– Wiecie co to jest? Leży w trawie i nie dycha?
– Zapytał Nowy siedzących naprzeciw niego Lidki i Artura, pogryzając kremówkę.
– Bezdomny po nagłym zatrzymaniu krążenia. Stare jak świat.
– Stwierdziła smutno Lidka dopijając zieloną herbatę.
– Myślałem, że tego nie znacie. No wiem, że dłużej pracujecie w tym zawodzie, ale chciałem jakoś rozweselić atmosferę, bo siedzimy tak jak na pogrzebie.
– Nowy, zjadłeś już? Zobaczyłbyś czy cię nie ma w karetce?
– Aaa…Jasne…Już mnie nie ma.
– Odpowiedział czując się mocno zlekceważony i wyszedł rzucając im niechętne spojrzenie.
– Co ci się stało?
– Góra bez zbędnych wstępów wskazał na posiniaczoną twarz Lidki.
– Upadłam na ulicy.
– Tak po prostu?
– No przecież nie specjalnie, co to za durnowate pytanie.
– Durnowate odpowiedzi niosą za sobą durnowate pytania. Skoro upadłaś tak po prostu, to chyba musiałaś się nieźle turlać przez ładnych kilkanaście metrów.
– Artur! Daj mi spokój! Nie masz własnych problemów, czy co?
– Obruszyła się.
– Lidka, jeżeli ktoś ci to zrobił, powinnaś to zgłosić na policję.
– Co mam zgłosić na policję, że poślizgnęłam się na stercie liści i upadłam?
– Dobrze wiesz, że to nie prawda. Jeżeli tobie grozi jakieś niebezpieczeństwo, a stacja jest również na coś narażona powinnaś…
– Twoja stacja będzie tu stała bezpiecznie jeszcze przez sto lat! Przeżyje nas wszystkich i nic jej nie grozi, ani tobie, ani nikomu z tych, którzy tu pracują, jasne? Odczep się ode mnie raz na zawsze.
– Może chociaż pozwolisz się zbadać? W takim stanie zamierzasz pokazywać się pacjentom? Ta tona kosmetyków, które nałożyłaś niewiele daje.
– Westchnęła zirytowana.
– O ile mi wiadomo, na kamizelce jest napisane: ratownik medyczny, a nie wystawa sztuki. Wie to każdy, kto nas wzywa. Zapewniam cię, że pacjentowi z kolką nerkową ostatnią rzeczą, która przyjdzie do głowy będzie zastanawianie się nad moimi siniakami na twarzy.
– Taak? No żebyś się nie zdziwiła!
– Odparł równie poirytowany.
– Lidka. Martwię się o ciebie. Zarówno jako twój pracodawca, ale i przyjaciel. Boli cię coś? Pozwolisz się zbadać?
– Przestań! Przestań! Wyprowadzasz mnie już z równowagi! Jak tak dalej pójdzie, przepiszę się w grafiku do Banacha!
– Syknęła przez zęby.
– Do Banacha? Powiadasz?
– Wstał z krzesła i podszedł do niej ostrożnie.
– Banach wziął kilka dni urlopu. Wczoraj jego ojciec trafił do szpitala, więc…
– Objął ją ramieniem, a ona odskoczyła jak oparzona.
– Aaaaauuu! Co ty robisz! Popieprzyło cię? Na amory ci się zebrało? Masz żonę!
– Nie dotknąłem cię aż tak mocno. Czyli żebra też pęknięte…
– Skwitował.
– Tak! Mam połamane żebra, odbite płuca, w ogóle jestem wrakiem człowieka, ale decyduje się pracować, żeby jakoś przeżyć na tym podłym świecie!
– Wstała odsuwając zbyt mocno krzesło i wyszła. Artur załamał ręce zastanawiając się co dzieje się z tą dziewczyną. Zawsze narwana, tryskająca energią i humorem, a teraz zlękniona i uciekająca przed własnym cieniem. Zastanawiał się przez kogo, lub przez co się tak zmieniła.
– W tym czasie zdenerwowana Lidka pobiegła do karetki. Nie zastała w niej Nowego i niezmiernie ją to ucieszyło. Wiedziała, że jeśli chce uniknąć kolejnego, bolesnego spotkania z Daro, to musi to zrobić. Musi wykraść leki dla mafioza, by zostawił ją w spokoju i zachował dla siebie jej paskudną przeszłość. Nie miała gwarancji, że Daro nie wypuści zdjęć do sieci, nie pośle ich jej znajomym. Jedyne co jej pozostało, to mu zaufać, o ile można w ogóle mówić o kwestii zaufania w stosunku do kogoś takiego jak on. Otworzyła torebkę i bez namysłu sięgnęła po torbę na leki. Przerzucała je szybko, szukając tych, o silnym działaniu przeciwbólowym i narkotycznym.
– Sewredol! Jest!
– Szepnęła sama do siebie i schowała dwa opakowanie sewredolu do torebki. Czuła się jak największa zdrajczyni, bardziej poniżona i upodlona przez samą siebie i strach, który nią kierował, niż przez dziesiątki mężczyzn, z którymi lata temu sypiała za pieniądze, by ratować chorą matkę. Łzy bezwiednie płynęły jej po policzkach rozmazując makijaż.
– Co można zrobić w takiej sytuacji? Nic! Tylko płakać! Kto mi uwierzy! Kto pomoże? Nikt! Tylko jak mam przekonać siebie, że lepiej zaryzykować utratę zawodu i chronić przyjaciół, niż stracić reputację, przyjaciół, ale spokojnie ratować ludzkie życie póki siły pozwolą?
– Myślała z goryczą, gdy drzwi karetki rozsunęły się.
– Lidka! Wszędzie cię szukam, wezwanie było, nie słyszałaś?
– Prychnął Góra spoglądając na nią z ukosa.
– Co ty…Płaczesz?
– A bo co! Niewolno?
– Żachnęła się wyjmując chusteczkę z kieszeni kurtki i szybko ocierając twarz.
– Jeżeli złamałam jakiś przepis regulaminu to mnie zwolnij!
– Uspokój się! Zapytać nie wolno? A nie mówiłem, że w takim stanie nie powinnaś jeździć? Jeżeli tak bardzo boli, to zbadaj się, jeśli mi nie pozwalasz tego zrobić, to może ten twój Warner…
– Zamknij się! Po prostu się zamknij! Gdzie to wezwanie?
– Kolejowice, jakiś wypadek przy cięciu drewna na opał. Gdzie jest Nowak do cholery?
– Ledwo Artur zdążył zapytać, a drzwi karetki ponownie się rozsunęły i wpadł nowy.
– Jestem! Przepraszam, ale w toalecie była kolejka i…
– Noowak, oszczędź sobie, siadaj za kółko i jedziemy. Nie wiadomo co tam kto sobie odrąbał, albo odciął.
– Kiedy wjechali do wsi Kolejowice, rozpytywali kogo tylko mogli o dokładny dojazd pod adres wskazany przez dyspozytorkę. Kiedy już im się to udało, wyszli z karetki wraz z potrzebnym sprzętem i wbrew oczekiwaniom, znalezienie poszkodowanego nie było już takie trudne, ponieważ biegał jak w obłędzie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy co się z nim dzieje. Artur rzucił okiem i zaklął pod nosem.
– Cholera jasna Lidkaa! Szybko! Jałowe opatrunki! Nowak łap go, zatrzymaj go jakoś, musimy go uspokoić i opatrzyć.
– Gabrysiowi udało się to z niemałym trudem.
– Doktorzee! Niech mi pan pomoże, nie utrzymam go tak! Jest w szoku!
– Lidkaa! Pomóż nam do cholery szybciej!
– Lidka pędziła już z opatrunkami, wszyscy troje próbowali się przekrzykiwać przez wrzeszczącego z bólu mężczyznę, wydając sobie wzajemnie polecenia.
– Haaaalooo! Proszę pana! Jak się pan nazywa! Co się tutaj wydarzyło!
– Ratujcie mnie! Ratujcie moją rękę! Jestem skrzypkiem! Boże, czy ja umieram?
– To po cholerę pan się za piłę do drewna bierze? Za smyczek się brać i grać, a nie drewno ciąć.
– A kto ma to zrobić jak nie ja? Tu mieszkają moi rodzice…Aaaaa błagam zróbcie coś, boli jak jasna choleraaaaaa!
– Lidka, podaj panu opiaty, płyny i więcej opatrunków dla mnie.
– Haloo! Paniee! Gdzie się to stało, trzeba znaleźć pańską odciętą dłoń!
– Tam! Tam, w stodole! Jezus Maria, żeby tylko rodzice się nie dowiedzieli, jutro wracają z pielgrzymki, a ja głupi chciałem im zrobić niespodziankę. Zwiozłem drewno z lasu, chciałem pociąć, ale ręka mi się ześlizgnęła i…aaaaaaaa!
– Doktorze! Mam! Znalazłem dłoń i zabezpieczyłem. Chyba powinniśmy już jechać.
– Racja Nowak i to bezzwłocznie. Ruda! Powiadom szpital, żeby szykowali stół operacyjny, mamy tu pana, który odciął sobie dłoń. Nie zapomnij wspomnieć, że to skrzypek i żeby się przyłożyli, co by go poskładać, bo jak nie to sami będą łożyć na jego pensję i bez odbioru.
– Gdy dojechali do szpitala, Lidka z niepokojem zobaczyła, że na powitanie wyszedł im doktor Warner. Jedyne czego pragnęła w tej chwili to zapaść się pod ziemię, aby uniknąć jego badawczych spojrzeń, a być może pytań.
– Przejmujemy pacjenta, na blok operacyjny, szybko!
– Zakomenderował Jakub, gdy Góra zdał mu raport i zabezpieczoną dłoń mężczyzny.
– Lidka oddaliła się czym prędzej do stacji, nie zauważając wzroku Kuby, który podążał za nią, nim całkowicie zniknęła.
– Słuchaj Kuba…Nie chcę być wścibski, ale z Lidką dzieje się coś niedobrego.
– No to muszę cię rozczarować, bo nie mam z tym nic wspólnego.
– Domyślam się. A może ty masz pomysł kto ją tak urządził, co? Ona ma jakieś problemy? Jakichś wrogów? Wiem, że to głupie…Wstyd przyznać, że tak mało wiem o przeszłości swojej pracownicy, ale może tobie…
– Nie, niczego nigdy mi nie powiedziała, przykro mi.
– Wszedł mu w słowo Warner. Artur pokręcił smutno głową.
– Rozumiem. Jak by się jednak okazało, że coś sobie przypomniałeś, albo czegoś się dowiesz…
– Jasne, wiem, gdzie cię szukać. Teraz przepraszam, muszę wracać do pracy. Pacjenci czekają.
– Kuba nie czekał, aż Artur się z nim pożegna i odszedł szybko. Skonsternowany Góra wrócił do stacji. Postanowił, że nie zostawi tak tej sprawy i rozpyta kogo trzeba, żeby pomóc Lidce.
– Doktorze, może pan na chwilę? Nie wiem co mam zrobić.
– No co tam znowu Nowak ci się nie zgadza?
– Uzupełniam kartę wyjazdu i nie zgadza mi się ilość leków. Jak mnie przed wyjazdem doktor wysłał do karetki, to dokładnie przeliczyłem leki. Było pięć opakowań sewredolu, a są tylko trzy. A przecież temu skrzypkowi nie podaliśmy sewredolu, tylko…
– Tak, wiem, podaliśmy mu morfinę domięśniowo.
– No właśnie…Te dwa opakowania przecież nie wyparowały…
– No na pewno nie, może wypadł i leży gdzieś w karetce. Poszukaj dobrze, muszę wracać do siebie, mam trochę papierkowej roboty.
– Góra poszedł szybko, lecz nie do swojego gabinetu. Skierował się do pokoju socjalnego. Lidka siedziała zgarbiona nad komórką.
– No teraz to już przesadziłaś moja panno! Gdzie on jest!
– Zapytał zdenerwowany Góra stając naprzeciw Lidki.
– O czym ty mówisz! Kto!
– Nie kto, tylko co! Sewredol! Nowak mówił, że brakuje dwóch opakowań! To teraz tak będziesz postępować? Wykradać leki ze stacji?
– Chwileczkę! Niczego nie wykradłam, to po pierwsze. Po drugie, dlaczego do mnie z tym przychodzisz?
– Dlaczego? Bo ktoś spuścił ci porządne manto i nie chciałaś dać się zbadać, a widzę, że wszystko cię boli!
– Wiesz co Artur? Jesteś bardziej upierdliwy niż mucha! Może dwa opakowania się gdzieś zawieruszyły, może Nowak źle przeliczył? Czegoś ty się tak mnie dzisiaj uczepił! Praca tutaj staje się katorgą, a nie przyjemnością! Jeżeli tak dalej pójdzie, to ją zmienię, ostrzegam cię!
– Wysyczała jak kotka chroniąca swoje młode, schwyciła torebkę i wypadła trzaskając z całej siły drzwiami.
3 replies on “Rozdział 10”
no proszę proszę, to się fajnie dzieje, a kiedy będzie dalej?
przeczytałam z zapartym tchem, ciekawe co będzie dalej. biedna Lidka.
Też mi żal Lidki. Mam nadzieję, że tak to napiszesz, że ona się kiedyś od tego drania uwolni.