– Pierwszy grudnia Lidka przywitała w złym humorze. Zimny deszcz i wiatr nie nastrajały pozytywnie. To nie powinno jej dziwić w obecnych czasach zaniedbanego przez ludzi klimatu, ale nadal ją denerwowało. Jak niby przygotować się psychicznie do nadchodzących świąt, kiedy grudzień za oknem wygląda jak październik, czy listopad? Jej bolączki po spotkaniu z Daro już powoli znikały i goiły się. Żołądek jej się kurczył, ponieważ umówiła się, że Daro zjawi się po odbiór leków. Obiecała sobie solennie, że nie wykradnie ich już nigdy więcej, że jeszcze dziś podczas dyżuru z Wiktorem pójdzie do Artura i przyzna się. Odpracuje wartość skradzionych leków, albo od razu odda z własnej kieszeni. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Napięła się momentalnie jak struna, nim poszła otworzyć drzwi. Wyjęła szybko torebkę z zapakowanymi lekami i poszła otworzyć.
– Cześć piękna. Widzę, że nasze ostatnie spotkanie ci służy. Wypiękniałaś i wyglądasz teraz jak nieboskie stworzenie.
– A w ten zakuty łeb chcesz?
– Uuuu, cóż za miłe powitanie, czyli wszystko z tobą w porządku, to najważniejsze.
– Odczep się! Masz. Dwa opakowania sewredolu i na nic więcej nie możesz z mojej strony liczyć. Ja i tak wystarczająco się naraziłam, prawie wpadłam.
– No wzruszające, nie powiem. Przecież polska służba zdrowia nie poradziłaby sobie bez kogoś takiego jak ty. A my tym bardziej nie, więc musisz bardziej uważać księżniczko.
– Słucham?
– A co myślałaś? Dajesz mi tu jakieś ochłapy zwane sewredolem, dwa opakowania i liczysz na odznakę bohaterki roku, czy co?
– Wywiązałam się z zadania, daj mi już spokój i zapomnij o mnie!
– Posłuchaj maleńka. Pozwolisz, że to ja będę decydował, kiedy nasza umowa dobiega końca, dobrze?
– Słuchaj gnoju! Co ty sobie myślisz, że dam się zastraszyć? Nie wiem co sobie wyobrażasz, ale wyniesienie jakichkolwiek leków ze stacji ratownictwa medycznego rzadko kiedy uchodzi uwadze lekarza!
– Nie dasz się zastraszyć? Ale już to zrobiłaś. W przeciwnym razie nie dałabyś mi tych leków. Poza tym…Zastraszyć, co to za dziwne słowo? Przecież to taka drobna, doraźna pomoc przyjaciołom, czyż nie? Czego tu się bać?
– Zaśmiał się rubasznie.
– Jesteś obleśny. Potwornie brzydkie masz zęby, ćpanie cię niszczy!
– Na jutro chcę morfinę w zastrzykach. Te tabletki to jak by je nawet w dupę wsadzić nie dają takiego działania jak chociażby morphini Sulfas.
– Człowieku! Jak mam to zrobić? To nie jest wykonalne, żarty się skończyły, dzwonię na policję!
– Daro otworzył drzwi dając sygnał gestem ręki, że rozmowa już skończona. Lidka usiadła na krześle w kuchni i rozpłakała się. Drżały jej dłonie, drżała na całym ciele. Jak długo to potrwa? Jak długo da jeszcze radę być silna przed wszystkimi i samą sobą? Może dla świętego spokoju warto jednak pójść na policję? Nie można przecież cały czas pozwolić się szantażować i żyć w ciągłym stresie. Zadzwoniła jej komórka. Otarła szybko nos i oczy, spoglądając na wyświetlacz.
– Kuba.
– Odczytała i przez chwilę ze szczęścia nie mogła zdobyć się na odebranie połączenia. Kiedy to zrobiła, nie usłyszała radosnego powitania jak się spodziewała.
– Lidka? Jest z tobą Kasia?
– Cześć…Yyyy…Kasia? Nie rozumiem?
– Czego nie rozumiesz? Przecież jasno sformułowałem pytanie! Czy jest z tobą Kasia?
– Nie rozumiem dlaczego miałaby być ze mną, skoro nie utrzymujemy kontaktów!
– Odkrzyknęła równie poirytowana.
– Po prostu była na mnie zła…Pokłóciliśmy się i wyszła, za nim zdążyłem odwieźć ją do szkoły. To chyba normalne, że pomyślałem o tobie? Przecież ciebie bardzo lubi.
– Nie. Nie było jej i nie ma u mnie. Przykro mi, nie mogę ci pomóc. Nie martw się, może sama poszła do szkoły?
– Sama? Ma przecież dopiero osiem lat.
– Fakt, nie powinna, ale nie oznacza to, że nie potrafi tam dotrzeć.
– Gdyby jednak się z tobą skontaktowała to, bardzo cię proszę daj mi znać.
– Jasne. Muszę kończyć. Spieszę się do pracy.
– Rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Każda rozmowa z Kubą była dla niej uciążliwa odkąd poróżniły ich wydarzenia ostatnich miesięcy. Żałowała, że Jakub nie jest w stanie dać jej szansy, by się wytłumaczyć, jeśli nie teraz, to w najbliższej przyszłości. Gdyby dostała od niego szansę, być może miałaby w sobie więcej odwagi i motywację, by nie ulec Daro. Kiedy nakarmiła kotkę i wysprzątała jej kuwetę spostrzegła, że tak właściwie jest już spóźniona na dyżur. Zaklęła głośno i wezwała taksówkę. W pracy pojawiła się dwadzieścia pięć minut później.
– Jestem! Doktorze, jestem! Bardzo przepraszam za spóźnienie, problemy rodzinne…
– Kto ich w dzisiejszych czasach nie ma. Już miałem do ciebie dzwonić. Mamy wezwanie. Przebierzesz się w karetce.
– Jak to w…Karetce?
– Żartowałem, masz dwie minuty.
– Lidka popędziła do szatni znów wracając myślami do porannych wydarzeń. Przypomniała sobie, jak Daro pokazywał jej przeróżne zdjęcia szczęśliwej Kasi i dreszcz przeszedł ją na samą myśl o tym, że dziewczynka nadal może być śledzona, przez któregoś z jego ludzi. Na razie Lidka wywiązywała się z umowy, więc teoretycznie dziecku nie powinno grozić niebezpieczeństwo, ale nie mogła wziąć tego za pewnik. W chwilę potem biegła już do karetki. Adam Wszołek z Wiktorem byli już w gotowości.
– Jestem, jedziemy. Co się właściwie stało?
– Nie wiemy. Dzwoniąca kobieta powiedziała tylko, że wypadek przy pracach remontowych w domu.
– No to faktycznie, nie wiemy nic. Ktoś mógł sobie coś rozwiercić, czymś się poparzyć…
– Taaak jest.
– Westchnął Wiktor w zamyśleniu.
– Lidka też pogrążyła się w myślach. Co chwila spoglądała na telefon w oczekiwaniu na jakąś wiadomość od Kuby, czy Kasia się znalazła.
– Słyszałem doktorze, że odziedziczyliście jakiś spadek z doktor Anną?
– Chyba wszyscy już to słyszeli.
– Odpowiedział bez pretensji w głosie Wiktor.
– A jak stan tego starszego pana?
– Podejrzewam, że to już naprawdę kwestia kilku dni. Żeby mu ulżyć, podają mu morfinę…
– Na dźwięk tego słowa Lidka wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
– Co jest Lidka? Wszystko ok?
– Zapytał Wiktor.
– Tak…Zimno jakoś…
– Faktycznie. Pogoda grudnia nie przypomina.
– Kiedy dojechali na miejsce w mieszkaniu zastali spanikowaną kobietę i wielkie pobojowisko. Pokój, w którym poszkodowany oczekiwał na pomoc był w trakcie malowania, wszystko niemal osłonięte folią malarską.
– Witam, Wiktor Banach, lekarz. Co się stało?
– Pomóżcie mu! Pomóżcie mojemu bratu! Połknął trochę farby olejnej!
– Jezus Maria, jak to połknął?
– Przeraziła się Lidka.
– Cholera jasna!
– Zaklął Banach.
– Powiedział, że już nie da rady żyć. Żona chce mu zabrać dzieci, rozwieźć się, bo stracił pracę i zaczął pić. Poprosiłam go, żeby mi pomógł w malowaniu pokoju, taki remont. Skąd miałam wiedzieć, że coś takiego przyjdzie mu do głowy, chciałam go uchronić przed zrobieniem czegoś takiego, ale mi się nie udało, błagam, pomóżcie mu!
– Dobrze, spokojnie. Skąd pani wie, że połknął tę farbę?
– Powiedział mi, już po fakcie, że to zrobił. Najpierw miał jakieś szumy w uszach, mrowienie w palcach, zaczął się ślinić, a potem dostał drgawek i upadł. Zadzwoniłam jak najprędzej po pogotowie…
– Co robimy doktorze?
– Facet wpadł już w śpiączkę narkotyczną, musimy go zaintubować, bo inaczej się udusi. Zabieramy pana, szybko. Jak ciśnienie?
– 90 na 70. Siedem oddechów na minutę.
– Cholera, pogarsza się. Nie ma na co czekać, Lidka intubuj! Panowie, do karetki i migiem z panem do szpitala.
– Nie prowokujemy wymiotów?
– Nie Lidka, w ten sposób możemy doprowadzić do ciężkiego uszkodzenia płuc. Musimy panu zapewnić ciepło i spokój, także Adam włącz ogrzewanie na maksa.
– A co ze mną? Chcę jechać z bratem.
– Niestety, nie możemy pani zabrać.
– na Sorze pacjenta z zatruciem farbą olejną przejął Warner. Kiedy Wiktor podał Kubie wszystkie informacje zebrane podczas wywiadu lekarskiego i oddalił się wraz z Adamem, Lidka pobiegła za nim.
– Kuba! Kuba poczekaj! Co z Kasią? Znalazła się?
– Tak. Przepraszam, że cię niepokoiłem.
– Nie szkodzi, ale myślałam, że dasz znać, że się znalazła. Martwiłam się.
– Przepraszam. Mamy dzisiaj wyjątkowe urwanie głowy.
– Więc gdzie była Kasia?
– Poszła sama do szkoły, tak jak mówiłaś, a teraz…
– Ciociaaaa!
– Usłyszeli za sobą wrzask Kasi. Lidce mocniej zabiło serce. Nie widziała dziewczynki od ponad siedmiu miesięcy.
– Hej kruszyno! Aleś ty urosła! Jakie ty masz długie włosy!
– Ciociu. Powiedz mi. Gdzie byłaś przez ten cały czas?
– Byłam…Ja…Musiałam…
– Wyjąkała zastanawiając się co tak właściwie ma powiedzieć tej ślicznej dziewczynce, o najpiękniejszych roześmianych oczach, które kiedykolwiek w życiu widziała.
– Po prostu miałam mnóstwo problemów kochanie…
– To znaczy, że już nie masz tak? I że będziesz do nas znowu przychodzić?
– Kasiu, daj cioci spokój, bardzo cię proszę. Idź do samochodu, Dominika zaraz po ciebie przyjdzie.
– Nie! Dobrze wiesz, że jej nie lubię! Nienawidzę jej! To przez nią ciocia do nas nie przychodzi, widziałam, jak cię ostatnio przytulała i całowała! A przecież ty kochasz ciocię!
– Natychmiast do samochodu!
– Wrzasnął Jakub, aż obie z Lidką się wzdrygnęły. W oczach Kasi pojawiły się łzy i pobiegła do samochodu, posyłając Lidce pełne bólu spojrzenie.
– Przepraszam cię za nią. Dominika to nasza nowa sąsiadka. Czasem zostawiam z nią Kasię i…
– W porządku. Nie musisz mi się tłumaczyć. Tylko nie krzycz tak na dziecko, bo aż serce pęka.
– To, że ty nie chcesz się nikomu z niczego tłumaczyć, to nie znaczy, że ja nie chce. Między mną i Dominiką niczego nie ma. Kasia źle to zinterpretowała. To o to się rano pokłóciliśmy.
– Ok, nawet, jeżeli coś by między wami było to mnie nic do tego.
– Nic? Niedawno mnie przepraszałaś, prosiłaś o jeszcze jedną szansę, myślałem, że…
– W końcu się nade mną zlitowałeś?
– Nie! Przemyślałem wszystko i myślę, że powinniśmy zakopać topór wojenny.
– Lidka westchnęła ciężko.
– W porządku, skoro tak. Teraz nie mam na to czasu, jestem w pracy. Odezwę się za kilka dni to porozmawiamy.
– Jasne, no to cześć.
– Po raz pierwszy od dawna zobaczyła, jak Kuba uśmiecha się delikatnie patrząc na nią. Za ten uśmiech przeznaczony tylko dla niej mogłaby wykraść nawet całą karetkę leków. Kiedy Kuba odszedł, Lidka skierowała się do karetki, by przygotować ją do następnego wezwania, a co za tym idzie musiała znowu wykraść morfinę. Myśl, że gdyby tego nie zrobiła Daro i jego ludzie mogliby skrzywdzić Kasię, cudowną, roześmianą i wrażliwą dziewczynkę do głębi nią wstrząsała. Nie mogła do tego dopuścić.
– To jeszcze przez jakiś czas musi potrwać. Za nim nasza relacja się nie wyprostuje…A potem, potem wszystko mu powiem, jak na świętej spowiedzi.
– Pocieszała się w duchu chowając do torebki kilkanaście ampułek morfiny.
2 replies on “Rozdział 14”
Ojojojoj, ty zrób coś z tym wątkiem, bo nie mogę słuchać, jak ta biedna Lidka się męczy moralnie.
Biedna Lidka jak ja jej współczuję.