Categories
Na sygnale, fanfiction, część 2

Rozdział 8

– Maja zaparkowała przed budynkiem domu kultury. To właśnie tutaj miała mieć dzisiaj próbę z chórem voci d’angelo, z którym współpracowała od dawna. Tego dnia była w podłym nastroju. Posprzeczali się z Arturem, jak zwykle o jakąś pierdołę, co w jej odmiennym stanie zdarzało się dość często. Oboje tłumaczyli sobie, że to tylko wina hormonów i w głębi duszy Maja podziwiała Artura za to, że wytrzymuje to wszystko, jednak z drugiej strony obawiała się, że to nie jest wina tylko i wyłącznie hormonów i że to źle prognozuje na przyszłość. Odrzucała tę myśl jak najdalej, lecz kiedy Artur wyskakiwał z coraz to nowymi pomysłami nadopiekuńczości, niemal wychodziła z siebie i stawała obok. Zaparkowała i podjechała wózkiem pod budynek domu kultury. Wjechała do środka i stanęła przy windzie, ponieważ próba miała odbyć się na drugim piętrze. Spojrzała na drzwi windy i mina jej zrzedła. Na drzwiach windy widniało ogłoszenie:
– Informujemy, że do końca tygodnia winda pozostaje do wglądu konserwatora. Przepraszamy.
– No pięknie! To jak ja się dostanę na to cholerne drugie piętro?

– Fuknęła pod nosem. Już miała podjechać do sekretariatu, gdy nagle zobaczyła jakiegoś mężczyznę. Szedł spiesznie, w dobrze skrojonym garniturze, porządnie ułożonymi na żel włosami. Nie wiedzieć czemu, jego wygląd zrobił na niej dobre wrażenie i to właśnie jego postanowiła poprosić o pomoc.

– Maja zaparkowała przed budynkiem domu kultury. To właśnie tutaj miała mieć dzisiaj próbę z chórem voci d'angelo, z którym współpracowała od dawna. Tego dnia była w podłym nastroju. Posprzeczali się z Arturem, jak zwykle o jakąś pierdołę, co w jej odmiennym stanie zdarzało się dość często. Oboje tłumaczyli sobie, że to tylko wina hormonów i w głębi duszy Maja podziwiała Artura za to, że wytrzymuje to wszystko, jednak z drugiej strony obawiała się, że to nie jest wina tylko i wyłącznie hormonów i że to źle prognozuje na przyszłość. Odrzucała tę myśl jak najdalej, lecz kiedy Artur wyskakiwał z coraz to nowymi pomysłami nadopiekuńczości, niemal wychodziła z siebie i stawała obok. Zaparkowała i podjechała wózkiem pod budynek domu kultury. Wjechała do środka i stanęła przy windzie, ponieważ próba miała odbyć się na drugim piętrze. Spojrzała na drzwi windy i mina jej zrzedła. Na drzwiach windy widniało ogłoszenie:
– Informujemy, że do końca tygodnia winda pozostaje do wglądu konserwatora. Przepraszamy.
– No pięknie! To jak ja się dostanę na to cholerne drugie piętro?

– Fuknęła pod nosem. Już miała podjechać do sekretariatu, gdy nagle zobaczyła jakiegoś mężczyznę. Szedł spiesznie, w dobrze skrojonym garniturze, porządnie ułożonymi na żel włosami. Nie wiedzieć czemu, jego wygląd zrobił na niej dobre wrażenie i to właśnie jego postanowiła poprosić o pomoc.
– Przepraszam! Przepraszam pana bardzo….Yyyyy.

– Odwrócił się niespiesznie mocno zdezorientowany, jak by oderwała go od jakiegoś ważnego zajęcia.
– Tak? Słucham panią?
– Ja…Mam takie pytanie, bo…Widzi pan…Echhh, nie wiem jak to powiedzieć…
– Tak?

– Zbliżył się i podszedł stając naprzeciw wózka.
– Muszę się dostać na drugie piętro tego gmachu, winda niestety nie działa i…

– Mężczyzna wypuścił ustami powietrze, najwyraźniej kalkulując, czy jest w stanie podołać wniesieniu młodej, być może nie zbyt ciężkiej kobiety, ale z pewnością na sporo cięższym wózku. Maja otaksowała go wzrokiem i stwierdziła, że nie należy on do strong manów, więc nie zdziwiłaby się specjalnie, gdyby odmówił.
– Widzi pani, bo ja…Ja…No…Znaczy, ja nie wiem ja…Nigdy nie miałem do czynienia z osobami tak niepełnosprawnymi, to znaczy chodzi mi o to, że…
– W porządku, jeśli ma pan coś przeciw, proszę po prostu powiedzieć, poproszę kogoś z sekretariatu.
– Nie, to nie chodzi o to, a nawet jeśli to nie dlatego, że jestem jakiś uprzedzony do niepełnosprawnych tylko ja…Nie chciałbym pani bardziej uszkodzić, jak mam pani pomóc?

– Roześmiała się wesoło.
– Bardziej już się nie da, spokojnie. Mógłby pan mnie po prostu zanieść, a wózek, no to…
– Wózek to nie problem, po prostu nie chciałbym w czymś uchybić, może po prostu wezmę panią razem z wózkiem na ręce?
– Niee, proszę szanować też swój kręgosłup. Gdyby mógł pan wziąć mnie na ręce, w sali posadzić na jakieś krzesło, a potem przetransportować ewentualnie mój wózek, chociaż to nie jest konieczne, bo potem tak samo musiałabym dostać się tu z powrotem, ale wtedy pofatyguję kogoś z próby.
– Z próby?

– Zdziwił się jeszcze mocniej.
– Tak. Przyjechałam tu na próbę chóru, jestem jednym z głównych sopranów.
– Ja dzisiaj miałem zacząć jako tenor w zastępstwie Krystiana Dąbka z jego polecenia.
– Ach taaak!

– Maja roześmiała się szeroko.
– W takim razie miło mi poznać. Mam na imię Maja.
– Mateusz Kos, również mi miło.
– To może spróbujemy przedostać się na to cholerne, drugie piętro, jeśli nie chcemy się spóźnić na próbę? Muszę pana uprzedzić, że nasza dyrygentka Małgosia Biel jest bardzo wymagająca i jeżeli nie chce pan zaleźć jej za skórę, to lepiej już chodźmy.
– No dobrze…

– Powiedział szybko, niepewnie biorąc Maję na ręce i szybko, ale ostrożnie idąc z nią po schodach.
– Tutaj będzie pan siedział, tu miejsce tenorów, natomiast mnie proszę usadzić tutaj.

– Wskazywała ręką na krzesła w oddalonych od siebie rzędach.
– Się robi.

– Gdy Maja już siedziała, nie mogła się oprzeć, żeby nie obserwować nowego kolegi. Wyjął z torby nuty i nucił swoje partię ze znanych jej utworów pod nosem.
– Długo zajęło panu, żeby ogarnąć cały nasz repertuar w zastępstwie za Krystiana?
– Co? Yyyy, niee, raczej nie. Śpiewam z zamiłowania, nie z przymusu i każdego nowego utworu, czy to jeśli chodzi o występy solowe, czy też o partie w danym głosie uczę się bardzo chętnie i szybko.
– To wspaniale. Właśnie takich ludzi muzyka śpiewana potrzebuje.

– Zachęciła go uśmiechem do rozmowy.
– A czy pani dyrygent, to jest…Yyyy…Chciałem zapytać, czy ona…Czy trudno jest, kiedy odpytuje z repertuaru?
– Zazwyczaj nie, szczegółowa do przesady bywa przed koncertami. Jeżeli potrafisz dobrze śpiewać, nie powinieneś mieć problemów.
– Dzięki, w sumie to nawet pocieszające co mówisz.
– Przeważnie lubimy straszyć nowych, żeby nie robili sobie nie wiadomo jakiej nadziei i nie podchodzili do prób i koncertów na odwal się, ale ty mi pomogłeś, więc nie miałabym serca.

– Roześmiał się.
– No to mam farta. Litość, czy wdzięczność, nieważne, dziękuję. Jeśli chodzi o pomoc, możesz na nią liczyć również kiedy skończy się próba.
– Och! Na prawdę? Jesteś przesympatyczny. Dziękuję.
– Nie ma sprawy, ale w zamian za to, umówimy się kiedyś na kawę.

– Maja uniosła brwi i nieco się zmieszała.
– No…Yyyy…Na razie nie mogę pić kawy. Spodziewam się bliźniąt, a poza tym żaden podryw w moim przypadku nie wchodzi w grę, ponieważ jestem mężatką.
– Nie ma problemu, żadnych takich z mojej strony, a co do picia kawy, może być i herbata

– Uśmiechnął się.

– Miłą rozmowę przerwali im chórzyści, którzy zaczęli się schodzić i robić niesamowity gwar rozmowami między sobą. Każde z nich wymieniało się spostrzeżeniami apropo repertuaru i sprawdzaniem wzajemnych umiejętności w jego nuceniu. Gdy weszła dyrygentka, rozmowy ucichły i próba zaczęła się na dobre. Nowy tenor przeszedł pomyślnie test, dzięki czemu mógł spokojnie zastąpić Krystiana. Kiedy próba się skończyła i wszyscy się rozeszli, Mateusz podszedł do Maji i wziął ją na ręce.
– No to jak, zbieramy się?
– Pewnie. Muszę ugotować mężowi obiad.
– Cóż za przykładna żona.
– Ooo nie nie. Do przykładnej to mi bardzo daleko. Mój mąż gotuje o wieeeele wiele lepiej ode mnie mimo tego, że ma pracę bardziej odpowiedzialną niż moja.
– Tak? A jaką?
– Pytasz o pracę moją, czy męża?
– O jedno i drugie.
– On jest lekarzem karetki pogotowia, a ja pracuję jako przedszkolanka w przedszkolu integracyjnym.
– Niezła para. To gdzie wyście się spotkali?
– Aaaaa, to dłuższa historia, może kiedyś ci ją opowiem.
– No właśnie, najbliższą okazję będziesz miała przy okazji naszej herbatki.

– Szczebiocząc jak skowronki dotarli na dół i uśmiech Majki znikł, kiedy zobaczyła Artura. Siedział na kanapie czytając jedną z pozostawionych na stoliku obok ulotek. Kiedy zobaczył Maję w ramionach młodego mężczyzny, zdenerwował się nie wiedząc co myśleć.
– Artur? Co ty tu robisz?
– Ja? Ja po prostu najzwyczajniej w świecie przyszedłem odebrać swoją żonę z próby śpiewu.
– Ale przecież…Miałeś dyżur.
– No miałem, ale już skończyłem.
– Artur, ale po co, przecież jestem samochodem, dałabym sobie radę.
– No właśnie widzę, że świetnie sobie tu radzisz. Czy to tak na każdej próbie?
– Artur, uspokój się, to nie tak…Winda się popsuła i…
– Czekam w aucie, daj kluczyki.

– Maja poczuła, jak opada z sił. Żadne tłumaczenia do Artura nie trafiały. Może sytuacja wyglądała jednoznacznie, ale przecież widział na pewno jej wózek, który stał niedaleko. Czy nie mógł logicznie pomyśleć? Podała rozzłoszczonemu Górze kluczyki i oddalił się obrzucając Mateusza nienawistnym spojrzeniem.
– Przyjemniaczek z tego twojego męża. Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
– On nie jest złym człowiekiem. Muchy by nie skrzywdził. Tylko los go w życiu nie oszczędza i…Bardzo się boi, że mnie straci. Jego zazdrość jest póki co wytłumaczalna, ale zazdrość i nadopiekuńczość związana z ciążą i niepełnosprawnością, to wszystko w połączeniu, nie wiem jak to zniosę…

– Usadowiła się na wózku i ruszyła powoli do wyjścia z budynku.
– Jak uważasz. Masz tu moją wizytówkę, to tak w związku z tą herbatą i może…Kto wie…Może wzajemnie czasem byśmy coś poćwiczyli? Tylko uprzedź swojego męża, żeby się tak nie denerwował niepotrzebnie, jak teraz.
– Dzięki za dobre rady. Lecę już, muszę mu to wszystko wytłumaczyć.

3 replies on “Rozdział 8”

no raczej nie inaczej, zapowiada się bardzo ciekawie i interesujonco, a tak swoją drogą to jestem ciekawy czy Maja zdradzi biednego Artura?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink