– Kolejny ciepły, wrześniowy dzień zawitał tym razem do sypialni Artura i Maji. Z tą różnicą, że Artura już tam nie było. Silne promienie słoneczne wpadły rozradowane do pomieszczenia i usadowiły się na twarzy Maji, budząc ją z głębokiego snu.
– mmmmm, Artur, przecież tyle razy prosiłam, żebyś zasłaniał okno.
– Wymruczała zaspana.
– Artur?
– Powoli gładziła pościel po drugiej stronie łóżka, gdzie powinien znajdować się ukochany. Znalazła kartkę i od razu się rozbudziła podnosząc ją do oczu.
– Majeczko, zostałem pilnie wezwany do masowego wypadku. Spotkamy się wieczorem po twojej pracy.
– Westchnęła ciężko, nie mogąc się jednak powstrzymać, by nie uśmiechnąć się do kartki papieru, którą jej ukochany zapisał specjalnie dla niej swoim brzydkim pismem.
– Echhh, ci lekarze. Jak ci pacjenci to rozczytują?
– Powiedziała do siebie i zabrała się do robienia śniadania. Zadzwoniła jej komórka. Wróciła do sypialni i gdy spojrzała na ekran telefonu odczytała:
– Urodziny Artura.
– Cholera! Zapomniałabym!
– Rzuciła telefon na poduszkę i wróciła do kuchni.
– Trzeba zorganizować jakieś przyjęcie…Cholera noooo! Jak mogłam zapomnieć. Przecież teraz nikt, nic nie zdąży kupić ani przygotować!
– Jadła śniadanie zastanawiając się w popłochu co robić. Doszła do wniosku, że jak najszybciej powinna skontaktować się z ich wspólnymi przyjaciółmi ze stacji.
– Może jednak ktoś pamiętał o jego czterdziestych pierwszych urodzinach i w stacji już trwają przygotowania?
– Z tą nadzieją spokojnie zjadła śniadanie, wzięła prysznic i poćwiczyła śpiew. Już miała wybierać się na miasto w poszukiwaniu jakiegoś prezentu dla ukochanego dzwoniąc do kogo się dało w sprawie przyjęcia, gdy komórka znów się odezwała.
– Doktor Agnieszka Kozubek, ginekolog
– Przeczytała i zmroziło jej krew.
– Pewnie ma dla mnie jakieś złe wieści w sprawie ostatnich badań. Cholera! Dlaczego dzisiaj!
– Odebrała z niepokojem w głosie.
– Maja Góra, słucham?
– Dzień dobry pani Maju, dzwonię w sprawie…
– Tak, domyślam się. Rozumiem, że te badania nie wróżą nic dobrego, prawda? Dalej mam niedrożność prawego jajowodu?
– Pani Maju ja…
– Pani doktor, proszę niczego przede mną nie ukrywać. Staramy się z mężem…Znaczy ja bardzo chciałabym dać mu dziecko, rozmawiałyśmy o tym. On kocha dzieci, nie nalega, ale jeżeli jest coś, co stoi na przeszkodzie.
– Jest pani w ciąży, nic nie stoi na przeszkodzie. Stąd te bóle podbrzusza, czasem tak się zdarza, gdy mięsień macicy ulega rozciągnięciu.
– Maja wzięła głęboki oddech. Takiej informacji po drugiej stronie słuchawki się nie spodziewała.
– Pani Maju, jest pani tam? To jeszcze nie jest koniec rewelacji.
– O Boże! Pewnie jestem w zagrożonej ciąży czy tak? To pewnie przez ten niedrożny jajowód tak?
– Nieee…Pani Maju. Proszę się uspokoić. Jest pani w ciąży bliźniaczej.
– Yyyyyy…Co? Coooo? Nie to…Ja? Ja, w ciąży bliźniaczej? O Boże! O Jezu!
– Maja rozpłakała się w głos ze szczęścia.
– Gratuluję. Z całego serca gratuluję. Wiem jak intęsywnie od kilku miesięcy staraliście się państwo o potomka, a tu proszę, ktoś tam w niebie obdarzył was podwujnie szczęściem.
– Ale…Ale…Co ja mam teraz zrobić? O Boże, co robić.
