Categories
Moje fanfiction

Rozdział 23

Artur siedział przygnębiony w swoim gabinecie w stacji. Od kilku dni, niemal nie jadł i nie spał. Wyrzuty sumienia zżerały go do granic możliwości.Zastanawiał się, czy jednak nie dawał Lidce dwojakich znaków, które pozwalałyby jej się w nim rozkochać? Może, nie wystarczająco dosadnie powiedział jej wcześniej, że nigdy nie będą razem? Może gdyby był bardziej stanowczy, to Lidka teraz nie leżałaby w szpitalu? Usłyszał stukanie do drzwi.
– Proszę!
– Dzień dobry doktorze. Ja, przyszedłem, bo… Doktorze, to nie jest pana wina. To znaczy … Nie tylko pana wina. Wszyscy byliśmy w ogromnym szoku, że Lidka w ogóle zrobiła coś takiego i … W pierwszej kolejności zajęliśmy się ratowaniem jej życia, tamowaliśmy krwawienie.
– Już ty mnie nie pocieszaj Strzelecki. Takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca. I to komu się to przydarzyło? Mnie, Arturowi Górze, który kodeks to w jednym paluszku ma, i wszystkie procedury. Wypiję to piwo, którego naważyłem, jestem gotów ponieść pełną odpowiedzialność za to.

Artur siedział przygnębiony w swoim gabinecie w stacji. Od kilku dni, niemal nie jadł i nie spał. Wyrzuty sumienia zżerały go do granic możliwości.Zastanawiał się, czy jednak nie dawał Lidce dwojakich znaków, które pozwalałyby jej się w nim rozkochać? Może, nie wystarczająco dosadnie powiedział jej wcześniej, że nigdy nie będą razem? Może gdyby był bardziej stanowczy, to Lidka teraz nie leżałaby w szpitalu? Usłyszał stukanie do drzwi.
– Proszę!
– Dzień dobry doktorze. Ja, przyszedłem, bo… Doktorze, to nie jest pana wina. To znaczy … Nie tylko pana wina. Wszyscy byliśmy w ogromnym szoku, że Lidka w ogóle zrobiła coś takiego i … W pierwszej kolejności zajęliśmy się ratowaniem jej życia, tamowaliśmy krwawienie.
– Już ty mnie nie pocieszaj Strzelecki. Takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca. I to komu się to przydarzyło? Mnie, Arturowi Górze, który kodeks to w jednym paluszku ma, i wszystkie procedury. Wypiję to piwo, którego naważyłem, jestem gotów ponieść pełną odpowiedzialność za to.

– Ale my nie możemy na to pozwolić doktorze. Jeżeli panu postawią jakiekolwiek zarzuty, my z Martyną idziemy za panem jak w dym. Jesteśmy tak samo winni tego zaniechania
– To szlachetne Strzelecki, nie powiem, szlachetne. Ale dziękuję, nie oczekuję od nikogo ofiarności i poświęcenia. Za wszelkie zaniechania podczas wezwań odpowiada lekarz!
– No i co zamierza pan zrobić doktorze? Nic nie jeść, nie pić, nie spać, przecież czasu pan nie cofnie. Wiadomo już, czy w jej krwi znaleźli jakieś prochy? Napewno nic nie wzięła.
– Wzięła. Właśnie dlatego osobiście odejdę i złożę wypowiedzenie. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zawieszą i że znajdę uczciwą pracę gdzie indziej.
– Co pan, doktorze oszalał? Jaką pracę gdzie indziej! Co pan pieprzy! Co wzięła.

– Obruszył się Piotr.
– Heparyna. Mówi ci to coś?

– Piotr zamarł z otwartymi ustami.
– Pan żartuje, doktorze?
– A wyglądam?
– Ale … Ale jak to … Skąd?
– Nie wiem. Ale przynajmniej wyjaśniło się, dlaczego krwotok był tak silny. Dlaczego do cholery nie przyszło mi to do głowy!
– Doktorze. Niech pan nie działa pochopnie. Poczekajmy, aż Lidka się wybudzi. Przecież żyje! Gdyby nie pan … Nie przeżyłaby. To pan nalegał, żeby pojechać do niej do domu doktorze. Nie posadzą pana, nie odbiorą prawa do wykonywania zawodu. Wszystko napewno da się wytłumaczyć. Każdy czasem popełnia błędy…
– Dziękuję za te krzepiące słowa. Może coś w tym jest.
– Aa. Doktorze, bo ja … Też tak właściwie to w innej sprawie…
– Nie ma mowy Strzelecki. Nie dam ci urlopu, nie mam już kim grafiku łatać.
– Ale ja … Nie w sprawie urlopu doktorze, bo … Chodzi o to … Słyszał pan o Wiktorze i Annie?
– No pewnie, kto by o tym nie słyszał.
– Naprawdę nic pan nie wie? Anna urodziła dziecko w Zakopanem.
– Jakie dziecko? Przecież ona w ciąży nie była. Zdurniałeś Strzelecki? Prima aprilis w styczniu mi urządzasz, żeby mi humor poprawić?
– Nie no, co pan. Jak mi pan nie wierzy, proszę dzwonić do Banacha. Takie malutkie, różowiutkie … Wcześniak, dziewczynka. Podobno ma na imię Pola
– A co to za imię … Pola. Z kosmosu chyba … Wszystkie dzieci będą się z niej śmiały. O, Pola coca cola.
– Mnie się tam podoba doktorze.
– A czy Poli się podoba?
– No … yyy … Teraz to chyba sama jeszcze tego nie wie, a za jakieś 18 lat gdyby co, będzie mogła to zmienić.
– Ja to się z wami mam. Chowaniec się zabija, Wiktor rodzi dzieci…
– Chyba Anna. I nie dzieci, tylko dziecko.
– Nie łap mnie za słówka Strzelecki. Zmęczony jestem. Głupoty gadam.
– No … To zanim doktor pójdzie się przespać… Pomyśleliśmy z Martynką, że… Trzeba by zrobić jakąś zrzutkę. Przecież oni zupełnie nie byli gotowi na to dziecko, nie wiedzieli o tej ciąży.
– No i ty mi Strzelecki wytłumacz, jak to możliwe? Że Wiktor nie wiedział, to właściwie nic dziwnego. Banach przeważnie nie wie, na jakim świecie żyje … Wszystkiego się boi …
– Banach? A my mówimy o tym samym Banachu?
– Oj Strzelecki, pożartować sobie nie mogę czy co?
– Dobrze, że humor panu wraca. A co do pytania, to … Nie wiem jak to możliwe, że Anna nic nie wiedziała, nie przeczuła. Nigdy jeszcze nie byłem w ciąży.
– A co, chciałbyś być?
– Chciałbym się dowiedzieć przez co przechodzą kobiety w tym stanie. Być może wtedy zrozumiałbym wszystkie humorki Martyny. No mówię panu, jednego dnia, nie wypuszcza mnie z łóżka i ciągle chce…
– No no no! Nie interesuje mnie to Strzelecki, a co z tym dzieckiem Banacha?
– Aaa … No tak … No, więc może … Jakaś zrzutka? Na najpotrzebniejsze rzeczy dla dzidziusia? Wie pan: wózek, łóżeczko, przewijak, wanienka, ubranka, butelki, smoczki.
– Może odrazu nowy dom, samochód dla Banacha, zoo i plac zabaw dla Polci? Strzelecki, skąd weźmiemy na to pieniądze? Rozbijemy bank?
– Nie no … Banku może nie, ale … Mam pewien pomysł …
– Pewien ktoś miał kiedyś pomysł, wcisnął enter i rozwalił waltrey center. Ty masz podobny charakter Strzelecki, aż się boję co ci się w tej głowie pali.
– Obraża mnie pan doktorze, a ja mówię poważnie. Zawsze nas pan tak straszy, że potrąci nam pan z premi, no to może …

– Góra zaczął się śmiać.
– Noooo Strzeleeeecki! Coraz bardziej mnie zadziwiasz. Pomyślę nad tym, a tym czasem … zająłeś się tym pchlarzem Lidki?
– No, właśnie doktorze, to jest trzecia sprawa, z którą do pana przychodzę… Bo … Chciałbym zabrać gdzieś na weekend Martynę. Akurat tak się złożyło, że ani ja, ani ona mamy w tym czasie wolne i …
– O matko! Strzelecki! Nie! No niee! Tylko nie to! Błagam cię, nie rób mi tego. Ja? Mam jechać do jej domu? Zajmować się futrzastym, zapchlonym, śmierdzącym kocim moczem stworem?
– Doktorze. Ale on, a raczej ona wcale nie śmierdzi. Lidka o to dba … Ma w kuwecie taki specjalny żwirek niwelujący te zapachy. Poza tym, ta kotka chyba jest wykastrowana i nie ma pcheł.
– Ale ja mam alergie na koty! Rozumiesz Strzelecki? A, ler, gię!

– Sylabizując ostatnie słowo, walił pięścią w stół.
– Ale doktorze, to tylko dwa dni, no dobra … Trzy. A może do tego czasu Lidka już…
– Nie! Kategoryczne, nie! Z resztą, zaraz idę do szpitala … Dowiem się, jaki tak właściwie jest stan pani Chowaniec i skończy się to wszystko raz na zawsze! Najpierw Chowaniec, potem Banach i jego nowe dziecko, teraz ten kocór! Szlak mnie z wami wszystkimi trafi!

