Była zimna, listopadowa noc. Jedna z takich nocy, podczas których zbrodnią jest wygonić psa z budy, a co dopiero posłać ekipę pogotowia ratunkowego do wezwania. Na dworze panował przeraźliwy ziąb, który przenikał człowieka aż do szpiku kości, a deszcz lał się niemiłosiernie dużymi strumieniami. W stacji panował względny spokój, ponieważ póki co, nikt niepotrzebował pomocy ratowników. Tej nocy dyżur pełniła załoga 21s, pod przewodnictwem Anny Raiter, której towarzyszyć mieli Piotr Strzelecki i Adam Wszołek. Ania drzemała spokojnie, korzystając z kilku chwil przerwy w wyjazdach do ciężkich i mniej ciężkich wezwań. Adam z Piotrkiem siedzieli nad kubkami parującej herbaty rozmawiając dość cicho, by nie obudzić Anny.
-Ech! Co za pogoda. Już drugi dzień tak leje. Czym żeś tak nagrzeszył Piotruś, że nas tak bozia kara?
-Ja? Nagrzeszył? Nie przypominam sobie. Trzeba by Martynki zapytać, chociaż nieskromnie mówiąc, ostatnio układa nam się nawet całkiem dobrze. Może ty Basi dosoliłeś, co?
-Nie! No coś ty! U nas w małrzeństwie to nigdy nie było lepiej, niż teraz, odkąt Basia zaszła w ciążę.
-Roześmieli się dość głośno i natychmiast obaj, jak na komendę zerknęli w stronę śpiącej pani doktor. Ona jednak zdawała się tego nie słyszeć, nie poruszyła się ani o milimetr na kozetce.
-Ty, Piotruś, ona śpi jak kamień. Może ja lepiej sprawdzę czy oddycha co? Bo to nigdy niewiadomo.
-Nie przesadzaj Adaś, co ty taki strachliwy się zrobiłeś? Zupełnie jak Góra.
-Oj tam! Zaraz jak Góra. Strzeżonego pan Bóg Strzeże, nie słyszałeś o tym? Banach by nam głowy pourywał jak by coś jej się stało.
-Nic jej nie jest, ma poprostu mocny sen. Jeżeli chcesz coś dla niej zrobić to przykryj ją tym brązowym kocykiem, żeby jej cieplej było.
-Piotrek wskazał Adamowi koc wiszący na oparciu jedynego pustego krzesła, które znajdowało się w pomieszczeniu. Zaledwie jednak trochę nadal spanikowany Adam zdążył delikatnie przykryć Annę, w ich krótkofalówkach rozbrzmiał dźwięczny, donośny głos rudej.
-21s, zgłoś się.
-Dotychczas śpiąca mocno Anna, poderwała się pod wpływem tego komunikatu i wcale nie wyglądała na rozespaną. Chwyciła w dłoń krótkofalówkę i natychmiast, bez najmniejszych oznak snu w głosie odpowiedziała.
-Zgłaszam się 21s.
-Jedźcie na ulicę Norwida 14. Mężczyzna 26 lat, złamanie proncia.
-Że co proszę? Powtórz?
-Najprawdopodobniej złamanie proncia.
-No ładnie! Ciekawe jak to się stało, chociaż mogę się domyślać. Przyjęłam, bez odbioru. Jedziemy tam.
-Piotrek i Adam patrzyli na Anię, która w pośpiechu przeczesywała włosy i wkładała strój ratownika.
-No co z wami? Co w tym śmiesznego? Zbierajcie się, bierzcie sprzęt i do wozu. Czekam w karetce.
-Tak jest pani doktor, jedziemy ratować penisa z tarapatów.
-Rzekł Piotrek, a Wszołek ryknął głośnym niekontrolowanym śmiechem biorąc pleecak i podając Piotrkowi resztę sprzętu.
-Nie śmiej się Adaś nie śmiej, bo i tobie to się przydarzyć może.
-No! Tobie też. Choć już, bo Anka czeka.
-Popędzili do karetki i w minutę później jechali prędko do wezwania. By przerwać milczenie Adam zagadnął.
-Muszę przyznać, pani doktor, że pani to śpi czujnie jak zwierz. A to wygląda bardzo dziwnie, jak się na to z boku patrzy.
-Nie rozumiem? Co znaczy dziwnie?
-No! Zanim ruda poinformowała nas o wezwaniu, spała pani jak kamień, a my z Piotrkiem nie zachowywaliśmy się jakoś najciszej. A kiedy ruda nas wywołała, to już była pani na nogach.
-Bo widzisz Adaś. To są już lata praktyki. Nauczyłam się spać na komendę, jeść na komendę, tak już mam. Z jednej strony jest to przydatne, bo w ten sposób zawsze jestem gotowa do działania w nieoczekiwanych sytuacjach. Nie sztuką jest przesspać osiem godzin bez kontaktu z rzeczywistością, a potem obudzić się i być jeszcze bardziej zmęczonym.
-Widzisz Adaś? Słuchaj pani doktor, może się jeszcze czegoś nauczysz.
-Sam lepiej słuchaj. Ciebie to dobudzić nie można, nawet jak by wpuścić czołg pancerny. Ja tam problemu z budzeniem się nie mam. Wystarczy, że dostanę całuska, od Basi, i już.
-No wybacz przyjacielu. Ale jeśli kiedyś zaśniesz w stacji, a Basi w pobliżu nie będzie, to ja cię całował nie będę. Więc wymyśl sobie inny sposób pobódki.
-Roześmieli się wszyscy troje. A po chwili, Piotrek oznajmił, że są na miejscu i zatrzymał karetkę.
-Panowie! Bierzcie sprzęt, no może poza respiratorem. Sądzę, że raczej się nie przyda i lecimy.
-Po chwili wszyscy troje odnaleźli adres podany przez dyspozytorkę. Piotrek zadzwonił do drzwi. Otworzyła młoda kobieta. Na oko dwudziestotrzy letnia. Piotrka i Adama aż zamurowało. Była niemal zupełnie naga. Zoriętowali się, że najpewniej przed otwarciem drzwi, desperacko próbowała coś na siebie włożyć. Jednak w ręce na szybko wpadł jej kusy, różowy szlafroczek z atłasu, który mimo starań jego właścicielki, nie potrafił ochronić jej przed obnażeniem wielkich, sylikonowych piersi. Adam ukratkiem zlustrował kobietę od stóp aż do głów i gdyby w tym momencie mocniej nie oparł się o ścianę, to najpewniej osunął by się z wrażenia na ziemię. Od pasa w dół kobieta była zupełnie naga, a na jej wzgórku łonowym prezentował się tatuaż, przedstawiający napis, obcym wstęp wzbroniony. Szybko odwrócił wzrok, z największym trudem powstrzymując dławiący go powoli śmiech.
-Dzień dobry? Anna Raiter, pogotowie ratunkowe, tu było wezwanie, zgadza się?
-Och tak!, tak! Pomóżcie mi, proszę. Nie wiem co robić, o boże! Ja tego nie chciałam. Nie chciałam mu tego zrobić.
-Spokojnie! Możemy wejść? Proszę nam powiedzieć co się stało.
-Przerażona kobieta zdawała się bez końca szukać odpowiednich słów przepuszczając całą trójkę w drzwiach. Płakała, a z jej oczu wyzierała ogromna panika. Wkrótce do uszu całej czwórki dobiegł wrzask, przerywany tylko na kilka sekund. Wszyscy skierowali się w jego stronę. Weszli do niewielkiej łazienki, w której wnętrzu zobaczyli wannę pełną wody. A w niej mężczyznę, który kurczowo trzymał w ręce swoją męzkość, wrzeszcząc, sycząc i jęcząc niemiłosiernie.
-Witam, Anna Raiter pogotowie ratunkowe. Co się panu stało?
-Żaneta! Zwariowałaś? Babę tu wpuściłaś? Krępuję się. Mogłaś mówić, żeby weszło tylko tych dwóch!
-Obruszył się mężczyzna nieco już zachrypniętym głosem.
-Proszę pana. Jestem lekarzem, zapewniam pana, że nieraz widziałam męzkiego penisa.
-Co mnie to obchodzi! Mojego nie będzie pani oglądać. Wstydzę się do cholery, nie rozumie pani?
-Bardzo dobrze rozumiem, ale jeśli nie pozwoli mi pan obejrzeć członka, to w jaki sposób mam panu pomóc?
-A oni nie mogą? Są facetami.
-Nie! Nie mogą, bo to ja jestem lekarzem i to ja tutaj dowodzę. To jak! Da się pan zbadać i powie co się stało? Czy nie?
-No dobra, tylko szybko, bo tak boli, że za chwilę chyba wykituję.
-Jasne, ale na początek proszę wyjść z wanny. Piotrek, Adaś, pomóżcie panu.
-Panowie bez słowa, ale nie bez trudu wykaraskali mężczyzne z wanny i przeszli z nim do pokoju, gdzie pomogli mu się położyć. Anna podeszła szybko do mężczyzny ostrożnie badając jego członek, co objawiało się jeszcze głośniejszym wrzaskiem.
-Spokojnie, jeszcze chwileczkę. Proszę chwilę wytrzymać. Wygląda na to, że członek jest złamany, musimy bezzwłocznie zabrać pana do szpitala.
-Złamany? Czy pani oszalała? Jak chu … to znaczy, członka, można złamać?
-Na swoim własnym przykładzie widzi pan, że można. Piotrek, zmierz panu ciśnienie, złap parametry, a ty Adaś podaj dożylnie mikortyzol i leć do karetki po opatrunki chłodzące.
-O boże! Co teraz będzie z moim misiem? Czy trzeba mu uciąć penisa? Bo wie pani, na chwile zgubiliśmy rytm, jak się … No wie pani.
-Zamknij się durna babo! Co kogo obchodzi co robiliśmy. A tak w ogóle to uważaj, żebym tobie cycków zaraz nie obciął za to co mi zrobiłaś.
-Misiu, błagam cię, nie gniewaj się na mnie, ja tego nie chciałam. Misiu, wiesz, że cię kocham!
-Proszę państwa o spokój. Zaraz podamy panu antybiotyk, unieruchomimy członek i założymy opatrunki chłodzące. Następnie zawieziemy pana do szpitala, ponieważ natychmiast musi być pan poddany zabiegowi chirurgicznemu. Zabieg odbywa się w znieczuleniu miejscowym i polega on na usunięciu krwiaka i zszyciu błony białawej, która w pańskim przypadku właśnie uległa rozerwaniu kiedy się państwo … Kochaliście.
-Że co? Nic z tego nie rozumiem, boli mnie jak jasny gwint, kobietoo! Zlitujcie się.
-Piotruś, podaj panu dwie jednostki relanium i środki przeciwbólowe, które mamy przy sobie.
-Tak jest! Ciśnienie 120 na 90, parametry jak narazie w porządku.
-Świetnie! O, Adaś, nareszcie jesteś. Pomożesz mi w usztywnieniu członka, założymy opatrunek a potem do karetki, i jedziemy.
-A ja? Czy mogę pojechać z państwem? Z moim misiem?
-Niestety nie, przepisy tego zabraniają, ale może pani pojechać za nami. Tylko przedtem proszę się trochę ubrać może.
-Żaneta spojrzała zszokowana na Annę, która uświadomiła jej właśnie, że świeci golizną przed dwoma obcymi mężczyznami i podziękowała Bogu za to, że Misio najwyraźniej tego nie zauważył. Na jej twarzy pojawiło się bezgraniczne zażenowanie i natychmiast wybiegła do drugiego pokoju. Gdy cała trójka uporała się z pacjentem i załadowała go do karetki, pojawiając się jak najszybciej się dało w szpitalu, w stacji rozgorzała dyskusja.
-Ty, Piotruś, jak myślisz? W jakiej pozycji to robili?
-Bo ja wiem? Może na pieska, albo na jeźdźca. Zapewne ona dominowała. Ale nieźle się skończyło, co? Ja dziękuję za taki seks. Od teraz to ja w związku będę dominował.
-O tak! Ja też! Stary, a widziałeś jaki miała tatuaż? Na … No! Wiesz … Tam?
-Adaś, nie poznaję cię, gdzie ty patrzyłeś?
-Jakoś tak wyszło, tylko nie mów Basi, dobra?
-Piotrek zwijał się ze śmiechu, gdy Adam opowiedział mu o szczegółach tatuażu.
-Panowie, a co tu tak wesoło? Wszystko słyszałam, musicie mi zrobić bardzo dobrą kawę jeśli chcecie, żebym nie powiedziała o tej rozmowie waszym partnerkom, które z pewnością to zainteresuje.
-Rzekła Ania wchodząc do pomieszczenia.
6 replies on “Rozdział 1.”
Hahah. Ja pierdzielę. Alety fajnie piszesz. Dosłownitak, że jestem w staniewyobrazić sobie każde słowowypowiadane
przez daną postać. Ty chyba też, dlatego t jest takie fajne. Ciekawe co by na to aktorzy powiedzieli
Jejku, padłam.
No popłakałam się, ze śmiechu, oczywiście.

Doooobreee to jest, ja chcę więcej!
Kolejna osoba pisze fanfik na podstawie na sygnale! Super! Piękne to jest!
cudowne.
Świetnie piszesz.