Po świętach Bożego narodzenia, ratownicy i lekarze wrócili do pracy z nową energią i mnóstwem chęci niesienia pomocy innym. Młodsza część ratownictwa medycznego stacji, raczyła się herbatą i kawą, w oczekiwaniu na kierownika – Artura Górę, który dzień wcześniej zapowiedział, że pragnie wszystkim coś zakomunikować i poprosił, by zebrali się możliwie jak najszybciej następnego dnia. Byli już wszyscy, oczekując z niecierpliwością i niemałym zaciekawieniem, co też tak ważnego, ma im do przekazania Góra. Kilka minut później, wszedł do pomieszczenia i natychmiast oczy wszystkich skierowały się na niego, próbując wyczytać to, co ma im do powiedzenia z wyrazu jego twarzy. Góra zajął miejsce przy stole, pośród zgromadzonych, a następnie chcąc uciszyć jeszcze nieco rozgadany tłumek, stuknął łyżeczką o kubek ze swoją kawą. Zapanowała cisza, niemal idealna, można było usłyszeć rozbudzoną przypadkiem muchę, która błąkała się gdzieś pod sufitem.
– Kochani!
– Zaczął, poprzedzając monolog delikatnym chrząknięciem.
– Mam wam do powiedzenia kilka ważnych rzeczy.
– Na moment przerwał, omiatając wzrokiem twarze zgromadzonych.
– Spokojnie! Nikogo … Jeszcze nie zwalniam! Ale być może niedługo będę do tego zmuszony…
– Urwał spoglądając, jakie wrażenie zrobiło ostatnie zdanie. Uśmiechnął się szelmowsko, widząc przestrach na niektórych twarzach.
– Co tak patrzycie? Nie powiedziałem nic niezgodnego z prawdą. W przyszłym tygodniu, spodziewamy się kontroli. Jeżeli wykryją u nas jakieś nieprawidłowości …
– Zawiesił głos i zrobił kilkusekundową przerwę.
– Jeżeli w papierach znajdą jakieś braki …
– Znowu zawiesił głos.
– Na przykład … Jeżeli ktoś z was, jakimś oczywiście przypadkiem, zapomniał złożyć stosowny podpisik, na grafiku dyżurów, albo na zestawieniu leków z kilku miesięcy wstecz …
– Znowu uśmiechnął się złośliwie widząc, jak wszyscy gorączkowo usiłowali przywołać w swoich głowach obraz dokumentów, na których ostatnio składali podpis.
– Albo jeżeli okaże się, że jakaś karetka. Dajmy na to, 26 s, niezabardzo nadaje się do tego, by jeździć nią ratować ludzkie życie, bo … hmmm … Na przykład siadają w niej hamulce i … Silnik coś chyba nie zawsze chce zaskoczyć?
– Kontynuował, wymownie patrząc na Adama i Piotrka.
– No, ale zaraz, moment. Doktorze. Przecież za to chyba nie możemy polecieć, co? To prawda, 26 s ma pewne problemy, ale w wodzie i w przyrodzie wszystko ma swoją żywotność. Nie damy rady w nieskończoność tego reperować!
– Bronił ich Piotrek.
– Owszem Strzelecki, owszem. Trochę racji masz. Dlatego też będę usiłował przekonać o tym tych, którzy przyjdą to skontrolować. Nowe ambulanse z pewnością się przydadzą, wzamian za te stare wyżeracze paliwa, ale żebym mógł to sukcesywnie zrobić, wszystko inne musi być bez zarzutu. Czy to jasne?
– A co doktor ma na myśli mówiąc: Wszystko inne?
– A to Kubicka, że stacja musi być wysprzątana na błysk. Zgodnie ze standardami uni europejskiej.
– Co takiego?
– Zapytała Basia.
– Znaczy to ni mniej ni więcej … Koniec miłosnych …
– Urwał szukając odpowiedniego słowa na określenie myśli, która rysowała mu się w głowie.
– Ekscesów w karetkach i po kątach, w stacji.
– Ale że … O co doktorowi chodzi?
– Próbował ratować sytuację Piotrek.
– Już ty Strzelecki akurat najlepiej wiesz o co mi chodzi. Co wy sobie myślicie, że ja nie wiem co się tu wyprawia? Ja wszystko widzę, tylko przymykam oko bo … Bo tak właściwie was lubię … Wszystkich.
– Plątał się niezdarnie Góra.
– Aha! I definitywny koniec z walającymi się po stacji kurtkami i butami, które rzucacie gdzie wam się żywnie podoba. A przecież macie od tego szatnie!
– Oj doktorku. Już ty się tak nie czepiaj, jak ta mucha lepu. Czasem się zdarzy, ale to tylko w pośpiechu, kiedy biegniemy ratować ludzkie życie.
– No właśnie! Chowaniec, biegniemy! A tyle razy mówię, nie biegać! Ratując ludzkie życie, nie biegamy, a dlaczego?
– Bo przepisy takie są!
– Wyrecytowali wszyscy zgodnym chórem!
– Bardzo dobrze! I tak ma być! Yyyy … No, co tam jeszcze. W kuchni proszę o utrzymanie w kuchni porządku i czystości. Zlew wiecznie zawalony kubkami po kawie, odpływ zapchany fusami, ludzie! Szanujmy nasze miejsce pracy jak własne domy! Poza tym, kawa to … Niezdrowa jest, na serce szkodzi.
– A ciasteczka to doktor zawsze przecukrzy. Też niezdrowe są, odrazu cukier rośnie od samego patrzenia.
– Odezwał się tym razem Adam.
– A idź ty Wszołek! Jak coś powiesz to już powiesz. Moje ciasteczka? Zasłodkie? Przecukrzone? W ogóle, co to za słowo jest … Przecukrzone, jak już, to zbyt pocukrowane, o!
– Ja tam się zgadzam z Adamem. A i rosół doktor robi też przetłuszczony. Na holesterol działa. Obje się doktor tych ciastek, rosołu, a potem nie nadąża doktor za nami, trochę pan przybrał na wadze ostatnio, co?
– Wszyscy starali się tłumić śmiech i zasłaniać husteczkami, udając kaszel, czy ostry atak kataru.
– Strzeleckii! Ty się skup! Na drogę patrz! Yyyy … Zaraz, co też ja … Strzelecki, nie bądź taki hyc, do przodu, bo ci tyłu zabraknie!
– To był gwóźdź do trumny. Ryk śmiechu nie pozwolił dłużej bronić się Arturowi. W pewnym momencie sam nawet się uśmiechnął.
– Dobra! Cisza! Spokój! Jeszcze nie skończyłem. W obecnej sytuacji … To jest … W sytuacji tego, że niedługo będziemy mieli dziecko.
– Oczy wszystkich znów skierowały się z intrygą na Artura, szukając drugiej połowy, która mogłaby być potęcjalną matką jego dziecka.
– yyyy … Nie nie nie, spokojnie … Nie ja, to znaczy … Ja nikogo nie mam, ja … Źle mnie zrozumieliście. Strzelecki i Kubicka będą mieli dziecko … Ja tylko tak … No, tak mi się powiedziało, będziemy, w znaczeniu my, wszyscy będziemy niekiedy niańkami, prawda?
– Kolejny atak śmiechu kotłował się i lada chwila wylał się strumieniami.
– No więc, z powodu tego dziecka, młodzi rodzice, z pewnością będą chcieli być częściej w domu. Kubicka pójdzie na macierzyńskie i … Strzelecki, to wiadomo, Strzelecki … Nie zostawi jej samej z dzieckiem. Postanowiłem, że poszukam kilku nowych osób … Które zapełnią mi ewentualne luki w grafiku, a powiew świerzości w stacji, chyba się przyda …
– Zapanowała cisza. Nikt nie wiedział, co myśleć o ostatnich słowach Góry. Czy to napewno nie oznacza zwolnień? Malowało się na ich twarzach.
– Możecie być spokojni. Mam kilka wolnych etatów i potrzebuję jak najwięcej rąk do pracy. Wstępnie, wybrałem już dwóch kandydatów. Narazie będą jeździć z wami w ramach sprawdzenia, ale … Papiery, które przedstawili wygląda na to, że nie będę żałował wyboru. Zaraz dokonam prezętacji, ale zanim to, chciałbym wam o czymś jeszcze powiedzieć. Zbliża się sylwester, a więc … Pomyślałem sobie, że … Moglibyście … To znaczy moglibyśmy … Spędzić go tu, w stacji? Zrobiłoby się coś do jedzenia … Strzelecki włączyłby jakąś sensowną muzykę … Nawet niechby było to łupu cupu. Potańczymy, zjemy, wypijemy … Wypuścimy pare fajerwerków do nieba i … No? Co wy na to? Możemy to też połączyć w bal karnawałowy. Każdy się za coś przebierze … No?
– Świetny pomysł! Jestem za! Doktorku, w końcu otwierasz się na ludzi. No, hej! Co wy na to?
– Krzyknęła radośnie Lidka.
– No? Właściwie? Fajny pomysł. Tylko kiedy miałoby to być?
– Zapytała Martyna.
– W Sylwestra, rzecz jasna. Jak się trochę uspokoją z wyjazdami do wezwań. Może z alkoholem nie poszalejemy, bo wiadomo, że w każdej chwili będziemy mogli być potrzebni, ale …
– Wszyscy zaczęli rozmawiać. Już ustalali, kto się za kogo przebierze, kto przygotuje ciasto, sałatki.
– Moi drodzy! Czas kończyć to targowisko i wracać do pracy. Na zakończenie chciałbym wam przedstawić nowych kolegów. Misiek! Nowy! Zapraszam!
– Kilkanaście par oczu zwróciło się ku drzwiom wejściowym, w których zaprezętowali się. Najzwyczajniejszy, niewysoki, ale też niezbyt niski, szczupły chłopak.
– Cześć! Jestem nowy, człowiek ze mnie mega pechowy.
– Przedstawił się i zadowolony z siebie, obnażył rząd śnieżnobiałych zębów przed zgromadzonymi.
– Trochę kiepska autoreklama.
– Stwierdził rzeczowo Piotrek. Ale Nowy nic nie odpowiedział. Większe wrażenie, szczególnie na dziewczynach, wywarł mężczyzna, który zapewne tytułowany był ksywką – Misiek. Wysoki, postawny i muskularny. Bez tatuaży i kolczyków.
– Siema! Misiek jestem.
– Bąknął wyluzowanym tonem. Jego głos był dość gruby i niski, a w ustach międlił gumę. Piotrek widząc, z jakim podziwem wpatruje się w niego Martyna, spojrzał w jej stronę ciskając oczami gromy.
– No co? Też byś mógł trochę przypakować.
– Skomentowała dziewczyna. Po chwili wszyscy witali się z nowymi pracownikami stacji.
– No! Wiedziałem, że się wszyscy dogadamy! No to co? Do roboty, panie i panowie! Karetki się same nie wymyją … Leki się nie uporządkują … A nowi koledzy wszystkiego muszą się nauczyć … Po stacji ich trzeba oprowadzić.
– Po tych słowach Góry, wszyscy rozeszli się do swoich obowiązków, wdrażając w nie Miśka i nowego.
9 replies on “Rozdział 18”
Czekam na więcej.
Ahahahaha, umaaarłam ze śmiechu. xDDDDD Zaajerfajny rozdział.
ha ha ha ha . No tak się śmiałam, że się prawie poryczałam 😀
Super, kolejny, cudowny rozdzialik.
Hahaha dobre 😀 😀
A mnie najbardziej rozwaliło: “Cześć! Jestem nowy, człowiek ze mnie mega pechowy”. 😀 😀 (rofl) (rofl) (rofl) (rofl)
lea to jest genialne. hahahahahahaha. leżę.
i czekam na więcej.
Jezu jakie to jest eleganckie! I czem ja to dopiero teraz czytam?