– Piotrek uśmiechnął się lekko.
– No, tak … To ja … Uciekam już… Karetki same się nie naprawią … Leki nie poukładają…
– Ty, Strzelecki, a od kiedy ty tak do roboty się garniesz?
– Od zawsze doktorze. A pan, niech jedzie do domu. Zje coś, odpocznie.

– Piotr szybko opuścił gabinet Góry, pozostawiając zmęczonego lekarza z problemami w samotności.
– Góra spakował swoje rzeczy. Szybko wyszedł ze stacji i skierował się w stronę szpitala. Był tak zmęczony, że przez chwilę nie mógł się zdecydować na jakim oddziale ma szukać Lidki. Przeszedł przez oddział intęsywnej terapi, chirurgię, aż w końcu uprzytomnił sobie, że Lidka została przeniesiona na internę. Odnalazł salę Lidki i ostrożnie wszedł do środka. Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Jej nadgarstki wciąż pokrywały opatrunki. Artur usiadł przy jej łóżku. Nagle spostrzegł, że otwiera oczy i nieznacznie unosi głowę.
– Lidka? Lidka! Chowaniec? Słyszysz mnie? Halo! Halo, jest tu jakiś lekarz? Halo, siostro, proszę zawołać lekarza!

– Wrzeszczał zrywając się z krzesła i biegając wokół łóżka.

– Do sali szybkim tępem wbiegł doktor Warner.
– Co się dzieje?
– Wybudziła się. Otworzyła oczy, patrzyła na mnie, podniosła głowę.
– To powinien się pan cieszyć, że nie dała panu w twarz.
– Słucham?
– Krzyczy pan niemal na cały oddział. Pacjentkę pewnie jeszcze nieco boli głowa, więc spoliczkowanie byłoby pewnie adekwatne do sytuacji, aczkolwiek niezbyt kulturalne.
– Co pan sobie … Jaja robi doktorze Warner? Kpi pan z powagi sytuacji! Pacjentka się panu wybudziła. Proszę się nią zająć.

– Jakub popatrzył z pobłażaniem na Górę.
– Doktorze … Jak się pan nazywa?
– Artur Góra, pogotowie ratunkowe, bo co!
– Strasznie długie ma pan nazwisko. A więc … Doktorze Góra, pogotowie ratunkowe. Pani Lidia Chowaniec obudziła się już kilka godzin wcześniej. Dochodzi do siebie po bardzo dużej utracie krwi i konsultacji z psychiatrą. Aha, i z całym szacunkiem, jeżeli ktokolwiek robi sobie w tej chwili, jak pan to określił? Jaja, to napewno nie ja… Następnym razem, zanim pan zaalarmuje, to proszę się trzy razy zastanowić.

– Warner wyszedł, zostawiając Górę w kompletnym osłupieniu. Lidka niemal zwijała się ze śmiechu na swoim łóżku.
– Artur! Kocham cię! Ja naprawdę! Z całego serca cię kocham, wiesz? Szkoda, że nigdy nie wyznam ci tego przed ołtarzem.
– Bardzo śmieszne Chowaniec, baaaardzo śmieszne. Sama widzisz co zrobiła z tobą ta miłość. Leżysz obklejona opatrunkami, zamiast ratować ludzkie życie.
– A ty jako jedyny się o mnie martwisz. Jesteś kochany!
– Martwię się, nie z miłości, ale …
– Wiem, wiem. Lubisz mnie. Rozumiem i również za to ci dziękuję.
– Lidka. Do cholery! Co oni ci tu dają? Przed twoją próbą samobójczą prychałaś na mnie jak ten twój kocór, a teraz …
– Kotka doktorku. Wabi się Zula.
– Co za idiotyczne imię! To już nie ma ładniejszych imion dla kotów? Pchełka, Perełka, Mróczka … O, na przykład ja … Jak byłem mały, to miałem kotkę Childegardę. Znalazłem ją w krzakach, nad rzeką. Niestety prędko musieliśmy ją wywieźć do babci, bo okazało się, że mam alergię.
– Childegarda? Doktorku? Miałam jeszcze nadzieję, że jako mały chłopiec, miałeś więcej rozumu, niż szczęścia, ale…
– yyy … Chowaniec, bo … Skoro już tak sobie rozmawiamy to … Strzelecki, Kubicka … Oni nic o tym nie wiedzą, więc gdybyś mogła to … Zachować dla siebie… Wiedzą tylko, że nie nawidzę kotów, co jest z resztą prawdą i …
– Doktorku. Słuchaj, zmieńmy temat. Ja … Bardzo chciałabym cię przeprosić. A zarazem podziękować.
– No fakt. Nie zachowałaś się profesjonalnie podcinając sobie żyły z mojego i Maji powodu, ale … Zapomnijmy o tym. Nie wracajmy.
– Nie da się zapomnieć. Żałuję tego, ale blizny na moich rękach zawsze będą mi o tym przypominać.
– Chowaniec, powiedz mi jedno. Po cholerę wzięłaś te pieprzoną heparynę?
– Pytasz mnie o to, jako Artur, czy jako doktor Góra?
– A co to za różnica?
– Bo wydaje mi się, że doktor Góra wie jak działa heparyna. Zmniejsza krzepliwość krwi. Chciałam mieć pewność, że jeżeli ktokolwiek mnie znajdzie, będę już tylko wspomnieniem dobrego człowieka.
– A skąd wzięłaś heparynę?
– Nie martw się. Nie okradłam zapasów twojej stacji.
– No, mam nadzieję, ale … Coś mi się wydaje, że już niedługo będę kierownikiem stacji.
– Jak to? Co ty mówisz?
– Doprowadziłem do poważnego zaniechania Chowaniec. Coś mnie tknęło kiedy wybiegłaś ode mnie z gabinetu. Cały dzień nie mogłem się na niczym skupić … To dlatego cię znaleźliśmy. Ze Strzeleckim i Kubicką.
– No cóż. Może gdybyś mnie kochał … Byłoby to romantyczne … A tak to … Musiało być straszne. Niemniej, dziękuję. Gdyby nie ty, nie miałabym już szans.
– Przecież nie chciałaś ich mieć.
– Zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam jak o mnie walczysz.

