Categories
Moje fanfiction

Rozdział 25

Artur już od dawna nosił się z zamiarem odwiedzenia Maji w jej domu. Nie rozmawiał z nią od czasu sylwestrowej imprezy. Miał z tego powodu małe wyrzuty sumienia, bo przecież powinien. Dogadywali się coraz lepiej, mogłoby z tego być coś naprawdę fajnego.
– Gdybym tylko w końcu zaczął być facetem i przestał się wszystkiego bać!

– Wykrzyczał do swojego odbicia w lustrze.

Artur już od dawna nosił się z zamiarem odwiedzenia Maji w jej domu. Nie rozmawiał z nią od czasu sylwestrowej imprezy. Miał z tego powodu małe wyrzuty sumienia, bo przecież powinien. Dogadywali się coraz lepiej, mogłoby z tego być coś naprawdę fajnego.
– Gdybym tylko w końcu zaczął być facetem i przestał się wszystkiego bać!

– Wykrzyczał do swojego odbicia w lustrze.

– Wstał energicznie z łóżka i pomaszerował do łazienki. Wziął długą kąpiel, z dodatkiem dużej ilości pachnącego płynu. Z namaszczeniem szorował nażelowaną gąbką swoje ciało, a po wyjściu z wanny, ogolił się staranniej niż kiedykolwiek w życiu, użył wody po goleniu. Dopiero co umyte włosy przeszły proces żelowania. Kiedy poraz setny przejrzał się w lustrze i w końcu był zadowolony z własnego wyglądu, pobiegł do swojej sypialni i wyciągnął z szafy odświętny garnitur.
– Jakie to szczęście, że niedawno robiąc pranie, wrzuciłem również ten garnitur.

– Rzekł znów do siebie uśmiechając się szeroko.

– Kiedy był już w zupełności gotowy i siedział w samochodzie, wyciągnął z maleńkiego schowka wizytówkę Maji. Przypomniał sobie, że dała mu ją, podczas pamiętnej, wspólnej herbaty w jego gabinecie, kiedy grypa rozbierała go na dobre.
– Maja Mazur.

– Przeczytał, a w jego głowie automatycznie pojawiło się wspomnienie ich pierwszego, nie do końca udanego spotkania, gdy się mu przedstawiła.
– Maja Mazur, niestety nie doktor, ani profesor.

– Uśmiechnął się do tego wspomnienia i jeszcze raz spojrzał na wizytówkę, kna której prócz numeru telefonu widniał jej adres.
– Staszica 15/3

– Odczytał i zapalił silnik. W połowie drogi, zatrzymał się przy kwiaciarni. Wszedł do środka rozglądając się.
– W czym mogę pomóc?

– Zapytała uprzejmie młoda pracownica.
– Szukam kwiatów.
– To znalazł się pan w odpowiednim miejscu.
– No, tak…

– Odparł, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ze swojej poprzedniej, beznadziejnej odpowiedzi.
– A jakich kwiatów pan szuka?

– Drążyła kobieta, chcąc pomóc mężczyźnie, który wydawał się zagubiony.
– Dla kobiety … Nie, dla pięknej i wyjątkowej kobiety.
– Rozumiem. A jakie ona lubi kwiaty?
– No … Tego jeszcze nie wiem …
– Czy to państwa pierwsza randka?
– A sam nie wiem co to będzie. Może.

– Kobieta była trochę zdziwiona odpowiedziami Artura, gdyż nie wskazywały one na to, że szybko uda jej się mu pomóc wybrać odpowiedni bukiet.
– W takim razie, może lepiej kupić coś słodkiego?
– A co mogłaby mi pani polecić?
– No sama nie wiem. Może jakiś tort, albo ciasto?
– To proszę podać i ten tort, i to ciasto.

– Kobieta była zbita z tropu. Albo ten mężczyzna był wariatem, albo tak bardzo stresuje się spotkaniem ze swoją kobietą, że sam nie wie co plecie.
– Proszę pana … W kwiaciarni nie sprzedajemy ciasta. Miałam na myśli, by udał się pan do cukierni, skoro nie wie, jakie kwiaty lubi ukochana.
– Aaaa! No taak! Tak, bardzo przepraszam … Ma pani rację!

– Powiedział, śmiejąc się nerwowo i czerwieniąc, a potem czym prędzej opuścił kwiaciarnię i ruszył jak wariat.

– Wstąpił więc do cukierni i kupił tort orzechowy. Był to jego ulubiony smak i pokładał ogromną nadzieję, że i Maji zasmakuje.
– Właściwie, sam mogłem wpaść na to, żeby coś upiec.

– Pomyślał odbierając pakunek z ciastem i maszerując do auta.

– Po dwudziestu minutach, znalazł się pod adresem z wizytówki. Zaparkował nieopodal i wszedł do bloku o numerze 15. Jak się domyślał, mieszkanie numer trzy, musiało mieścić się na parterze zważając na to, że Maja jeździła na wózku. Nie pomylił się, były to ostatnie drzwi, na końcu korytarza. Stał chwilę z łomoczącym sercem w klatce piersiowej, zanim odważył się nacisnąć dzwonek do drzwi. Gdy w końcu to zrobił, odpowiedziało mu ujadanie Kseny, biszkoptowej labradorki Maji.
– Cholera? Może jej nie ma w domu? Mogłem wcześniej zadzwonić.

– Nacisnął dzwonek jeszcze raz, a gdy przez dłuższy czas drzwi nadal nie otwierały się, już miał odchodzić. Jednak powstrzymał się, kiedy usłyszał przekręcanie klucza w zamku, od wewnętrznej stronydrzwi, po czym ukazała się w nich Maja.
– Artur? Ojej … Co ty tu robisz?
– Witaj … Ja … Chciałem cię … Przeprosić …Uznałem, że powinniśmy porozmawiać, przepraszam, że dopiero teraz, ale … Miałem mnóstwo spraw: Chowaniec, mysz, Banach z dzieckiem i …
– Spokojnie, Artur, nie denerwuj się tak. Wejdź, proszę. Przepraszam, mam bałagan, nie zdążyłam posprzątać. Miałam tu ostatnio mały remont.

– Artur wszedł do środka, nieco się uspokajając i przywołując uśmiech na twarz.
– Nie przejmuj się bałaganem. Z resztą, nie jest tak źle. U mnie często bywa gorzej.
– To znaczy? Jak często?
– No … Najczęściej jak wracam do domu, żeby się w nim przespać i zjeść coś na szybko … Sterty brudnych garów, ubrań … Sama rozumiesz.
– U mnie aż tak źle nie bywa, ale powiedzmy, że mogę sobie to wyobrazić.

– Powiedziała śmiejąc się.
– Przyniosłem ciasto. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało.
– Ciasto? To wspaniale! Od rana chodzi za mną coś słodkiego! Pędzę zrobić coś do picia. Na co masz ochotę?
– Kawę poproszę.
– Rozpuszczalną? Czy sypaną? A może zbożową? Mam też kawę trzy w jednym i inkę.
– Noo! Prawdziwa smakoszka kawy z ciebie. Poproszę kawę rozpuszczalną, do niej dwie łyżeczki cukru i odrobinkę mleczka.
– Tak jest.

– Odrzekła i wprowadzając gościa do salonu, sama pojechała zająć się przygotowaniem kawy.

– Ksena dumnie wkroczyła do pokoju, obwąchując gościa swojej pani, po czym uznawszy, że nie ma w nim nic bynajmniej ciekawego, wycofała się za mają do kuchni. Po kilkunastu minutach, Maja wjechała z tacą, na której pysznił się pokrojony tort orzechowy, a przy nim dwie filiżanki parującej kawy.
– Proszę bardzo. Gotowe, częstuj się.

– Rzekła przesiadając się z wózka na kanapę, obok Artura.
– To może chwilę poczekać. Maju … Ja … Chciałbym cię serdecznie przeprosić, za tego sylwestra, bo widzisz … Ja zupełnie nie miałem pojęcia, że Chowaniec … To znaczy Lidka…
– Artur. W porządku, nie wracajmy już do tego. Fakt, nie było to przyjeme, gdy szklanka wódki rozbiła się na mojej twarzy, ale … Na szczęście blizn nie mam.
– Posłuchaj, ja … Nie wiem co sobie wtedy pomyślałaś, ale … To wszystko co mówiła Lidka, to kłamstwo. Nikogo nie wykorzystałem, nie uwiodłem … Mieliśmy ze sobą jednorazowy incydęt, który nie powinien się wydarzyć…
– Artur. Dość, proszę, przestań wracać do tamtej nocy. Nie chcę się w to mieszać, przeprosiłeś, nie wchodźmy w szczegóły.
– Lidka też by chciała to zrobić, bo widzisz … Po tym wszystkim, chciała popełnić samobójstwo…
– Przykro mi. A co do przeprosin, niewykluczone, że kiedyś jej się to uda…

– Skwitowała Maja upijając łyk kawy.
– aaa, masz rację, co będziemy sobie humory psuć przy tak pysznej kawie i cieście.
– No, właśnie. Wreszcie mądrze prawisz Artur.

– Odrzekła odzyskując uśmiech.
– No i co z tą pracą w przedszkolu? Wiadomo coś?

– Zmienił temat Góra.
– Noo! No właśnie! Bo widzisz, z tego wszystkiego, to zapomniałam ci powiedzieć, a Basi i Adamowi się już chwaliłam. Dostałam tę pracę! Udało się!
– Wspaniale! Gratuluję! Bardzo się cieszę. Wiedziałem, że ci się uda, to była tylko kwestia czasu.
– Dziękuję. To krzepiące słowa. Ty i Basia z Adamem jako jedyni nie wątpiliście w to, że mi się uda. Może to dlatego? Tak bardzo tęsknię za dzieciakami i za pracą z nimi. Takie maluchy chłoną wiedzę jak gąbka…

– Mówiła przejęta, biorąc duży kęs tortu orzechowego.

– Po kilku chwilach zamilkła nagle, w panice poszukując husteczki, gdyż dostała gwałtownego kataru.
– Maju? Wszystko w porządku?
– O Jezu … Artur … Zapomniałam zapytać, czy … Czy to było ciasto orzechowe?
– Tak … O do Trzech Strzeleckich i jednego Wszołka! Tylko mi nie mów, że masz uczulenie!
– Od dzieciństwa. Chyba jest coraz gorzej … Wargi mnie pieką, szczypią, mrowią …
– O matko jedyna! Powinienem był odrazu zapytać, albo powiedzieć, jakie to ciasto…
– Skąd mogłeś wiedzieć …

– Mówiła już ledwo słyszalnym głosem, gdyż powoli zaczął występować obrzęk dróg oddechowych.
– Jezus Maria! Dziewczyno, tylko mi tu nie umieraj! Czy masz w domu adrenalinę?

– Pokręciła przecząco głową.
– Cholera jasna i wszyscy święci! Siedź, siedź spokojnie! Już wzywam pogotowie.

– Krzyczał w panice szukając w kieszeniach telefonu komórkowego.
– Halo? Halo! Artur Góra, pogotowie ratunkowe … yyyy, co ja mówię, zboczenie zawodowe. Ruda? Przyślij mi tu podstawę … Jak to gdzie! No tutaj! … Znaczy, Staszica 15/3! Nagła reakcja alergiczna na orzechy u kobiety, jestem na miejscu, dawaj mi tu podstawę, byle szybko!

– 23 p pojawiło się w niecałe 8 minut od wezwania przez doktora Górę. Do mieszkania wbiegli Adam wszołek i Michał Oleśkiewicz zwany Miśkiem.
– Wszołek? Co ty tu robisz?
– Chciałbym o to samo spytać pana, doktorze.
– Nie ma czasu na gadanie, adrenalina, szybciej! Szybciej mówię! A ty Misiek, parametry.
– Się robi.

– Adam i Misiek zajęli się ratowaniem życia Maji, wykonując polecenia pod dyktando Góry.
– Jeszcze dwie jednostki. Mało brakowało, a byłbym zmuszony zrobić tracheotomię.
– Doktorze … Jak to się dzieje, że siostrze Basi dzieją się takie rzeczy przy panu?
– Skąd ja mam wiedzieć Wszołek, no skąd? Przecież gdybym wiedział, że ona ma uczulenie na te cholerne orzechy, to kupiłbym tort truskawkowy!
– To może trzeba było zapytać?
– Nie zdążyłem, nie było kiedy!
– A pomyślał pan o mnie? Co ja teraz powiem Basi?
– Nie rozumiem. A co chcesz powiedzieć?
– Muszę powiedzieć prawdę. Że pan tutaj był, jedliście ciasto, Basia pana nie lubi. Przepraszam, ale musiałem to panu powiedzieć. Kocha Maję nad życie i jest przeciwna temu, żeby pan zadawał się z Majką.
– Słucham? Zamieniłeś się z głupkiem na rozumy Wszołek?
– Ja tylko ostrzegam, żeby potem nie miał pan nieprzyjemności w szpitalu, albo kiedykolwiek. Basia twierdzi, że jej siostra nie jest z panem bezpieczna, za dużo jej się złego przytrafia.
– No, coś w tym jest, ściągam na nią same nieszczęścia, ale pani Wszołek nie będzie mi mówiła, z kim mogę się spotykać, a z kim nie! Jej siostra również jest już dużą dziewczynką i…
– Dobrze, doktorze. Powie pan to Basi jak będzie trzeba, a teraz jedźmy.

9 replies on “Rozdział 25”

Tak apropo michała oleśkiewicza to tak w realu to taki programista co naprzykład iple downloader i inne tego typu rzeczy pisze

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink