porcji herbaty, korzystając z tego, że chwilowo pojazdem nie trzęsło.
– Wyśmienita jest ta drożdżówka. Nigdy w życiu nie jadłam lepszej, naprawdę. Ma pani talent, a i herbata pyszna. Czuć, że sok z malin roboty własnej, a nie tam jakiś kupny.
– Zgadza się w zupełności. Sama już jestem na tym świecie, prócz córki i jej rodziny rzecz jasna. Mieszkają oni sporo dalej, ja w swoim domu mieszkam sama, to i robię sok z malin, weki na zimę, szydełkuje, czasem coś na drutach zrobię.
– Czyli jednym słowem nie nudzi się pani we własnym towarzystwie?
– Na szczęście nie. Cieszę się, że pani tak smakuje. Może zje pani jeszcze jedną?

– Wskazała na drożdżówki.
– O nie nieee. Bardzo pyszne, ale byłam tak głodna, że ta herbata i jedna drożdżówka w zupełności mi wystarczyły.
– Dobrze, w takim razie nie zmuszam. A zdradzi mi pani swoje imię?
– Jasne. Jestem Lidka.
– Judyta, bardzo mi miło.

– Kobiety uścisnęły sobie dłonie.
– Co pani robi na codzień, pani Lidio?
– Pracuję w karetce pogotowia, jestem ratownikiem medycznym.
– Wspaniały zawód. Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie zapewne sprawy, że wielokrotnie ich życie zależy właśnie od ratownika medycznego i lekarza.
– No, to niestety prawda.
– Czy ja pani nie przeszkadzam, kiedy tak panią ciągle zagaduję, pani Lidio?
– Nieee, skąd, umila mi pani czas podróży.
– Cieszę się. A nie będzie miała pani nic przeciwko, jeśli trochę się zdrzemnę?
-W żadnym razie, proszę drzemać spokojnie, ja wysiadam na stacji Leśna góra, także sporo stacji przed panią, popilnuję pani bagażu.- Och, dziękuję bardzo.

– Starsza kobieta schowała drożdżówki wraz z termosem i książką, którą wcześniej dostała od Lidki i niemal natychmiast zapadła w drzemkę, a Lidka znów zatopiła się w swoich rozmyślaniach. Jakiś czas później autobus zatrzymał się na stacji Lidki i kobieta już zbierała się do wyjścia wraz z plecakiem, lecz postanowiła pożegnać się z panią Judytą. Kobieta spała już od ponad godziny, Lidka zastanawiała się, czy powinna ją budzić, ale postanowiła podziękować za wspaniałą podróż i poczęstunek.
– Pani Judyto ja już wysiadam, chciałam pani podziękować za przyjemnie spędzony czas i poczęstunek…

– Urwała spoglądając na nieruchomą twarz kobiety.
– Pani Judyto, halo?

– Dotknęła ręki kobiety, lecz ta nadal ani drgnęła. Ujęła jej dłoń, a gdy ją puściła, opadła na kolano jak gdyby była częścią marionetki. Spojrzała jeszcze raz na jej nieruchomą twarz i otworzyła usta z przerażeniem wymalowanym w oczach.
– Niech pan zatrzyma autobus! Natychmiast! Niech ktoś z państwa dzwoni po karetkę szybko! Jestem ratownikiem medycznym, ta kobieta potrzebuje pomocy, o ile jeszcze nie jest za późno.

– Lidka bez namysłu zabrała się do udzielania pierwszej pomocy, lecz bez trudu szybko doszła do wniosku, że kobiecie już nie da się pomóc.
– Ta kobieta nie żyje.

– Stwierdziła ze łzami w oczach.
– Jak to nie żyje? Dlaczego? Co się stało?

– Ludzie pytali w popłochu.
– Wygląda mi to na nagłą śmierć sercową. Cholera! Dlaczego ja nic nie zauważyłam!

– Wyrzucała sobie.
– Czy wezwał ktoś karetkę pogotowia?
– Tak, już jadą!

– Krzyknął kierowca.
– Doskonale, to ja tu poczekam.

– Wszyscy zaczęli obdzwaniać bliskich i znajomych informując nie wiadomo po co o zdarzeniu w autobusie. Lidka zabrała swoje bagaże i ustawiła je w bezpiecznej odległości od autobusu i oczekiwała wraz z kierowcą na karetkę. Po kilku minutach przyjechał zespół Artura Góry, a wraz z samym zainteresowanym Misiek i Piotrek.
– Lidka?

– Zdziwili się wszyscy trzej.
– Tamta kobieta. Najprawdopodobniej nagła śmierć sercowa.
– Chodźcie!

– Ponaglił Góra swoich ratowników. Po chwili powiedział:
– Miałaś rację. Nagła śmierć sercowa. Ty ją znasz? Czemu płaczesz?
– Oszalałeś? Nie znam tej kobiety! Jechała ze mną od Warszawy, poczęstowała mnie herbatą, drożdżówką, porozmawiałyśmy i, poszła spać, znaczy…Tak myślałam. Boże! Jak mogłam być taka głupia! Gdybym zauważyła, że straciła przytomność, przecież ja pracuje w tej branży! Utrata przytomności to pierwszy objaw nagłej śmierci sercowej.
– Lidka. Przede wszystkim się uspokój. Nerwy tu nic nie pomogą. Przecież nie mogłaś się spodziewać, że ta kobieta zaraz umrze. Nie mogłaś wiedzieć, że chorowała na serce, no już, już!
– Ale mogłam zapytać, mogłam jakoś spróbować tego uniknąć, nawet nie wiesz jak się teraz czuję…Przecież nie zawsze umiera przy tobie osoba, z którą kilka minut wcześniej pijesz herbatę.
– Zgadza się. Spróbuj się uspokoić, nie możemy cię rzecz jasna zabrać z tymi bagażami, znaczy…W ogóle w tym wypadku nie możemy cię zabrać, musimy tu jeszcze poczekać na policję i…No sama wiesz…
– Tak, wiem, dziękuję, poradzę sobie.

– Z trudem dźwignęła wszystkie swoje bagaże i powoli wlokła się do swojego domu. Utrudniały jej to wciąż kapiące z oczu łzy i drżące nogi. W pewnym momencie usiadła na ławce i spojrzała wysoko w niebo.
– Do zobaczenia pani Judyto. Mam nadzieję, że to była dla pani najwspanialsza, ostatnia podróż.

2 replies on “Rozdział 2”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink