– Tego dnia, w którym ludzie próbują udowodnić sobie miłość, życzliwość bardziej niż kiedykolwiek w ciągu całego roku Lidka nienawidziła z całego serca.
– Dwudziesty czwarty grudnia!
– Wysyczała, włączając telefon i z niesmakiem obserwując, jak kaskada wiadomości z powielonymi życzeniami zapełnia skrzynkę odbiorczą. Właściwie może ten dzień nie byłby taki zły, gdyby miała z kim dzielić radość, która powinna mu towarzyszyć? W ostatnich latach każde święta spędzała sama, ewentualnie z kolegami i koleżankami z pracy, podczas Wigilii dla pracowników. Nikt nigdy nie dopytywał jej, gdzie i z kim spędza święta, było jej to na rękę. Gdyby powiedziała, że sama, z pewnością posypałyby się zaproszenia, a przecież każde święta to czas, który powinno się spędzić tylko z rodziną. Nie chciała sprawiać nikomu kłopotu i zapełniać pustego, dodatkowego miejsca przy stole, wśród obcych ludzi. W tym roku nie było lepiej, a wręcz gorzej. Wszystko denerwowało ją jeszcze bardziej. Wyrzuty sumienia dręczyły ze zdwojoną siłą. Kiedy przeglądała otrzymane wiadomości usuwając je od razu, wśród nich zobaczyła wiadomość od Kuby i serce jak by odzyskało utracony rytm.
– Czy możesz pożyczyć mi ubijaczkę do jaj?
– Brzmiała treść smsa. Lidka zdębiała i czytała wiadomość jeszcze kilkanaście razy, za nim na dobre zaczęła się śmiać. Żadnych życzeń, ani pytań, co robi, gdzie jest, tylko poprosił ją o ubijaczkę do jajek zupełnie tak, jak by był to zwyczajny dzień w roku. Chociaż wydało jej się to dziwne, była mu za to wdzięczna. Może właśnie ta wdzięczność sprawiła, że postanowiła do niego zadzwonić. Nacisnęła zieloną słuchawkę i wyczekiwała, aż Kuba odbierze wsłuchując się w monotonny sygnał.
– Halo?
– Cześć.
– Odpowiedziała grzecznie, gdy odebrał. Miała wrażenie, że te dwa słowa, które padły z ich ust brzmią sztywno, jak by kompletnie się nie znali. Cisza trwająca już dziesięć sekund nie mogła się doczekać, aż któreś z nich ją przerwie.
– Dostałam twoją wiadomość…
– Urwała czekając na odpowiedź.
– Tak? No to świetnie…
– Ta rozmowa brzmi idiotycznie.
– Przeszło Lidce przez myśl.
– W związku z tą wiadomością zadzwoniłam. Mam ubijaczkę do jajek. To co, podrzucić ci?
– Skończmy z tą oficjalnością. Jestem jeszcze w piżamie, a czuję się, jak bym miał marynarkę, krawat i cały ten uroczysty komplet.
– Ty? W piżamie? O tej porze? Myślałam, że dziś pracujesz.
– Dzisiaj Wigilia, zapomniałaś? Poza tym, ustawiłem to wszystko tak, żeby chociaż w święta mieć czas tylko dla Kasi.
– Bardzo dobrze zrobiłeś.
– Uśmiechnęła się i znów zapadła cisza.
– No to co, podrzucić wam tę ubijaczkę?
– Będziemy wdzięczni.
– A czy to trochę nie zbyt późno, żeby brać się za wypieki?
– Trochę na pewno, ale kiedy nie ma rady, żeby zrobić to wcześniej, trzeba to zrobić właśnie dzisiaj.
– Mogłeś zadzwonić, pomogłabym…
– Urwała niepewna, czy powinna była to powiedzieć.
– Nie chciałem robić kłopotu. Zawsze z Kasią radziliśmy sobie sami z przygotowaniem świąt…
– W porządku. Jasna sprawa.
– Weszła mu w słowo.
– Poza tym…
– Ciągnął dalej niezrażony.
– Nie miałem pewności, czy to już odpowiedni moment, żeby ewentualnie to zrobić. Obiecałaś, że porozmawiamy i nie odezwałaś się.
– Lidka spuściła głowę w przepraszającym geście jak by miała nadzieję, że Jakub to zobaczy.
– Przepraszam. Stchórzyłam, przyznaję.
– To jeszcze dzisiaj masz okazję naprawić ten błąd, zważając na to, że to dzień, w którym ludzie sobie wszystko wybaczają.
– Nie byłabym tego taka pewna.
– Powiedziała w myślach.
– Ok, będę u was za kilkanaście minut i przywiozę ubijaczkę. Nie mów Kasi, chcę jej zrobić niespodziankę.
– Jasne. To do zobaczenia.
– Rozłączyli się i Lidkę ogarnęły wątpliwości, czy dobrze robi decydując się na odwiedziny w domu Jakuba. Tak bardzo za nim tęskniła. W tej chwili oddałaby wszystko, żeby znów móc się do niego przytulić, poczuć zapach jego perfum, bliskość ciała i dotyk jego miękkich warg. Wspomnienie jego pocałunków, których trochę zamienili kilka miesięcy wcześniej często wracało w jej snach. Zebrała się w sobie i poszła do łazienki przygotować się na spotkanie. Kiedy suszyła włosy usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć i jej oczom ukazał się niewysoki mężczyzna trzymający wielki bukiet kwiatów.
– Dzień dobry, pani Lidia Chowaniec??
– Tak, to ja.
– W takim razie te kwiaty są dla pani. Proszę bardzo. Tu jest jeszcze bilecik.
– Dziękuję, gdzie podpisać?
– O tutaj.
– Mężczyzna wskazał długopisem miejsce na podpis i podał jej długopis.
– Kiedy zamknęła za nim drzwi, wstawiła kwiaty do wazonu i przeczytała bilecik.
– Wesołych świąt księżniczko. Pomyślałem sobie, że niefajnie jest dzielić się opłatkiem z odbiciem w lustrze. Będę o dziewiętnastej..
– Złość, która nagle w niej wezbrała już po chwili wylała się strumieniami łez z oczu. Lidka chwyciła bukiet kwiatów i cisnęła nim do kosza na śmieci, choć kwiaty nie były winne tego, że miała na pieńku z alfonsem jednego z największych warszawskich burdeli. Poczuła, jak tama strachu, którą skutecznie odgradzała się od jakiegoś czasu, kruszeje z minuty na minutę coraz mocniej. Podjęła decyzję. Nie da rady sama wypić tego piwa, którego naważyła. Musi powiedzieć o wszystkim Jakubowi, a potem policji. Pobiegła do sypialni i spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy, kotkę ze sporą wyprawką do transportera i była gotowa do drogi. Nie miała w prawdzie pewności, czy Kuba pozwoli jej zanocować w swoim domu po tych wszystkich rewelacjach, które zdecydowała się mu powiedzieć, ale jeżeli nie, to znów będzie zmuszona wyjechać do Białego stoku. Kilkanaście minut później taksówka zatrzymała się pod domem Warnera. Lidka nieśmiało nacisnęła dzwonek i czuła, jak trzęsą jej się nogi w oczekiwaniu, aż drzwi się otworzą.
– Lidka…
– Powiedział Kuba otwierając usta i oczy w bezbrzeżnym zdziwieniu obserwując ekwipunek, z którym stała przed drzwiami.
– Przepraszam cię…Przepraszam, ja…Czy mogę się u was zatrzymać? Jeżeli nie to…Zrozumiem, muszę tylko sprawdzić pociągi do Białego stoku, bo…
– Zaraz, zaraz, chwileczkę, Lidka. Spokojnie. Nic nie rozumiem.
– Patrzył na nią, jak by była przybyszem z innej planety i zastanawiał się, co zmieniło się od ich niedawnej rozmowy telefonicznej, podczas której nie wydawała się być tak przestraszona jak teraz.
– Kuba…Wszystko ci wyjaśnię, tylko obiecaj mi…Obiecaj, że cokolwiek ci powiem…Że mnie nie wyrzucisz…Jeśli ty mi nie pomożesz to…
– Ciociaaaa! Ojeeejkuuu! Ale niespodziankaaaa!
– Lidka z całej siły starała się powściągnąć emocje i przywołała szczery uśmiech na widok Kasi.
– Cześć kochanie. Cieszę się, że niespodzianka ci się podoba.
– Ciocia zostaje u nas na noc.
– Stwierdził stanowczo i posłał córce uśmiech.
– Na prawdę? Chóraaaa!
– Wykrzyczała piskliwie i rzuciła się ze szczęścia Jakubowi na szyję.
– Jesteś kochany tatuśku! Czyli szarlotkę i torcik bezowy będziemy robić we troje?
– Jasne. Chętnie pomogę.
– Odparła tym razem Lidka.
– W takim razie prędko musimy się zabierać do roboty, bo do wieczora już nie daleko, a przecież po kolacji będą jeszcze prezenty…
– Urwała nagle, spoglądając ze smutkiem na Lidkę.
– Ciociu, ale ja…Ja nie mam prezentu dla ciebie…Gdybym wiedziała, że przyjdziesz…
– Lidka z przykrością uświadomiła sobie, że ona też nie ma prezentu dla małej.
– Nie martw się kochanie. Nic się nie stało. Podarujesz mi coś kiedy indziej. Ja też niestety nie zdążyłam kupić nic dla ciebie.
– Nic nie szkodzi! Ty jesteś moim największym prezentem! Oooo! Przywiozłaś Zulę?
– Już się bałam, że jej nie zauważysz. Nie mogła się doczekać spotkania z tobą. To co, wypuszczamy ją z klatki? Bardzo nie lubi w niej długo siedzieć.
– Taaak! Mogę się z nią pobawić u siebie w pokoju?
– Możesz. My z ciocią w tym czasie napijemy się kawy i porozmawiamy i bardzo cię proszę, nie podsłuchuj i nie przeszkadzaj, dopóki cię nie zawołam, zgoda?
– Zgoda.
– Dziewczynka wzięła kotkę na ręce i po chwili zniknęła na piętrze. Kuba zaprosił Lidkę do przestronnej kuchni, gdzie prace do wigilijnej wieczerzy trwały w najlepsze.
– To co, pomożesz mi?
– Pewnie. Dziękuje ci, że…
– Nie ma o czym mówić. Mów w końcu co się dzieje. Czekam na to od tylu miesięcy, że kilka minut dłużej już chyba nie wytrzymam.
– Kuba, powiem ci. Wiem, że po tym wszystkim nie będziesz chciał mnie znać.
– Przestań gadać głupoty!
– Za nim zaczęłam pracę w karetce, pracowałam jako prostytutka.
– Powiedziała spokojnie.
– Co takiego?
– Zapytał poważniejąc.
– Nie przesłyszałeś się. Moja mama bardzo chorowała, miała nowotwór z przerzutami. Musiałam nas jakoś utrzymać, leki, leczenie, życie, wszystko kosztowało, a żyć jakoś trzeba było. Z jej renty, którą otrzymywała było to awykonalne.
– Przepraszam, że zapytam, może nie powinienem, jestem daleki od oceny, może tylko bardzo zaszokowany. Dlaczego akurat taki sposób pracy?
– Nazywajmy rzeczy po imieniu. Dlaczego prostytucja? Nie wiem…Nie jestem w stanie ci odpowiedzieć na to pytanie. Wkręciła mnie w to koleżanka, a ja byłam tak zdesperowana, potrzebowałyśmy pieniędzy, ja i mama…Problemy zaczęły się wtedy, kiedy okazało się, że pieniądze za seks z klientami nie trafiają bezpośrednio do nas, tylko do alfonsa, szefa całego tego interesu. Mówił nam, że pieniądze idą na nasze utrzymanie, kosmetyki. To jest najbardziej podły człowiek jakiego poznałam w życiu. Korzystał z usług każdej z nas kiedy chciał, ile chciał. Był specjalistą od najbardziej wyszukanych perwersji seksualnych, o których pisze się tylko w książkach.
– A wtedy jak się domyślam, nie mogłaś się już wycofać?
– Próbowałam, ale on zawsze był o krok do przodu. Kamerował każdy seks ze swoim udziałem, robił paskudne zdjęcia.
– Jakub wypuścił powietrze ze świstem. Czuł, jak kaskada niespodziewanych informacji zaczyna go przygniatać.
– Czy ona…Twoja matka to wiedziała?
– Pytał nerwowo chodząc po kuchni.
– Nie. Wiedziałam, że ta wiedza mogłaby tylko pogorszyć jej stan, zresztą…W konsekwencji końcowej i tak nie udało mi się jej uratować i niełatwo było mi się wykupić z burdelu. Kiedy w końcu mi się to udało i byłam pewna, że uda mi się zakopać te wspomnienia raz na zawsze…On wrócił. Na dyżurze z Wiktorem mieliśmy wezwanie do burdelu…
– Kontynuowała swoją historię, a strumienie łez niekontrolowanie zaczęły płynąć jej z oczu.
– Pamiętasz, kiedy byliśmy w Zalesicach? Mówiłam ci, że ktoś nas śledzi…Nie wierzyłeś mi…Czułam niepokój, jednego razu widziałam go. Myślałam, że to przywidzenie…Kiedy po powrocie z Zalesic wracałam do swojego domu i spotkałam go.!
– Czego od ciebie chciał?
– Pytał z pozorowanym spokojem.
– Żebym wykradała dla niego morfinę w zamian, za to, że filmiki i zdjęcia z moim udziałem nie przedostaną się do sieci i moich znajomych. Ja nie chciałam…Nie chciałam tego robić, to dlatego…Dlatego uciekłam do Białego stoku na trzy miesiące! Rozumiesz? Chciałam chronić siebie, ciebie i Kasię, stację! Nas wszystkich! Myślałam, że…Że po tak długim czasie zapomni…Ale nie zapomniał. Kiedy wróciłam znowu się spotkaliśmy. Wtedy myślałam, że już nie wyjdę z tego cało, strzelał do mnie na…Nnnna Ulicy…Potem porwał i zawiózł do…Do swojej dziu…Dziu…pli…Zgwałcił mnie i zmusił, żebym mu zrobiła…Żebym…Pokazywał mi zdjęcia Kasi, groził, że on ją…Że jej coś zro…Zrobi…
– Nie nie nie…Nie, Lidka, to jest żart…Powiedz, że to jest żart! Nie zrobiłaś tego! Powiedz, że poszłaś na policję, Lidka!
– Zro…Zro…Zrrobbbi…łłłammm…Ja…ja tak stra…Straasznie…Cię…Prze…Przee…Przepraa…szammm!
– Lidka płakała tak mocno, że brakowało jej tchu. Nie była w stanie skupić się na słowach Jakuba, słyszała go jak za mgłą, potrząsał nią, coś do niej mówił, ale nie dała rady zrozumieć co. Kuba wmusił w nią dwie tabletki na uspokojenie i dopilnował, by popiła solidną porcją wody. Kiedy się uspokoiła, a oczy nie potrafiły już produkować łez, on podszedł do jednej z szafek i wlał sobie całą szklankę whisky, a potem wypił ją duszkiem.
– Przyznam szczerze, że w całym moim życiu chyba w większym szoku nie byłem. Nie wiem, do prawdy nie wiem co mam ci powiedzieć, w głowie mi się to wszystko nie mieści!
– Zawiodłam cię. Wiem o tym, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam. Jeśli jednak nie będziesz chciał mnie znać…
– W głowie mi się nie mieści, że wytrzymałaś z tym aż tak długo! Że nie przyszłaś, że nie powiedziałaś mi tego zaraz po waszym spotkaniu, Lidka! Ja cię kocham! Powiedziałem ci to! Myślałem, że mi ufasz…A przynajmniej, że wtedy ufałaś!
– Krzyczał spoglądając jej głęboko w oczy. Jednak silne leki, które jej zaaplikował sprawiały, że nie robiło to na niej większego wrażenia.
– Ja też cię kocham. Teraz wiem to na pewno. Chciałam was chronić. Nie wiem co mam robić. Niedługo brak tylu leków, które zabrałam wyjdzie na jaw…Będę się musiała przyznać…Artur zgłosi to na policję…Pójdę siedzieć…Odbiorą mi prawo do wykonywania zawodu…Proszę…Pomóż mi…
– Jakub miał wrażenie, że jego świat, dusza i serce rozpadają się na maleńkie kawałeczki. Żałował, że akurat dzisiaj Lidka zebrała się na odwagę, by mu to wszystko wyznać, bo nie miał pomysłu jak ukryć swoje emocje przed ośmioletnią córką przez cały dzień i przy wigilijnej wieczerzy, ale cieszył się, że teraz ma ogląd na całość sytuacji. Czuł, że nie może jej zostawić z tym wszystkim samej. Już raz niemal odebrała sobie życie przez to, że nie otrzymała odpowiedniego wsparcia. Gdyby stało się tak po raz drugi, nigdy by sobie tego nie wybaczył, bo kochał Lidkę z całego serca.
– Jak widzisz…Nie jestem takim draniem, za jakiego mnie miałaś. Nie wszyscy są tacy jak on.
– Powiedział spokojnie odkładając pustą szklankę do zmywarki.
– Obiecaj, że już nigdy więcej tego nie zrobisz, słyszysz? Obiecaj mi to!
– Przysięgam. Nigdy więcej nie wykradnę dla niego leków. Dzisiaj przysłał mi kwiaty z bilecikiem. Napisał w nim, że odwiedzi mnie o dziewiętnastej. Przestraszyłam się…Tego człowieka boję się jak nikogo na świecie i…Uciekłam.
– Mówisz mi o tym dopiero teraz? W takim razie zaraz jedziemy z tym na policję, nie ma co czekać. Drugiej szansy, żeby go zgarnęli nie będzie.
2 replies on “Rozdział 20”
no ale fajny odcineczek, i się na robiło
uuuuuuuuu trzyma w napięciu, a Lidka taka biedna.