– Najlepiej będzie zadzwonić do męża i mu o tym powiedzieć, a potem przyjechać do naszej kliniki, by wykonać wszelkie niezbędne badania, no i oczywiście jeszcze raz dokładnie się zbadać.
– Ale, ale ja…Ale my…To znaczy mąż…Artur ma dzisiaj urodziny.
– To wspaniale! Pani Maju, to będzie piękny prezent dla męża. Żaden mężczyzna lepszego prezentu nie mógłby sobie wymarzyć i to w dniu swoich urodzin.
– Tak pani myśli?
– Jestem tego pewna. Teraz proszę się uspokoić i poinformować męża.
– Ale…Pani Agnieszko…Pani doktor…Przecież już pojedyncza ciąża byłaby ciążą wysokiego ryzyka, a bliźniacza…
– Proszę dzisiaj o tym nie myśleć. Wszystkim zajmiemy się na naszym najbliższym spotkaniu. Pani Maju, muszę się z panią żegnać. Za chwilkę mam następną pacjentkę, do zobaczenia i jeszcze raz gratuluję.
– Tak…Tak tak, rozumiem…Dziękuję bardzo i…Do zobaczenia.
– Maja rozłączyła się i drżącymi dłońmi wybrała numer do Basi.
– Halo? Cześć siostra, co tam?
– Basia…Basiu, bo ja…
– Maja? Ty płaczesz?
– Nie…Mam lekki katar…Ja…Chciałam zapytać…Czy jest Artur w stacji?
– Nie. Dzisiaj nikogo prawie tu nie ma. Jest jakiś masowy wypadek na dworcu kolejowym.
– Czyli nikt nie pamięta o jego urodzinach?
– Ależ pamiętali, pamiętali. No i to jak. Przyjedź do stacji i zobacz co czeka na niego w gabinecie.
– Chyba zaczynam się bać.
– No…Ja też bym się bała na ich miejscu, że Artur mi z premi potrąci.
– Co to jest?
– Nie powiem, sprawdź sama, przy okazji powiesz mi jak to ma być wszystko poustawiane.
– Dobrze. Przyjadę, bo muszę ci o czymś powiedzieć.
– Ok, to czekam.
– W godzinę później Maja zjawiła się w stacji, gdzie Basia dekorowała gabinet Góry kolorowymi balonami. To, co zobaczyła po środku biórka w gabinecie Artura wprawiło ją w bezbrzeżne zdumienie. W wielkiej, metalowej klatce siedziała równie duża i kolorowa papuga.
– Co to jest? O Boże!
– To jest prezent od wszystkich w stacji. Tylko nikt, prócz Piotrka, Nowego, Miśka i Adama nie wiedział co to ma być za prezent. Zarządzili składkę i…Jest. Premia.
– Co? Jaka premia.
– Tak podobno dali jej na imię i ją tego nauczyli.
– To ona gada?
– No nie tak wybitnie jak nasz doktor Góra, ale coś tam mówić umie, ale odkąt tu jest, ani razu jeszcze nic nie powiedziała.
– Wypuśćmy ją. Niech polata. Jest w nowym otoczeniu i wszystkiego się boi.
– Tak. Masz rację. Naszykowałam w kuchni kawę, herbatę, ciasto, tak na wypadek jak by nagle przyjechali. Chciałaś ze mną pogadać nie? To chodźmy tam.
– Basia otworzyła klatkę i kolorowa premia wyfrunęła i usiadła na parapecie zamkniętego okna, a one oddaliły się zamykając za sobą drzwi.
– No to co tam cię trapi siostrzyczko. Nie układa się?
– Zaczęła rozmowę Basia nalewając im herbatę do filiżanek.
– Nie, wprost przeciwnie. Jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
– Myślę, że to dość mocno przesadzone słowa. Przecież chyba sporo się mijacie, ja go wiecznie widzę w karetce.
– Ja też dużo pracuję, ale to nie ma nic do rzeczy.
– Jak to nie ma? A kiedy ostatni raz byliście razem w kinie, w teatrze?
– Basiu, posłuchaj mnie…
– Ale Majka, no odpowiedz mi, przecież to nie jest trudne pytanie.
