– Anna nie mogła spać niemal przez całą noc. Nie było to niczym odbiegającym od normy zważając na to, że jej córka była teraz w fazie ząbkowania, jednak to nie Pola spędzała jej sen z powiek tej nocy. Wprost przeciwnie, spała grzecznie jak aniołek pomiędzy swoimi rodzicami. Odkąd opanowała zdolność przechodzenia ze swojego łóżeczka wprost do łóżka ukochanych rodziców, korzystała z tej umiejętności niemal co noc. Nie było w tym nic dziwnego zważając na to, że łóżeczko od samego początku stało przy łóżku Wiktora i Anny, by było im wygodniej sięgać po córeczkę, która w nocy nagle zgłodnieje, albo będzie miała inną, nie cierpiącą zwłoki potrzebę. Tak było i tym razem. Dziesięciomiesięczna Pola, spała najspokojniej w świecie, rozpychając się i układając w najwygodniejszych dla siebie pozach. Anna popatrzyła na córkę z uśmiechem dziwiąc się, że nie budzi jej donośne chrapanie Wiktora. Z czułością pomyślała o tym, że niedługo wypadałoby pomyśleć o osobnym pokoju dla Poli, a co za tym idzie o nowym domu. Szybko jednak tor myśli zbiegł na to, że kiedy tylko nadejdzie odpowiednia pora dnia, będzie musiała się udać do szpitala na obiecaną rozmowę z panem Stefanem i notariuszem. Przerażało ją to wewnętrznie mimo że bardzo często miała kontakt z ludźmi, nad którymi wisiało widmo śmierci. Jednak co do pana Stefana było zupełnie inaczej. Miała mocne wyrzuty sumienia, że zaniedbała kontakt z tym wspaniałym człowiekiem. Być może gdyby tego nie zrobiła, byłaby jeszcze szansa na uratowanie jego życia. Może wystarczyłaby odpowiednio mocna siła perswazji, by namówić go na leczenie we wczesnym stadium nowotworu płuc? Tyle dobra zawdzięczała panu Stefanowi, a przez pędzącą kolej życia całkiem o tym zapomniała. Anna wyrzucała sobie, że nie było jej wówczas, gdy on być może najbardziej jej potrzebował. Nie miał do niej o to żalu, nawet potrafił sobie logicznie wytłumaczyć tak długi brak odzewu ze strony Anny. Świadczyło o tym choćby to, że postanowił zapisać jej coś w swoim testamencie. Była tym faktem niemniej skrępowana. Znała tego człowieka dość krótko mimo wszystko, nawet gdyby zliczyć ilość wspólnie spędzonych dni i miesięcy. Skoro jednak pan Stefan zdecydował się przekazać jej coś i udokumentować to w testamencie, mogła wnioskować, że w jego życiu odegrała jakąś bardzo ważną rolę.
– Anka…Czemu ty nie śpisz?
– Wyrwał ją z zamyślenia zaspany głos Wiktora.
– A ty?
– Ja? No to dobre pytanie jest, spójrz gdzie śpi nasze dziecko.
– Obróciła głowę i spojrzała. Nie mogła się nie roześmiać, widząc prawie całe ciałko córeczki rozłożone wygodnie na Wiktorze.
– Widzę, że dobry z ciebie materac.
– Szepnęła i spróbowała przełożyć małą do łóżeczka. Na szczęście dziewczynka nie obudziła się nawet na moment, gdy Anna odłożyła ją i przykryła kołderką.
– Która to godzina?
– Piąta osiemnaście.
– No i co? Od której tak nie śpisz?
– A bo ja wiem? Nie mogę spać po tym, jak zadzwoniła do mnie była opiekunka pana Stefana.
– No tak…
– Obrócił się twarzą do niej.
– Nie masz czym się zamartwiać. To normalne, że człowiek chce wykorzystać ostatnie dni życia na rozmowę z bliskimi mu osobami. Przecież sama mówiłaś, że jesteś dla niego bliska i ważna, on też tak twierdzi.
– No tak, ale…Wiktor, boję się tego testamentu. Co on chce mi przekazać. Strasznie mnie to krępuje. On tak mi w życiu pomógł, ja jemu niestety nie zdążyłam. Mam wrażenie, jak bym coś komuś wykradała.
– Aniu. Moim zdaniem to błędne myślenie. Jeżeli twierdzisz, że nie zdążyłaś mu pomóc, to właśnie teraz masz okazję się zrewanżować.
– Ale on tak nie twierdzi Wiktor. Nie ma do mnie żalu o to, że nie mieliśmy kontaktu przez tyle czasu.
– A powinien? Przecież to nie dlatego, że o nim zapomniałaś, nie chciałaś, wytłumaczyłaś mu to i jak mówiłaś, zrozumiał. Poza tym, jaką masz pewność, że wcześniej tej pomocy potrzebował? Może sam doskonale sobie radził.
– Tak. Zapewne dopóki nie zachorował.
– Przerabiałaś to już z nim i ze mną. Jesteś zbyt wrażliwa, a może i nawet zbyt przewrażliwiona. Wiem, że łatwo jest mi powiedzieć, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, żebyś po prostu przyjęła ten stan rzeczy i przestała się nadmiernie przejmować i stresować.
– Może masz i rację, postaram się. Tylko chyba nie zrozumiałam o jakim rewanżu mówiłeś.
– Zwyczajnym. Nie nadrobisz co prawda tych chwil, które straciliście, ale możesz teraz przy nim być. Obecność drugiego człowieka w ostatnich dniach życia jest bardzo ważna, zwłaszcza, kiedy umierająca osoba jest samotna. To nie raz jest większym wsparciem, niż pomoc okazana niejednokrotnie podczas całego życia.
– Jesteś bardzo mądrym człowiekiem i cieszę się, że mam takiego wspaniałego męża.
– Pocałowała go namiętnie.
– To o której musisz tam być?
– Około jedenastej.
– W takim razie mamy jeszcze mnóstwo czasu dla siebie.
– Wymruczał i zaczął zabierać się do spełnienia najważniejszego obowiązku małżeńskiego.
– Co ty robisz, zwariowałeś? Pola śpi…
– Zachichotała.
– Jakoś nigdy do tej pory ci to nie przeszkadzało.
– Szepnął nieco bardziej rozpalony.
– Rozwiązanie, które rankiem zaproponował Wiktor okazało się być skuteczne, kiedy nadeszła dziesiąta trzydzieści i Anna jechała do szpitala. Rozmowa przeprowadzona przed aktem małżeńskim też dużo dała, Anna czuła, że lżej jej na duchu. Kiedy zjawiła się w szpitalu i dotarła do sali pana Stefana była odprężona. Weszła szybko i przywitała się ze starszym panem.
– Dzień dobry panie Stefanie. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale wcześniej znów zatrzymało mnie trochę spraw. Mój teść również leży w szpitalu i walczy o życie, dodatkowo praca, córka, zupełnie nie wiem jak dajemy radę z mężem dzielić się obowiązkami, skoro doba jest tylko jedna.
– Ucałowała go w oba policzki.
– Masz piękne perfumy Aniula, jak zawsze.
– Dziękuję. Mężowi też się podobają. Jak się pan czuje?
– Jak trzy dni przed śmiercią Aniuchna, a jak ja mogę się czuć? Mnie już wiele nie zostało, czuję to. Ostatnim razem, kiedy się spotkaliśmy mówiłem ci, że już niewiele mnie czeka.
– Poczucie humoru dopisuje, to najważniejsze.
– A jakież to poczucie humoru kochana, to cała prawda.
– Anna usiadła przy łóżku chorego. Patrzyła na niego i z każdą chwilą smutniała coraz bardziej. Był tak chudy, że mógł już z pewnością służyć w pracowni anatomicznej. Wszystkie mięśnie i kości rysowały się bardzo wyraźnie pod zbyt dużą, szpitalną piżamą. Masa aparatury, do której starszy pan był podłączony przygnębiała dodatkowo. Łzy kręciły się jej w oczach, gdy widziała jak walczy o każdy oddech i z jakim trudem przychodziło mu mówienie. Najboleśniejsze było jednak to, że on zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili może odejść z tego świata.
– Aniuchna, posłuchaj mnie dziecko.
– Tak?
– Odezwała się spokojnie, chwytając go za dłoń.
– Notariusz za chwilę dojedzie z Marysią, ale, nie wiem jak długo dam radę mówić, a chciałbym, żebyś wiedziała…
– Spokojnie. Proszę oszczędzać siły, są teraz na wagę złota.
– Aniu. Obiecaj mi, że zajmiesz się końmi, kiedy mnie tu już nie będzie, końmi i domem..
– Na jej twarzy pojawił się wyraz bezgranicznego niedowierzania.
– Ale…Ale jak to…Panie Stefanie, ja…Ja nie…
– Nikt lepiej nie zna moich koni od ciebie. Przecież dawniej uczyłem cię opiekować się nimi. Potrafisz odpowiednio się nimi bardzo dobrze zaopiekować, nakarmić, wyczesać, pracowałaś z nimi bardzo aktywnie, a one cię uwielbiały.
– Panie Stefanie, wszystko się zgadza i ja…Ja oczywiście jestem bardzo wdzięczna, że to mnie chce pan powierzyć swój dom i konie, ale nie wiem czy będę w stanie podołać. Mam malutkie dziecko, oboje z mężem mamy też pracę, w której trzeba być dostępnym w każdej chwili.
– Chyba mi nie odmawiasz?
– Nie…Nie, to znaczy…Ja jestem w bardzo dużym szoku, ale…Ale…
– Nie ma czasu na zastanowienie moje dziecko. Jeżeli nie ty, to to wszystko, o co dbałem tyle lat pójdzie na zmarnowanie.
– A Marysia? Co z nią?
– Marysia też ma serce na dłoni. Pomagała mi tyle lat, ale jest młodziutka. Niedawno wyszła za mąż i razem z mężem się budują. Mój dom im niepotrzebny, ale o nią też zadbam. W końcu grosza nigdy za wiele na start, prawda?
– Anna uśmiechnęła się lekko, potakując głową.
– Testament tak właściwie już jest spisany, tak jak mówiłem ci ostatnio, jednak muszę tam nanieść drobne poprawki, dlatego prosiłem Marysię, by stawiła się z notariuszem. Aniu, czy myślisz, że twój mąż nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyście się przeprowadzili?
– Oj panie Stefanie. Mój mąż czasem przypomina mi trochę pana. Jest naprawdę dobrym człowiekiem. Najważniejsze jest dla niego dobro innych, o sobie myśli na samym końcu.
– Ho ho ho! To zupełnie tak jak ty.
– I tak jak pan. Wracając do pana pytania. Razem z Wiktorem myśleliśmy już powoli o tym, by poszukać większego mieszkania…Chcemy wziąć niebawem prawdziwy ślub.
– No proszę! A więc udało mi się wam pomóc?
– Jak zwykle tak.
– Potwierdziła ze szczerym uśmiechem.
– Wy też pomożecie mi odejść w spokoju ducha, jeśli zdecydujecie się zająć domem, końmi i resztą gospodarstwa. Chciałbym ich poznać, twoją córeczkę, męża, całą waszą rodzinę, ale wiem, że nie zdążę.
– Anna zastanowiła się przez chwilę.
– Zdąży pan, obiecuję, że zorganizuje dla pana takie spotkanie choćby jutro.
3 replies on “Rozdział 13”
Ładne, miłe i trochę wzruszające.
wzruszyłam się.
no to jest super, i Anka będzie miała koniki