– W sylwestra Martyna i Piotr mieli dzień wolny od pracy. Rzadko tak się zdarzało, że ten dzień mogli spędzić we dwoje, gdyż w stacji w ten dzień rąk do pracy nie brakowało. Jednak Artur Góra postanowił być wspaniałomyślnym pracodawcą i pozwolić młodym nacieszyć się sobą ostatni raz w roku, zważając na ich trudną, życiową sytuację.
– No! Przekąski na nasz wspólny wieczór już gotowe! Pieczarki nafaszerowałem mięskiem mielonym, żółtym serem i posypałem słodką papryką w przyprawie.
– Utuczysz mnie za nim zdążę dojść do piątego miesiąca.
– Stwierdziła uśmiechając się lekko.
– No proszę, uśmiechnęłaś się. Dawno tego nie robiłaś, aż miło popatrzeć.
– Tak? A co ty mi tak słodzisz Piotruś?
– Ja? Słodzę? Co też ci przychodzi do głowy? Przecież mówię całą prawdę i tylko prawdę. Jak mam być szczery, to właśnie w tym twoim uśmiechu się zakochałem.
– Tak? A kiedyś mówiłeś, że w moich pięknych oczach. Plączesz się w zeznaniach mój mężu.
– Zaśmiała się całując go w czoło.
– No może trochę…W każdym razie, uśmiech i oczy to masz najpiękniejsze na całej planecie.
– Ależ ty się podlizujesz, aaaależ ty się podlizujesz. Lepiej od razu powiedz o co chodzi?
– O nic. Po prostu miło widzieć cię taką szczęśliwą, kochana żono!
– Pocałował ją.
– Zaraz przyjdę pomóc ci w kuchni, tylko chciałam jeszcze coś dokończyć czytać.
– Podeszła do biurka biorąc laptop i zagłębiła się w czytaniu kładąc komputer na kolanach.
– Jasne, a co tam czytasz?
– A ciekawe rzeczy Piotruś, ciekawe rzeczy.
– To może uchylisz rąbka tajemnicy?
– No dobrze, sam tego chciałeś, to posłuchaj: W okresie niemowlęcym dziecko niewidome nie wykonuje pewnych czynności, charakterystycznych dla dziecka widzącego np. nie przekręca główki, nie stara się uchwycić przedmiotu, pchnąć go, nie kieruje w jego stronę ręki. Brak u niego pobudzenia bodźcami świetlnymi. Aktywność ruchowa dziecka niewidomego też jest mniejsza. Później osiąga pozycję stojącą i siedzącą, z opóźnieniem zaczyna chodzić.
– Przeczytała na głos.
– Martynka. Czemu ty akurat dzisiaj kaskadujesz swój mózg takimi informacjami, co? Jest sylwester, mamy się bawić, to nasz dzień, ostatni i jedyny w roku, od niepamiętnych czasów, w którym jesteśmy razem, możemy wyluzować…
– Dla mnie jest to ważne Piotrek. Chcę się dowiedzieć wszystkiego o tym, czego mam się spodziewać jak maluszek przyjdzie na świat.
– Odpowiedziała spokojnie.
– Pokaż to.
– Odwrócił ku sobie ekran jej komputera.
– Kochanie. Nawet nie wiemy ile w tym prawdy. Po pierwsze to informacja z internetu, a wiemy oboje, że w wielu przypadkach internet jest najgorszym doradcą. A jeżeli to co jest tu napisane to prawda to i tak nic w naszym życiu nie zmienia. To wszystko z pewnością zależy od dziecka, a nie od statystyk. Będziemy się martwić, jak już maluszek przyjdzie na świat.
– To może ty. Ja zamierzam przygotować się na wszystko wcześniej. Już zaczęłam szukać forów dyskusyjnych, na których różni rodzice wymieniają się spostrzeżeniami, uwagami, lękami co do swoich nienarodzonych niewidomych pociech.
– Nieeee no…To jest paranoja jakaś, ty żartujesz sobie chyba. Powtarzam ci po raz nie wiem który, że urodzi się nam tylko niewidome dziecko, a nie kosmita! Do tego wystarczy intuicja i logiczne myślenie! A nie jakieś bzdury wypisywane na internetowych forach, czy jakieś mądre książki.
– To nie są bzdury! Ci ludzie piszą o prawdziwych zdarzeniach, emocjach, lękach, pomagają radzić sobie z tym innym rodzicom! Ty myślisz, że wszystko jest takie proste jak mówisz? Sama nie wiem, czy naprawdę tak myślisz, czy to tylko sposób ucieczki od problemu. Przecież z czasem będziemy potrzebowali pomocy specjalistów we wczesnym rozwoju naszego maleństwa. A pamiętasz jeszcze o tym, że ono będzie miało przynajmniej dwie operacje, włożą mu protezy! Pamiętasz o tym?
– Sarknęła.
– Nie wiem po co sugerujesz mi coś takiego, że uciekam od problemu, skoro dla mnie żadnego problemu nie ma! Jak dziecko się urodzi, to zrobię wszystko co najlepsze, żeby mu zapewnić warunki do prawidłowego rozwoju! Nie będę niczego czytał i z nikim rozmawiał.
– Dobrze, ale mnie nie możesz tego zabronić. Ja nie mam do ciebie pretensji o to, że chcesz sobie z tą sytuacją poradzić na swój sposób, więc i ty nie mów mi, co mam robić.
– W porządku. Więc powiedz mi, co jeszcze zamierzasz? Przeczytać wszystkie możliwe artykuły w internecie, wypowiedzi na forach, tak? Co jeszcze?
– Nie wiem. Może spotkam się z rodzicami innych dzieci, może poznam te dzieci, albo odwiedzę specjalistyczne ośrodki w Polsce i porozmawiam z nauczycielami…
– Piękny plan, szkoda tylko, że nie uwzględniłaś w nim mnie, Alana i pracy! Wyrobisz się z tymi założeniami do końca ciąży?
– Przestań! Czemu tak bardzo próbujesz mnie do tego zniechęcić? Prosiłam cię o coś! Nie wtrącaj się do moich metod radzenia sobie z tym wszystkim! Mieliśmy się dzisiaj nie kłócić, a sam prowokujesz takie nieporozumienia!
– Westchnął ciężko i zabrał się do dalszego czytania artykułu.
– Masz racje. Niepotrzebnie się wściekam. Przecież tak właściwie nikomu nie robisz krzywdy tym, że sobie poczytasz, że skontaktujesz się z tymi ludźmi.
– Właśnie, dobrze zauważyłeś. Nikomu nie robię tym krzywdy, sobie pomagam zrozumieć i zaakceptować to, z czym oboje będziemy musieli się zmierzyć.
– To co, może zażegnamy ten konflikt i pójdziemy do kuchni zrobić coś więcej na tą dzisiejszą szampańską zabawę?
– Jasne, przy okazji trzeba powoli przygotować mleko dla małego, bo zaraz się obudzi.
2 replies on “Rozdział 23”
Oni się kłucą jak stare dobre małżeństwo.
no Martynko może jak dobre to tak, ale jeszcze nie takie stare, hehehehe