– A wy kiedy ostatni raz byliście?
– Zdenerwowała się Maja.
– Przecież rozmawiamy o tobie, nie o mnie. To ty chciałaś się wygadać.
– Tak, chciałam się wygadać, ale nie o tym, jak mi jest źle, tylko jak mi jest dobrze.
– To znaczy? Nie rozumiem.
– Zdziwiła się Basia.
– Staraliśmy się z Arturem o dziecko i udało się!
– Maja znów wybuchnęła łzami szczęścia.
– Coooo? Majka! Boże coś ty najlepszego narobiła! Ciąża w twoim stanie? Przecież wiesz…
– Tak, wiem! Wiem, jak będzie trzeba to będę leżała całe 9 miesięcy, ale nie zaczynajmy dzisiaj się kłócić. Nie popsuj nam tego dnia, możesz się denerwować i złościć, ale jutro. Dzisiaj spróbuj się chociaż przez chwilę ze mną cieszyć. Artur też będzie na pewno szczęśliwy.
– Drzwi od stacji otworzyły się i obie usłyszały rozśpiewanych ratowników, którzy z precyzją śpiewali sto lat doktorowi Górze.
– Już tu są! Artur już tu jest!
– Ucieszyła się Maja.
– Zaraz wejdzie do gabinetu i zobaczy premię!
– Już go tu ściągam. Szykuj wszystkim kawe i herbatę i dołóż ciasta.
– Basia wyszła w momencie, gdy Artur już otwierał drzwi od gabinetu.
– Nie nie nie…Gabinet, papiery mogą poczekać. Maja czeka na ciebie w kuchni, z kawą, herbatą i ciastem. Właściwie to na nas wszystkich, chodźcie.
– Zwróciła się do wszystkich.
– Majeczka przyjechała? Cudownie!
– Odwrócił się na pięcie i rozanielony pobiegł do kuchni.
– Mmmmmmm. Cześć kochanie! Tęskniłem za tobą wiesz? Na prawdę przygotowałaś dla mnie to przyjęcie? Kochaaaana jesteś…Te moje dzwońce na pewno o tym zapomniaaały.
– Nie, to ja troszkę zapomniałam, to wszystko oni…
– Wieeem, że ich bronisz, ale nie jestem na nich zły. Ja też raczej nigdy nie pamiętam kto kiedy ma urodziny no…
– Szepnął jej do ucha. i ucałował czule.
– To gdzie ten prezent dla mnie kochanie? Na pewno mi coś mysia pysia przygotowała cioooo? Oj ti ti ti!
– Połaskotał ją pod brodą.
– Mam dla ciebie dwa prezenty. Jeden jest od wszystkich ze stacji.
– Noooo, coo tam, coo tam mi kupiłaś?
– Niee…Nic nie kupiłam, tylko…
– A gdzie to jest? Wiesz jak twój kociak lubi dostawać prezenty, wieeesz?
– Cieszył się jak dziecko.
– W twoim gabinecie. Basia go przystroiła, żeby było ci milej.
– Poddała się, gdyż nie dał sobie nic wytłumaczyć.
– Nooo to chodźmy i to szybkoooo!
– Ponaglał żonę Góra. Ruszyła za nim do gabinetu. Otworzyli drzwi i Artur wrzasnął z przerażenia.
– Aaaaaaa! Co to jeeeest! Strzeleeeckiiii! Wszoooołeeeeeeek!
– Wszyscy zlecieli się jak na komendę do jego gabinetu i powstrzymywali śmiech na widok jego miny.
– Co to jest pytam się!
– Papuga. Ma na imię premia.
– Czy wyście powariowali? Żadnych zwierząt w mojej stacji! Premia, też mi coś…
– Prrrreeeemia! Prrrreeeeemia!
– Krzyknęła papuga przelatując nad głową Artura.
– Aaaaaa! Jaasssna cholera zawału zaraz dostanę przez te wasze durnowate pomysły!
– To co, nie chce jej doktor? Mamy ją zwrócić?
– Zapytał Piotrek.
– Oksytocyyyna! Oksytocyyyyyna!
– Zaskrzeczała Premia skubiąc kwiat stojący na parapecie.
