Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 16

– Martyna, długo jeszcze? Przecież jak tak dalej pójdzie, to się spóźnimy!

– Krzyczał Piotr dobijając się do drzwi łazienki.
– Już wychodzę, czemu tak krzyczysz, obudzisz Alana.
– Byłaś tam piętnaście minut, jest trzynasta dwadzieścia, a mamy na czternastą. Chyba nie chcemy powtórzyć tego samego błędu, co przy pierwszym badaniu usg?

– Martyna, długo jeszcze? Przecież jak tak dalej pójdzie, to się spóźnimy!

– Krzyczał Piotr dobijając się do drzwi łazienki.
– Już wychodzę, czemu tak krzyczysz, obudzisz Alana.
– Byłaś tam piętnaście minut, jest trzynasta dwadzieścia, a mamy na czternastą. Chyba nie chcemy powtórzyć tego samego błędu, co przy pierwszym badaniu usg?
– Próbowałam wysikać się na zapas. Wiesz dobrze, że jak się denerwuje to…
– Dobrze już dobrze, nie kończ. Oby na drugim badaniu okazało się tak jak i na pierwszym, że z maluchem jest wszystko w porządku.

– Martyna westchnęła ciężko i poszła do przedpokoju po torebkę.
– Przełóż Alana do nosidełka, musimy jeszcze zdążyć odwieźć go do Anki i Wiktora.
– Może trzeba było poprosić Lidkę? Anna z Wiktorem mają teraz sporo problemów, tata Wiktora nadal w szpitalu, przeprowadzka do nowego domu…
– Ale poprosiliśmy ich, zgodzili się, a to znaczy, że jeden kłopot więcej na góra dwie godzinki im nie zaszkodzi i nie kombinuj, bo znowu zachce mi się siku!

– Piotrek westchnął i poszedł przenieść syna do samochodu. Kiedy jechali już do domu banachów Martyna podjęła rozmowę:
– Wiesz…Na początku byłam zła, że wpadliśmy. Nie powiem, żebym teraz skakała z radości z tego powodu zwłaszcza, że kiedy drugie dziecko się urodzi, Alan będzie miał rok i trzy miesiące, ale przynajmniej już się nie złoszczę.
– Wspaniale kochanie. Dobrze wiem, że będę musiał stanąć na głowie, żeby ci pomóc.
– Tak jest. Podwójne ilości pieluch w domu szczególnie napawają optymizmem.

– Piotrek uśmiechnął się tylko i dalszą drogę pokonali w milczeniu. Kiedy przekazali syna tymczasowym opiekunom, szybko dojechali do przychodni, w której miało odbyć się badanie. Martyna postanowiła, że jej drugą ciążę poprowadzi lekarz nie związany z leśną górą. Nie to, żeby im nie ufała, chodziło jej raczej o różnorodność doświadczeń w tej dziedzinie. Pierwsze badanie, mające na celu potwierdzić drugą ciążę odbyło się w leśnej górze, ale potem kobieta zdecydowała się na inną lekarkę z centrum miasta. Gdyby jednak lekarka nie wzbudziła jej zaufania, obiecała Piotrowi, że nie będzie szukać innego i wróci do leśnej góry, pod opiekę choćby Krzysztofa Radwana.
– Pani Martyna Strzelecka.

– Wywołała pielęgniarka i oboje zerwali się z miejsca idąc do gabinetu.
– Dzień dobry.

– Przywitała się lekarka w średnim wieku. Jej głos nie wzbudzał zaufania, był chrapliwy i już powitanie drażniło uszy, za to z wyglądu kobieta wydała się im uprzejma i z pewnością doświadczona.
– Rozumiem, że chce pani, aby badanie odbyło się w obecności męża, czy tak?
– Tak. Tak się umówiliśmy. Mąż uwielbia podziwiać jak maluch rośnie już za życia płodowego.
– Rozumiem. To bardzo dobrze.

– Skierowała wzrok na Piotra.
– Bardzo dużo daje kobiecie wsparcie podczas badania usg.
– Z takiego samego założenia wychodzę.
– Przyznam, że to rzadkość w moim gabinecie. Sporo panów twierdzi, że to nic ciekawego oglądać te niewyraźne kropki i kreski.
– Ja myślę trochę inaczej, bo jestem ratownikiem medycznym. Tak jak i moja żona.
– To fakt, wykształcenie może mieć tu spore znaczenie. Czy jest pani gotowa, bym mogła przeprowadzić badanie?
– Tak.

– Odpowiedziała Martyna, która powoli zaczynała się denerwować. Na dodatek głos lekarki powoli zaczynał ją mocno drażnić.
– Proszę pójść tam za parawan i przygotować się do badania.

– Wypełniła polecenie lekarki. Zdenerwowanie udzielało jej się coraz mocniej. Nie miała pojęcia dlaczego tak jest. Takie zjawisko wystąpiło u niej tylko raz, podczas pierwszego badania, weryfikującego pierwszą ciążę, potem traktowała każde kolejne badanie jako konieczność. Próbowała uspokoić nagłe drżenie rąk. Zdenerwowała się jeszcze mocniej czując, że jej pęcherz znowu jest wypełniony, ale nie miała odwagi poprosić lekarkę o minutkę przerwy na pójście do toalety. Wyszła zza parawanu i skierowała się w stronę fotela ginekologicznego. Lekarka podeszła do niej, założyła rękawiczki i powoli przeszła do badania.
– Jak znosi pani ciążę?
– Wyjątkowo kiepsko. Codzienne mdłości, wymioty, ale radzę sobie.
– Czy to pani pierwsza ciąża?
– Nie, pół roku temu…

– Zawiesiła głos czując, jak wstyd wylewa się jej rumieńcem na policzki.
– Pół roku temu urodziła pani pierwsze dziecko, tak?
– Tak. Ja wiem pani doktor, co pani sobie myśli…
– Droga pani, nic nie myślę. Nie jestem tu od oceniania w jakim odstępie czasu moje pacjentki zachodzą w ciążę.
– Ale to był wypadek…

– Piotr chrząknął ściskając ją delikatnie za dłoń.
– Kochanie, to tylko zwykłe badanie ginekologiczne, nie spowiedź.

– Żona zgromiła go wzrokiem i zapadła cisza.
– Pani Martyno, czy przed badaniem była pani w toalecie? Widzę, że pęcherz jest znacznie wypełniony.

– Martyna nie mogła poczerwienieć już bardziej. Jedyne o czym marzyła, to ucieczka, albo zniknięcie w podziemiach tego budynku.
– Ja…Ja…Tak, ale ja…
– Żona kiedy się denerwuje często robi siusiu.

– Przyszedł jej w sukurs Piotr.
– Proszę pójść do toalety, będzie mi łatwiej, gdy opróżni pani pęcherz, a pani sama poczuje się nieco bardziej zrelaksowana.

– Martyna już chciała się ubrać, by wyjść do toalety umieszczonej na korytarzu przychodni, ale lekarka powstrzymała ją gestem.
– Proszę skorzystać z toalety w moim gabinecie, szkoda czasu.

– Strzelecka podziękowała grzecznie, a pani doktor wskazała jej drzwi. Nigdy w życiu nie czuła się bardziej zawstydzona i upokorzona. Była wściekła na Piotra, który najwyraźniej nie widział w tej sytuacji nic zdrożnego i głupkowato się do niej szczerzył. Kiedy szybko się podmyła i wróciła na fotel długi czas milczeli całą trójką, aż odezwała się lekarka.
– Trzynasty tydzień ciąży, czy tak?
– tak.

– Odparli oboje zgodnym chórem.
– Serduszko w porządku, proszę posłuchać jak bije.

– Włączyła głośniczek w aparaturze i przyszli rodzice uśmiechnęli się do ekranu.
– Dzieciątko rozwija się prawidłowo, teraz popatrzymy sobie na główkę i twarzyczkę.

– Znów zapadła cisza, która wydawała się trwać bez końca. Nagłe, dziwne chrząknięcie lekarki sprawiło, że Martynie zrobiło się nagle zimno.
– Coś nie tak, pani doktor?

– Zapytał Piotrek mocniej ściskając dłoń ukochanej.
– Proszę państwa…Ja…Chyba jednak nie mam dla was do końca dobrych wiadomości.
– To znaczy?

– Spytała mocno drżącym głosem Martyna.
– Pęcherzyki obojga oczu dziecka się nie rozwinęły.
– Jak to nie rozwinęły?

– Kolejne pytanie, tym razem wypalone niemal z pretensją w głosie wystrzeliło z ust Martyny.
– Nie rozumiem, co to znaczy??

– Podjął spokojnie Piotr.
– To znaczy ni mniej, ni więcej tyle, że dziecko nie posiada oczu.
– Ale…Ale…Ale na poprzednim badaniu…Lekarz ze szpitala w leśnej górze nic takiego nie mówił…
– Spokojnie. Zaraz to wszystko wytłumaczę. Taką wadę można stwierdzić dopiero między trzynastym, a szesnastym tygodniem ciąży. Jest bardzo rzadką wadą wrodzoną. To anoftalmia. W swojej karierze lekarskiej spotkałam się z tą chorobą może dwa razy.
– Ale co to dla nas oznacza?

– Kontynuował zszokowany Piotr zerkając na Martynę, której łzy powoli zaczęły spływać po twarzy.
– Cóż. Tylko tyle, że dziecko będzie niewidome. Kiedy będzie miało kilka miesięcy, zostaną mu dobrane odpowiednie protezy gałek ocznych, które trzeba będzie za kilkanaście kolejnych miesięcy wymienić.

– Młode małżeństwo przeżywało teraz być może najtrudniejsze chwile w życiu. Zaszokowani spoglądali na lekarkę z głębokim bólem w oczach zadając jej nieme pytania: dlaczego my? Dlaczego to spotkało akurat nasze dziecko?
– Jeżeli mogłabym wyrazić swoje zdanie to…Na państwa miejscu zdecydowałabym się na aborcję.

– Piotrek podskoczył w miejscu, jak by go poraził prąd.
– Słucham? Mówi to lekarz? Pani uważa się za lekarza? To godzi w ten tytuł! To jest wbrew etyce lekarskiej.
– Ja rozumiem pana zdenerwowanie. Jest pan…Jesteście państwo w szoku. Teraz podejmowanie jakichkolwiek decyzji nie ma sensu. Muszą opaść emocje. Jednak proszę tylko pomyśleć, czy warto skazywać dziecko na życie w tak ciężkim kalectwie? Przecież ono nie da sobie rady w społeczeństwie, a państwo będziecie musieli zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, dostosować cały swój świat pod niewidome dziecko.

– Piotrek czuł, jak wzbiera w nim wściekłość z każdym kolejnym słowem lekarki. Gdyby nie była kobietą, z pewnością nie powstrzymałby się od tego, by wystrzelić kilka uderzeń z pięści w twarz.
– Kobieto! Ty powinnaś sama poddać się aborcji! Aborcji swojego mózgu.
– Piotreeek!

– Syknęła rozedrgana Martyna.
– Proponujesz nam, ty wstrętny babsztylu, żebyśmy zdecydowali się na aborcję tylko dlatego, że dziecko urodzi się niewidome? Ty chyba nie widziałaś z jakimi kalectwami i chorobami przychodzą na świat dzieci! Nieeee no to jest jakaś kpina! Martynka, wychodzimy stąd.

– Kobieta nie odezwała się ani słowem, gdy Martyna ubierała się w największym pośpiechu. Wyszli z gabinetu nie zaszczycając kobiety nawet krótkim do widzenia. Martyna rozkleiła się na dobre w ramionach męża za nim ruszyli spod przychodni.
– Nie martw się skarbie. Jakoś sobie poradzimy. Nie takie rzeczy przechodziliśmy w życiu, zobaczysz.

4 replies on “Rozdział 16”

Opis rozwoju dziecka rzeczywiście będzie fascynujący, lecz bardziej fascynujący będzie rozwój następujący w Martynie i Piotrku. Bardzo się cieszę, że umieściłaś wątek niewidomego dziecka i reakcji, różnych diametralnie, na to niewidome dziecko.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink