Categories
Moje fanfiction

Rozdział 27

– Drzwi gabinetu Artura Góry trzasnęły złowieszczo, po czym dało się słyszeć stukot obcasów.
– Kubicka, tyle razy prosiłem, żebyś zmieniała obuwie, parkiet się rysuje…

– Zaczął, ale natychmiast urwał, gdy obrucił głowę w stronę gościa i zobaczył żonę Adama Wszołka. W mocno zaawansowanej ciąży.
– Basia? Coś się stało? Coś z Adamem?

– Drzwi gabinetu Artura Góry trzasnęły złowieszczo, po czym dało się słyszeć stukot obcasów.
– Kubicka, tyle razy prosiłem, żebyś zmieniała obuwie, parkiet się rysuje…

– Zaczął, ale natychmiast urwał, gdy obrucił głowę w stronę gościa i zobaczył żonę Adama Wszołka. W mocno zaawansowanej ciąży.
– Basia? Coś się stało? Coś z Adamem?
– Ja do pana, doktorze. Prywatnie.

– Odpowiedziała, a w jej głosie słychać było nieprzenikniony chłód.
– Nadal nie rozumiem … O co chodzi?
– Ależ owszem. Bardzo dobrze pan rozumie.

– Artur podniósł głowę znad papierów i spojrzał odważnie w oczy Basi Wszołek.
– Ach tak. Adam mi mówił, że możesz być zła za to co stało się … Z mojej winy Maji.
– Zła? Raczy pan żartować. Moja siostra nieomal straciła przez pana życie!
– Chwileczkę … Nie wiedziałem, że jest uczulona na orzechy, to po pierwsze … Po drugie byłem na miejscu i …
– No właśnie, i co? Wezwał pan pogotowie!
– A co, miałem wezwać policję? Przepisy jasno mówią, że w każdej sytuacji zagrażającej życiu należy wezwać pogotowie…
– Czy myśli pan doktorze, że jest pan zabawny? Ja w tej chwili bynajmniej nie mam ochoty na żarty!
– Ależ ja jestem jak najbardziej poważny. Udzieliłem pomocy Maji, jak tylko potrafiłem to zrobić najlepiej w warunkach, w jakich się znajdowaliśmy.
– To znaczy?
– Z całym szacunkiem Basiu, ale nie popełniłem żadnego wykroczenia, abyś miała prawo podejrzewać mnie o zaniechanie jakichś czynności.
– Doktorze, dobrze. Powiem panu co ja o tym wszystkim myślę. Maja jest młodziutka. Całe życie przed nią. Odkąt pojawił się w nim pan, ciągle coś złego się jej przytrafia. Najpierw zaatakowała ją Lidka, przez pańskie romanse w pracy, teraz ta sytuacja z tortem orzechowym … Rządam, żeby dał pan święty spokój mojej siostrze i pozwolił jej się skupić na tym, co kocha najbardziej. Na pracy z dziećmi, na sobie … W końcu po to tu przyjechała Już dosyć w swoim życiu przeszła, a teraz pan, wciąga ją nieustannie w jakieś tarapaty..

– Artur słuchał z otwartymi ustami, które otwierały się jeszcze bardziej, z każdym kolejnym zdaniem wypowiadanym przez Basię.
– Słucham? To jest jakiś żart Basiu?
– Żaden żart. Maja przy panu bardzo się zmieniła. To nie jest ta dziewczyna, którą do tej pory znałam! Jest pan świetnym lekarzem i kierownikiem stacji, ale to wszystko! Pan nie nadaje się do jakiegokolwiek związku z kobietą … Proszę zostawić w spokoju Majkę i nie robić sobie nadziei. Nie pozwolę na to, by zawrócił jej pan w głowie! Nie daj Boże skończy jak Renata i prawie jak Lidka! No co! Co się pan tak na mnie patrzy? Zabolało? Prawda zawsze boli. Każda kobieta, którą próbuje pan usidlić traci życie, albo jest na granicy śmierci. Nie pozwolę, żeby to samo spotkało moją siostrę! Już raz prawie ją straciłam! Rozumie pan to? Jeżeli jeszcze raz się pan do niej zbliży, będę wiedziała co zrobić, żeby to zmienić…

– Zakończyła i nie patrząc na niego, odwróciła się i wybiegła, z jeszcze głośniejszym trzaskiem drzwi, niż tym, który obwieścił jej wejście.

– Artur był w ogromnym szoku, niezdolny choćby poruszyć się na krześle. Słowa Basi zabolały go bardzo. Niespodziewał się, że ta ciepła zazwyczaj kobieta, która często pomagała im również w stacji, kobieta, o której Adam nigdy nie wypowiedział choćby jednego złego słowa, ma w sobie tyle jadu i goryczy. Z pewnością kierowały nią emocje i siostrzana miłość, troska, jednak czy były to wystarczające uprawnienia, by wbić mu sztylet prosto w serce? Czy gdyby Maja byłaby świadkiem tej sytuacji, dopuściłaby do tego? Jest przecież dorosła i jej starsza siostra nie ma prawa decydować o tym, z kim może się spotykać. A z drugiej strony, coś w słowach Basi było prawdziwe. Żadna z kobiet, która mu zaufała, nie została przy nim na dłużej. Renata zginęła, Lidia prawie się zabiła… Byćmoże Basia miała rację. Być może nie powinien był sprawić, żeby oboje z Mają się do siebie przywiązali. Właściwie sam nie wiedział, w jaką stronę posuwa się ich relacja. Nigdy nie pozwolili sobie na zbyt wielką bliskość, jak trzymanie się za dłonie, czy choćby przelotne całusy w policzek. Mieli za sobą kilka spotkań, podczas których wspaniale im się gawędziło, oboje potrafili rozbawić się do łez. Maja była piękną kobietą. Arturowi wiele razy wydawało się, że nazbyt piękną, by mógł kiedykolwiek spróbować się w niej zakochać, czyteż pozwolić jej na to. Marzył o tym, bo w istocie nie przeszkadzała mu jej niepełnosprawność. Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że dzięki temu jest jakaś niezwykła. Inna niż wszystkie kobiety, które do tej pory znał w swoim życiu. Nie onieśmielała go aż tak bardzo, zachęcała do kontaktu ze sobą, a przede wszystkim, była bardzo samodzielna, szczera i otwarta.
– Nie do cholery! Nie tym razem! Nie mogę tego spartaczyć!

– Wrzasnął waląc pięściami w biórko.

– Wstał energicznie i wybiegł ze stacji. Wsiadł do auta i ruszył z piskiem opon. Już wiedział, gdzie musi pojechać i co pomoże mu ukoić rozedrgane nerwy. Kilkanaście minut później, znalazł się na cmentarzu. Zaparkował w bezpiecznym miejscu, a na stoisku nieopodal cmentarza kupił znicz i kwiaty. Szedł powoli, w skupieniu obserwując cmentarne alejki.
– Renata Nowakowska. Żyła lat 32.

– Odczytał na głos, po czym skierował się w stronę grobu. Uprzątnął uschnięte kwiaty i wypalone znicze. Włożył świerze kwiaty i zapalił znicz, a potem przysiadł na ławeczce zamyślając się głęboko.
– Czy ty też sądzisz tak jak Basia? Czy to wszystko, co zdarzyło się tobie, Lidce, to wszystko moja wina? Naprawdę jestem człowiekiem, który ściąga na ludzi same nieszczęścia? Renata, proszę, powiedz co mam zrobić. Tak dawno tu nie byłem … Boję się ciebie tu odwiedzać. Boję się, że wrócą te sny, w których byliśmy szczęśliwi. Gdy wracają, nie jestem w stanie skupić się na tym, co robię, nie umiem przestać myśleć o tobie. Nadal nie zawsze potrafię pogodzić się z tym, że umarłaś tak młodo. Przecież świetny był z ciebie ratownik … Co ja plotę, ratowniczka. Gdybym wtedy, namówił cię na te badania … Żyłabyś, może moglibyśmy być nawet szczęśliwi. Przepraszam, że brakło mi odwagi i że przychodzę dopiero teraz, gdy to ja potrzebuję pomocy, bo nie wiem co zrobić. Może to, coprzydarzyło się Maji i Lidce, to przez to, że nie byłem w stanie dokończyć niezałatwionych między mną, a tobą spraw? Może to były znaki od ciebie. Kazałaś mi przyjść tu, pożegnać tamtą miłość i siebie. Raz na zawsze? Nie wiem, czy dobrze myślę, ale jeśli tak … Jeśli tego chcesz … Zrobię to. Zapomnę o tej miłości. Zawsze będę pamiętał, jak wiele zrobiłaś dla ludzi. Byłaś świetna … Najlepsza w tym, co robiłaś. Pewnie teraz robisz to samo, tyle, że z nieba. Mam taką nadzieję i z całego serca wierzę w to. To, że tu jestem, to też nie jest przypadek. Myślisz, że powinienem o nią walczyć? Że ktoś taki jak ja, zasługuje na szczęście? Przecież ja … Co we mnie męzkiego. Nie jestem ani w połowie odważnym Banachem, czy porywczym w zazdrości i romantycznym Strzeleckim … Jestem dziwny, przecież wiesz. Wielu rzeczy się boję … Nazbyt wielu … Ukrywam się przed ludźmi, a przecież tak bardzo nie lubię być sam … Mam problem, żeby powiedzieć co tak naprawdę mi nieraz na sercu leży … Czy można mnie pokochać takiego jakim jestem? Czy ona … Maja … Napewno o niej wiesz. Byćmoże zesłałaś ją na moją drogę życia, nie wiem … Czy ona i ja … Mamy szansę? Wiem, że dzisiaj … Kiedy żona Wszołka wparowała do mojego gabinetu, powinienem był coś zrobić … Powiedzieć … Ale nie umiałem … Zatkało mnie. Powiedz, daj jakiś znak. Mam o nią walczyć? Czy pozwolić Baśce, żeby rządziła tą znajomością?

– Otarł rękawem kilka łez, które spłynęły mu z oczu na policzki. Patrzył w skupieniu na zdjęcie Renaty, widniejące na nagrobnej tablicy, gdy nagle usłyszał jakiś szmer. Zwrócił głowę w odpowiednim kierunku i zauważył maleńkiego wróbla, który usiłował ogrzać się przy wątłym płomieniu znicza. Uśmiechnął się do niego ciepło, a potem równie ciepłym uśmiechem obdarzył zdjęcie Renaty.
– Dziękuję ci. Z całego serca dziękuję za tego wróbla. To chyba twoja odpowiedź. Mam nadzieję, że pozytywna. Obiecuję, że jeśli wszystko mi się uda, to wrócę tu i oficjalnie pożegnam przeszłość.

– Ukląkł i pomodlił się, a po chwili złożył czuły pocałunek na zdjęciu zmarłej Renaty. Poczekał kilka chwil, a potem odszedł w stronę swego samochodu.

4 replies on “Rozdział 27”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink