– Lepszego sobotniego poranka Lidka nie mogła sobie wymarzyć. Obudziło ją ostre, słoneczne światło, zaglądające nieśmiało do jej namiotu. Stokroć wolałaby, żeby to Zula budziła ją teraz, nieco delikatniej i mniej natarczywie, swoim miękkim i mokrym nosem. Kiedy otworzyła i przetarła oczy przypominając sobie, gdzie tak właściwie się znajduje westchnęła ciężko i zamarzyła o gorącej, mocnej kawie. Kiedy wykaraskała się z warstw koców, którymi poprzedniego wieczora okrył ją Kuba i wyszła z namiotu, stwierdziła, że jest jej potwornie zimno i tym razem zapragnęła znaleźć się w swoim ciepłym łóżku. Biegała cicho nieopodal, wprawiała zziębnięte ciało w ruch na wszelkie sposoby, jakie tylko przychodziły jej do głowy, lecz bez większego rezultatu. Podeszła cicho do namiotu, w którym spali Kasia i Kuba. Cicho wsunęła się do środka i z lubością pomyślała, że jest w nim naprawdę ciepło. Jak najciszej umieściła się pomiędzy ojcem, a córką, co nie uszło uwadze Kasi. Mała podniosła główkę i otworzyła oczy, bystro orientując się w sytuacji.
– Ciociu? Co ty tu robisz?
– Ciii…Śpij skarbie. Trochę mi tam zimno samej, więc przyszłam się przytulić do was.
– Do nas? Czy do tatusia? On bardziej cię ogrzeje, niż ja…Jest większy.
– No tak…
– Odparła lekko speszona, lecz nie straciła uśmiechu.
– Kasia zrobiła Lidce nieco więcej miejsca, by ta mogła się wygodniej położyć. Wkrótce obie znów zasnęły.- Kilka godzin później, jako pierwszy obudził się Jakub. Rozciągając ciało po niezbyt wygodnie przespanej nocy otworzył oczy i zamarł z przerażeniem na ustach. Zwinięta w kłębek obok niego spała Lidka. Puls przyspieszył mu gwałtownie.
– Kasia? Kasiu! Córeczko, gdzie jesteś?
– Zawołał nerwowo, a po chwili zerwał się na równe nogi i wyszedł z namiotu szukać pierworodnej. Znalazł ją rozłożoną i śpiącą spokojnie w namiocie Lidki. Oddalił się cicho wracając do śpiącej ratowniczki medycznej. Patrzył na nią z ciepłym uśmiechem. Nie mógł się powstrzymać i pogładził ją po jedwabiście długich włosach, a wtedy ona obudziła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
– Kuba?
– Lidka?
– Odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Jezu, strasznie cię przepraszam…Poprostu było mi bardzo zimno samej w namiocie. Próbowałam rozgrzać się na wszelkie możliwe sposoby, ale…
– Daj spokój, nie masz mnie za co przepraszać. Chociaż nie…Miałabyś, gdybyś została sama, w namiocie, a ja po przebudzeniu, znalazłbym cię zamarzniętą na kość.
– Roześmiali się ciepło oboje.
– Wyspałaś się?
– Tak, teraz czuję się zdecydowanie lepiej i wreszcie jest mi ciepło. A gdzie jest Kasia?
– Zapytała rozglądając się po namiocie.
– Kasia śpi w drugim namiocie.
– Jak to? Przecież samej będzie jej tam zimno, Kuba idź po nią.
– Lidziu, spokojnie. Ten mały czort wie co robi. Przecież o to przez cały czas jej chodziło, zapomniałaś? Chciała nas ulokować w jednym namiocie.
– Lidka speszyła się mocno, nieśmiało się uśmiechając.
– Przepraszam. Rzeczywiście o tym zapomniałam, to znaczy…W tamtej chwili nie pomyślałam bynajmniej o tym, że jak tylko zasnę obok was, to ona…
– Niczym się nie przejmuj. Powiedz mi, czy ja…Przez sen, w niczym ci nie uchybiłem?
– Nie, no co ty. Śpisz bardzo spokojnie i nawet zbytnio nie chrapiesz.
– Kuba zaśmiał się gromko, a w tym momencie do ich namiotu wbiegła Kasia.
– Zakochana para, zakochana para!
– Krzyknęła, ale widząc, że nie śpią wtuleni w siebie niczym małżonkowie, uśmiech dziewczynki uleciał gdzieś hen, daleko.
– Ty mała spryciulo. Nieźle to sobie wykombinowałaś, ale następnym razem, proszę cię, żebyś spała razem z nami, dobrze?
– Ja? Ja niczego sobie nie wykombinowałam. To cioci było zimno i przyszła spać do nas, a ja chciałam tylko, żebyście mieli więcej miejsca.
– Śmiech znów zawładnął Lidką i Kubą.
– Taka mała kruszynka jak ty Kasieńko tego miejsca zbyt dużo nam nie zabierze, zapewniam cię. Moja ty kochana łobuziaro!
– Rzekła Lidka wciąż się śmiejąc i utuliła dziewczynkę z całych sił.
– Obiecaliście mi zabawę w podchody, w chowanego, a wylegujecie się jak jaszczurki na kamieniach.
– A śniadanie to gdzie? A mycie zębów? Trzeba rozpalić ogień.
– O myciu zębów zapomnij tatusiu. W dziczy nie myje się ich. Na śniadanie zjedzmy te pyszne kanapki cioci Lidki i zabierajmy się za zabawę.
– Moja córka jak zwykle opracowała plan co do joty. No nie wytrzymam. To idź po te kanapki, my zajmiemy się resztą. Wstawaj księżniczko.
– Gdy oboje zbierali drewno by rozpalić ognisko, Lidka zamarła nagle w pół kroku, wpatrzona w jakiś punkt pomiędzy drzewami.
– Co się stało…
– Ciii!- Uciszyła go szybko.
– Ktoś tam jest, widzisz?
– Wyszeptała tak cicho, że z ledwością zrozumiał.
– Rzeczywiście. Pójdę to sprawdzić.
– Cicho zakradł się w stronę cienia postaci, rysującego się pomiędzy drzewami, lecz za nim zdążył się do niego zbliżyć, cień znikł.
– Co jest do cholery…
– Zaklęła wystraszona Lidka.
– Spokojnie, może nam się tylko wydawało?
– Jak wydawało! Co wydawało! Od wczoraj wydaje mi się, że ktoś mnie śledzi, teraz ten cień pomiędzy drzewami…
– Spokojnie, Lidka. Przecież te wszystkie wydarzenia nie muszą mieć ze sobą związku.
– Co jest z wami! Czekam na was. No dalej! Podchody czekają.
– Krzyknęła Kasia nadbiegając.
– Najpierw śniadanie, potem przyjemności.
– Zganił córkę Kuba.
– Zostawże tą biedną Kasię. Od rana tylko ją upominasz. Jesteśmy w końcu na takiej małej wycieczce, gdzie są nienormowane zasady, więc…No dobra, już nic nie mówię.
– Umilkła pod zabójczym spojrzeniem Kuby.
– Kiedy zjedli śniadanie grzejąc się przy ognisku doglądanym przez Kubę, Kasia była w raju. Rozpoczęła komenderowanie.
– Proponuję najpierw zabawę w chowanego. Jak spaliście, widziałam tu wiele fajnych miejsc, w których mogę się ukryć.
– Nie ma takich miejsc, gdzie bym ciebie nie znalazł.
– Jeszcze się zdziwisz tatuśku.
– A w ogóle Kasiu, dlaczego chodziłaś sama po lesie? Tak bez opieki?
– Ojej, tato! Bo spaliście, a ja się bardzo nudziłam i…
– A gdyby coś ci się stało
?- W lesie? Tato, żartujesz? Tu nie ma aut.
– Ale jest mnóstwo dzikich zwierząt, które mogą cię zaatakować. W lesie córeczko pomimo wszystko jest wiele niebezpieczeństw…
– Ale nic mi się nie stało. Nie gadaj już tyle, zaczynajmy zabawę!
– Ucięła temat, a Kuba westchnął ciężko uderzając się dłońmi o uda.
– No dobrze. To może niech ciocia Lidka schowa się pierwsza?
– Powiedział wyraźnie z siebie zadowolony, puszczając Lidce oko.
– Ja? Jestem za duża, nigdzie się nie zmieszczę. Poza tym, w przeciwieństwie do Kasi nie zrobiłam rozeznania w lesie.
– No, i bardzo mądrze.
– Cicho tato! A ty ciociu się chowaj, przegłosowane. No już, zmykaj.
– Zakomenderowała Kasia i Lidka śmiejąc się pobiegła w las, gdy Kuba i Kasia rozpoczęli odliczanie.
– Biegła przed siebie, zręcznie omijając wystające gałęzie i korzenie drzew. Na raz przystanęła nasłuchując uważnie. Zdawało jej się, że słyszy dziecięce kfilenie.
– Złudzenie? Noworodek w lesie? Skąd!
– Przebiegło jej przez myśl, jednak dźwięki się powtórzyły. Bez wahania ruszyła w kierunku, z którego dochodził dziecięcy płacz. Pochyliła się i z przerażeniem odkryła na leśnej ściółce noworodka.
– O mój Boże!
– Jęknęła przerażona biorąc maleństwo na ręce. Zdjęła swoją kurtkę i natychmiast szczelnie je owinęła.
– Kubaaa! Kubaaa! Pomóż mi Kubaaa!
– Wrzeszczała ile tchu w płucach. Ten natychmiast oderwał się od drzewa, przy którym liczenie dobiegało dwudziestu.
– Jezus Maria
– Krzyknął odbierając Lidce dziecko.
– Oddycha?
– Nie wiem, nie sprawdzałam.
– Jak to nie sprawdzałaś, jesteś ratownikiem.
– Ratowniczką!
– Poprawiła machinalnie.
– Jakie to ma znaczenie, dlaczego nie sprawdzałaś!
– Kuba, nie wiem, to był odruch, zobaczyłam na ziemi dziecko, po prostu wzięłam je na ręce i…
– Kasia stała w miejscu wpatrując się w sytuację przerażonymi oczami.
– Kasieńka, biegnij po koce do namiotu! Szybko! Trzeba ogrzać dziecko!
– Krzyknął Kuba, a mała pobiegła jak zahipnotyzowana.
– Oddycha, Bogu dzięki. Ale jest bardzo wyziębiony.
– To chłopiec?
– Zapytała Lidka z uśmiechem.
– Chłopiec. Musiał urodzić się kilka, najdalej kilkanaście godzin temu. Myślę, że w terminie.
– Gdzie? Tutaj? Słyszęlibyśmy coś!
– Najwidoczniej spaliśmy jak stuletnie głazy. Trzeba go ogrzewać, zdrowy jest, pytanie tylko gdzie matka.
– Dzwonię po karetkę!
– Pobiegła do namiotu po komórkę, potykając się raz po raz o wystające korzenie drzew. Kasia wróciła z kocami i podała je Kubie.
– Tatusiu. Skąd tutaj się wziął ten dzidziuś? Jest śliczny.
– Nie wiem kochanie. Musimy to ustalić i poszukać jego mamy. Ciocia Lidka poszła dzwonić po pogotowie.
– A dlaczego? Czy on jest chory?
– Nie. Ale jest maleńki i powinien go zbadać odpowiedni lekarz, bardzo dokładnie. Poza tym, musi mieć ciepło, bardzo ciepło.
– Rozumiem. To ja się nim zaopiekuję, a wy z ciocią poszukajcie jego mamy.
– Cholera jasna! Tu nie ma zasięgu! Psy dupami nie szczekają, jak ma tu dojechać pogotowie! W życiu się nie dodzwonię!
– Krzyczała przez zęby, niemal rzucając komórką o drzewo.
– Nie dojedzie tu karetka. Będzie bardzo ciężko wytłumaczyć im jak mają tu dojechać. Najbliższy szpital jest w Konstancinie.
– To jak chcesz pomóc temu dziecku?
– Pytała zdenerwowana i zniecierpliwiona.
– Coś wymyślimy. Spróbujemy znaleźć matkę tego malucha.
– Niby jak? Mogła urodzić w domu, oddać komuś dziecko żeby je tu porzucił, wariantów jest wiele.
– W porządku, masz rację, ale spróbujmy jednak rozpatrzeć się po okolicy. Chłopiec jest zdrowy, nic aż tak bardzo nie zagraża jego życiu. Natomiast z jego matką, jeżeli urodziła w warunkach do tego nieprzystosowanych może być bardzo źle, jeśli nie zgłosi się do szpitala, a nie zrobi tego, zważając na to, że porzuciła dziecko w lesie.
– Skąd wiesz, że ona? Może ktoś je porwał, może…
– Lidka…Zamiast czytać kryminał po godzinach pracy, lepiej przyucz się do jakiejś specjalizacji. Zabierajmy się do poszukiwań.
– Zganił ją.
– Leć w lewo, a ja w prawo! W razie co, nawołójmy się z całych sił.
– A dziecko?
– Przez chwilę zajmie się nim Kasia.
– Brawo! Wreszcie zaczynasz ufać swojej córce.
– Zakpiła i pobiegła we wskazanym wcześniej kierunku.
– Nie minęło pięć minut, kiedy usłyszała głos Jakuba. Puściła się pędem w tamtym kierunku i już po chwili ujrzała Kubę pochylonego nad młodą dziewczyną, wspartą o drzewo.
– Jezu…Ile ty masz lat dziewczyno, coś ty najlepszego narobiła.
– Skomentowała pojmując wlot, że właśnie znaleźli matkę noworodka.
– Nie gadaj tyle, macica nie obkurczyła się prawidłowo, nie mam tutaj nic, żadnych leków, nie pomogę jej. Jeżeli natychmiast nie trafi do szpitala… Ma atonię macicy. Muszę jej podać oksytocyne, bardzo silnie krwawi.
– Mam ze sobą apteczkę! Nie mam w niej oksytocyny, ale może…Może wykonamy masaż macicy…
– Leć! Szybko! Nie ma czasu! Spróbuj jednak wydzwonić te karetkę. Albo nie! Jedziemy z nią i dzieckiem do szpitala moim autem!
– Zwariowałeś? A nasze rzeczy? A Kasia?
– Rzeczy…To chyba nie jest dla ciebie ważniejsze od ratowania dwóch ludzkich istnień prawda?
– Nie odpowiedziała pędząc do namiotu po apteczkę.
– Nie śpij dziewczyno. Jak się nazywasz?
– Adrianna.
– Odpowiedziała słabo.
– Ada, posłuchaj mnie. Musisz ze mną rozmawiać. Nie możesz spać. Postaram się tobie pomóc, przetransportuję cię do szpitala, ale nie możesz spać. Urodziłaś zdrowego chłopca!
– Nie chcę go. Niech go pan zabierze, zabije, wszystko mi jedno.
– Ada, posłuchaj, oddychaj spokojnie i nie denerwuj się. Możesz tylko wzmożyć krwotok. Opowiesz mi jak to się stało?
– Byłam na imprezie. Mój chłopak mnie namówił na tą imprezę. Byliśmy pijani, naćpani. Graliśmy w słoneczko. Ja nie chciałam. Oni mnie zmusili, trzymali mnie.
– Mówiła lakonicznie coraz słabsza.
– Nie powiedziałaś o tym rodzicom? Jak udało ci się ukryć ciążę?
– Oni są zbyt zajęci sobą. Mama prowadzi własną firmę ubezpieczeniową, ojciec jest dyrektorem sieci banków w całej Polsce i…Słabo mi, zimno mi…
– Choleeraa! Lidka gdzie jeesteeś!
– Kuba w mgnieniu oka zdjął kurtkę i owinął nią dziewczynę.
– Jestem. Jestem, nadal nie mam zasięgu. Proszę, powinny być tu rękawiczki.
– Podała mu apteczkę, a on natychmiast zabrał się do udzielania pomocy.
– Nie ma rady. Musisz mi pomóc przenieść ją do auta! Albo nie, dam radę! Biegnij powiedzieć Kasi, niech się zbiera.
– Już to zrobiłam. Świetnie opiekuje się maleństwem.
– Do szpitala dojechali w godzinę potem. Kuba gnał łamiąc wszystkie możliwe przepisy, zostawiając utrzymanie przytomności dziewczyny Lidce i opiekę nad noworodkiem mocno zestresowanej Kasi. Kiedy było już po wszystkim, cała trójka pojechała do domu Kuby.
– To, że ta dziewczyna przeżyła, to cud.
– Skfitował Kuba nalewając sobie i Lidce po kieliszku czystej wódki.
– To, że my przeżyliśmy to jest cud. W życiu jeszcze nie jechałam tak szybko.
– Odpowiedziała Lidka wychylając kieliszek do dna.
– A ja?
– Zapytała Kasia patrząc oskarżycielsko na ich kieliszki.
– A ty moja droga byłaś dziś bardzo dzielna. Jak dorosła osoba. Dlatego…
– Wstał i podszedł do zlewu. Z szafki nad nim wyjął kieliszek i nalał do niego wody z butelki.
– Bo ja jestem dorosła tatusiu. Od dawna ci to mówię, ale ty nie chceszmi wierzyć. Czy ten dzidziuś będzie zdrowy? I jego mama też?
– Tak kochanie. A teraz zdrowie dzidziusia i jego mamy.
– Stuknęli się kieliszkami i poraz kolejny opróżnili je do dna. Kiedy po jakimś czasie Kasia poszła do swojego pokoju, a Lidka i Kuba zostali sami, zaczęli dawać upust emocjom. Padli sobie w objęcia i tulili się mocno. Dłonie Kuby powędrowały natychmiast ku jasnobrązowym włosom Lidki, niesfornie rozrzuconym, opadającym na twarz. Gładził je i odgarniał czule, aż w końcu odważył się i pocałował ją namiętnie. Nie protestowała, poddała się i oddawała pocałunek za pocałunkiem. Dłonie Kuby przesuwały się czule po plecach, ramionach i w końcu piersiach Lidki.
– To musieliście napić się tej ochydnej wódki, żeby się całować? To było naprawdę takie proste? Zakochana paaaraa!
– Odskoczyli od siebie jak oparzeni.
– Skubana. Ja wiedziałem, że ona jest nazbyt inteligętna jak na swój wiek. Mówiłem ci, że należy pukać, jak się wchodzi.
– Gdzie, do kuchni? Przecież tu nie ma drzwi.
-Kuba spłonął rumieńcem, nie mając już argumentów na swoją obronę.
– Tyle razy mówię! Niewolno podglądać, podsłuchiwać…
– Przecież mówiłam, że chce mi się pić. Nie słszeliście, byliście zbyt zajęci…
– Zmykaj do pokoju, musimy z ciocią porozmawiać.
– To może wy zmykajcie do twojego pokoju, jeśli będziecie rozmawiać tak jak przed chwilą…
– Kasiu! To nie jest zabawne.
– Mała natychmiast spuściła oczy i zniknęła w głębi korytarza.
– Przepraszam cię…Nie wiem jak to się stało, nie powinienem, gdyby nie Kasia to…
– Nie, no co ty…To ja przepraszam. Ja…Też tego chciałam.
– Naprawdę? Chcieliśmy tego? To nie była nagła reakcja na zbyt silne emocje dzisiejszego dnia?
– Nie, myślę, że z mojej strony nie…
– Odparła.
– W takim razie, może to powtórzymy?
– Kubuś, wybacz, ale powinnam się już zbierać. Jest już późno, a rano mam dyżur w stacji.
– Jasne. To może…Może chociaż cię podwiozę?
– Nie, przejdę się. Dobrze mi to zrobi.
– Nie nalegając, odprowadził ją za bramę, czule całując na pożegnanie.
– Gdy szła małym, zadrzewionym parkiem, naraz poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Krzyknęła i już zamachnęła się, by wymierzyć cios napastnikowi, ale zostało jej to uniemożliwione, ponieważ ten, zwinnym ruchem chwycił ją mocno za nadgarstki. Syknęła z bólu. Odepchnęła go lekko, zadając cios kolanem w brzuch, lecz nie zmniejszył uścisku na jej nadgarstkach. Spojrzała w twarz mężczyzny, który stał przed nią.
– Boski daro…To te oczy…Wiedziałam, że skądś znam te oczy…
– Śmignęło w jej głowie.
– Lidzia, Lidzia, Lidzia.
– Mężczyzna z wyraźną lubością wymówił jej imie, obleśnie oblizując wargi.
– Zabieraj łapy! Puść mnie!
– Warknęła ostro.
– Uuuuu! Zawsze byłaś ostra dziunia, nadal ci to nie przeszło? To widocznie minęłaś się z powołaniem w tej karetce kochanie. Ten twój doktorek, z którym tak się lizałaś przed jego domem, będzie z ciebie miał pożytek i uciechę.
– Ty wstrętny…Ty obleśny, ty…
– Miód na moje uszy, no dokończ.
– Czego ode mnie chcesz? Już dawno się spłaciłam! Nie masz prawa mnie nękać.
– O tym do czego mam prawo, a do czego nie, będę decydował ja sam. To, że się spłaciłaś, to jest jedna sprawa. A to, że mam super płytki z twoim cudownym udziałem, to druga sprawa.
– Ty świnio! Nie masz prawa mnie szantażować! Mogę pujść z tym na policję! Zrobią wam nalot i…
– I za nim to zrobisz, super filmiki z twoim udziałem polecą do sieci, do tej twojej śmierdzącej stacji ratunkowej, no i do tego doktorka, którego chyba kochasz, co?
– Czego chcesz! Ty parszywa, obleśna gnido, czego chcesz!
– Musisz zgodzić się na współpracę z nami. A wtedy będziesz bezpieczna, twoja reputacja także. Chyba nie było ci z nami tak źle, prawda? Klijenci nigdy na ciebie nie narzekali. Zarabiałaś więcej niż w tej karetce.
– Zamknij się! Czego chcesz, pytam ostatni raz!
– Widzisz maleńka. Nadal jesteś piękna, przydałabyś się nam w interesie.
– Nie wytrzymała. Wymierzyła mężczyźnie siarczysty policzek.
– Nie próbuj testować mojej cierpliwości!
– Ryknęła wprost nad jego uchem.
– Ty jednak wiesz co mnie podnieca, w każdym razie. Daruję ci to tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, jak skombinować nam morfinę. Duuużo morfiny. Nasz diler niestety zachorował, a sama wiesz jak to jest w tym biznesie.
– Zapomnij! Ani mi to w głowie! Jak mnie znalazłeś! Śledziłeś mnie! Myślałeś, że się nie zorientowałam?
– No nie…Wiem, że ty i doktorek zaczęliście coś kminić, w lesie…Ale spotkanie i tak uważam za spektakularne. Wiesz co masz do stracenia. Jutro rano masz do mnie zadzwonić i dać mi odpowiedź.