– Zostaw! Zostaw moją pelargonię!
– Ciasteczko?
– Zapytała chowając się z sporą częścią pelargonii do klatki.
– Widzi doktor czego ją nauczyliśmy? Kto wie, może ją doktor tych swoich przepisów i regulaminów nauczy.
– Bardzo śmieszne Wszołek, bardzo śmieszne! Zabierać mi stąd to ptaszysko! Niech siedzi narazie w pokoju socjalnym. Pomyślę, czy ją tu zatrzymać.
– Kiedy wszyscy, łącznie z solenizantem zjedli ciasto, wypili kawę i herbatę, znów musieli udać się do wezwań. Maja posmutniała. Nie zdążyła przekazać mężowi cudownych wieści. Zaraz jednak się rozweseliła. Postanowiła, że przekaże mu tą radosną wiadomość w bardziej romantyczny sposób. Pojechała do apteki i kupiła kilka testów ciążowych, następnie w sklepach z ubrankami i akcesoriami dla małych dzieci kupiła dwie pary maleńkich bucików. Zapakowała to wszystko do kolorowej torebki, ugotowała jego ulubione spaghetti, zapaliła świece i czekała na jego powrót. Artur zjawił się wczesnym wieczorem. Już od wejścia zdawał się tryskać dobrym humorem.
– Kochanie! Jestem! Wróciłem! Kupiłem wino i krewetki! Takie jak lubisz!
– W progu przywitała go Ksena, radośnie merdając ogonem i liżąc jego ręce. Klusek obskakiwał go jak szczeniak.
– Taaak wam dzisiaj też dostanie się coś dobrego, w końcu pańcio ma urodziny, to też możecie zaszaleć, taaak, dobre pieski.
– Wszedł do kuchni i gdy zobaczył romantyczny nastruj wytworzony przez Maję, niemal pękł z dumy.
– Jesteś nieoceniona! Jesteś wspaniała! Na prawdę! Poraz pierwszy w życiu tak bardzo się cieszę, że mam urodziny…No i oczywiście taką wspaniałą żonę. Ojeeeeej, to ten prezent, o którym mówiłaś mi w stacji?
– Tak, nieco go od tamtego czasu zmodyfikowałam…Otwórz proszę.
– Chwycił kolorową torebkę i z uśmiechem małego chłopca otworzył ją, zaglądając ciekawie do środka.
– Yyyyy, że to dla mnie?
– Zapytał wskazując na maleńkie buciki.
– I tak, i nie…
– Droczyła się.
– Aaaa….Yyyyy…Ale…O Boże…
– Wyjąkał spoglądając na trzy testy ciążowe.
– Czy to znaczy…Czy to znaczy, że będziemy rodzicami?
– Pytał, a w jego głosie pojawiło się niebezpieczne drżenie.
– Tak. Zostaniemy rodzicami bliźniąt. Cieszysz się?
– Ta wiadomość zwaliła go z nóg. Osunął się na krzesło i pobladł.
– Co? O Jezu…Strzelecki…Wszołek…Ja was zabiję…To wszystko przez was i tę waszą papugę!
– Maja roześmiała się perliście.
– O ile mi wiadomo, to dzieci albo przynoszą bociany, a nie papugi, albo biorą się z miłości dwojga ludzi, musi to być mężczyzna i kobieta. Co ma z tym wspólnego Strzelecki i Wszołek?
– A nic…Tak mi się…Z przyzwyczajenia powiedziało. Majka! No to…To, cudownie! Wspaniale! Tak się cieszę!
– Tak? Na prawdę? Kochanie, ale wiesz, że w moim stanie to…Ciąża podwujnego ryzyka i…
– Majeczko, poradzimy sobie! Wszystko będzie dobrze! Dzwonie do Banacha! Nie, co ja mówię, ja dzwonię…Dzwonię…Do ministerstwa zdrowia dzwonie! Ja powiem o tym całemu światu! Artur Góra nareszcie będzie ojcem!
– Pobiegł po komórkę, a Maja cieszyła się, że słowa jej lekarki, o tym, że mężczyzna nie może sobie wymarzyć lepszego prezentu sprawdziły się.