– Roześmiała się ciepło.
– No przecież żartuję doktorku. Zmieniłam zdanie, kiedy tylko się obudziłam i zobaczyłam nad sobą tego anioła.
– Mówisz o doktorze Warnerze?
– No patrz … Nie przedstawił się … Chyba tak.
– Chowaniec, ale on jest za stary dla ciebie. Przecież on jest trochę starszy ode mnie.
– A ty co, zazdrosny jesteś? Przecież mnie nie chcesz doktorku, to co ci robi za różnicę kto mnie poślubi?
– A skąd wiesz, że on cię poślubi?
– Jezu, nie wiem! Wyglądasz na zmęczonego. Żartu nie odróżniasz od powagi.
– To możliwe. Strzelecki mi mówił dzisiaj coś podobnego.
– Doktorku, a tak poważnie … Nie bój się … Nie chcę się na tobie mścić. Twoje, jak to nazwałeś, niedopatrzenie nie dostanie się do izby lekarskiej. Nie będziesz miał sprawy przed sądem lekarskim. Jestem, żyję i … Chciałabym wrócić do karetki, czy…
– Noooo! Chowaniec! Wreszcie zaczynasz gadać jak człowiek! Doskonale wiedziałem, że to cholerne wypowiedzenie trzeba podrzeć na strzępy!
– Czy to znaczy doktorku, że mogę…
– Możesz Lidka! Oczywiście, że możesz! Nieee, ty musisz do nas wrócić! Nie mam kim luk w grafiku zapełniać, Anna i Wiktor urodzili dziecko, w Zakopanem …
– yyyy. Doktorku? Czy ty się dobrze czujesz? Jakie dziecko w Zakopanem?
– Lidka … Ale to prawda … Moje zmęczenie nie ma tu nic do rzeczy…
– Wyjdziesz sam i pojedziesz do domu się przespać? Czy mam poprosić doktora Warnera, żeby cię stąd wyprowadził? Albo zadzwonię, po tę twoją Majkę, odwiezie cię na wózku, odrazu do psychiatryka.
– ty ty, Chowaniec! Ty się tak nie zapędzaj, bo z premi ci polecę!
– Dobra, doktorku. Ale tak poważnie, jedź się przespać, odpocząć, o nic się nie martw, nikt ci stołka w stacji nie podsiądzie. A czy ktoś zajmuje się Zulą?
– Tak, Strzelecki … Ja będę zmuszony w weekend…
– O Boże! Mam nadzieję, że moja kotka to przeżyje.

– Po tych słowach, roześmieli się oboje jednocześnie. Śmieli się długo, zanosząc się i tuląc po przyjacielsku. A potem, doktor Góra, zgodnie z obietnicą, opuścił szpital i pojechał do domu wypocząć.

8 replies on “Rozdział 23”

Anna i wiktor urodzili dziecko
długie ma Pan nazwisko Panie Góra pogotowie ratunkowe
o matko po płakałam się ze śmiechu 😀

Leeeaaa… koooochaaam cię… kocham cie jak nigdy nikogo za ten rozdział 😀 😀
Drugą Polowe rozdziału musiałam iść czytać na kiblu, bo myślałam że ze śmiechu to popuszczę 😀 😀 😀

Boże, shell i ninka mi świadkiem, poce się ze śmiechu, nie mogę złapać dechu. Ja słyszę to wszystko 😀

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink